Rzeszów. Leopold Lis-Kula – legenda bez cokołu
Trumnę młodego podpułkownika przyozdobił wieniec od Naczelnika Państwa: „Mojemu dzielnemu chłopcu, Piłsudski”
Leopold Lis-Kula urodził się 11 listopada 1896 roku. Tego samego dnia, tyle że 22 lata później, Polska odzyskała niepodległość. Zbieg losu? A może palec Boży?
Pochodził z Kosiny pod Łańcutem. Ojciec Tomasz pracował na kolei. Autorzy, którzy publicystyką i wierszami ugruntowali po śmierci Leopolda jego legendę, ojca wspominają zdawkowo. Więcej piszą o matce, Elżbiecie z Czajkowskich, akcentują jej powiązania rodzinne z Michałem Czajkowskim – Sadykiem Paszą, pisarzem i podróżnikiem, który w XIX w., w Turcji, działał z Mickiewiczem na rzecz niepodległości Polski.
Zwrócił uwagę Komendanta
W Rzeszowie Kulowie mieszkali w domu przy ulicy Przybyszowskiej 3. W II Gimnazjum C.K. (obecnie II LO im. Lisa-Kuli) Leopold osiągał sukcesy z matematyki, niemieckiego, geografii, historii i gimnastyki. Był słabszy z polskiego, łaciny i przyrody. Elżbieta Kulowa wspominała: „Zamiłowanie miał zwłaszcza do historii wielkie. Nawet do jedzenia nie dawał oderwać się od książek”.
Mimo to lubił uciekać z lekcji. W czasie jednej z takich wypraw, wiosną 1911 roku, założył z kolegami w Olszynkach nad Wisłokiem tajne stowarzyszenie, z myślą walki o Polskę. Wiosną 1912 roku z tymże zastępem „Lisów” ćwiczył szermierkę i musztrę w lasach pod Głogowem i Tyczynem. Wyniki dały mu przepustkę do Związku Strzeleckiego. W czasie manewrów pod Jasłem zwrócił na siebie uwagę komendanta ZS Józefa Piłsudskiego, kiedy wspaniale przeprowadził manewr oskrzydlający. Po kursie w Zakopanem został oficerem.
W Rzeszowie nie wiedziano powszechnie, że spokojny i nad wiek poważny gimnazjalista ma w Związku Strzeleckim tak wysoką funkcję. Jeśli coś wyróżniało młodego zastępcę komendanta okręgu Związku Strzeleckiego, to mały karabinek, z którym paradował niewinnie na zakończenie roku szkolnego 1913 – ku przerażeniu nauczycieli i dyrekcji II Gimnazjum C.K.
Między bitwami przygotowywał się do matury
Praktyczny egzamin z ćwiczeń w okolicach Jasła, Głogowa i Tyczyna, Leopold i jego koledzy złożyli latem 1914 roku. Strzały w Sarajewie uruchomiły w Europie machinę wojenną. Wojna światowa, dla mieszkańców starego kontynentu okrutna i nie do końca zrozumiała, dla wielu młodych Polaków była upragnioną chwilą walki o niepodległość.
18-letni Leopold wyróżnił się już w pierwszych bitwach. Pod Kielcami (dowodził 2. kompanią 5. batalionu Legionów), Krzywopłotami, Łowczówkiem, Jaskowem, Kamionką, Kostiuchnówką, Kamienną i Kuklą. W I Brygadzie Legionów rosła jego sława odważnego i przewidującego dowódcy.
W zgiełku bitewnym pod Sandomierzem przypomniał sobie o maturze. Między bitwami uczył się francuskiego, studiował Kanta, Nietschego i Spinozę.
Listy do matki z 1915 roku to pozbawione upiększeń świadectwo wojennej tułaczki strzelców:
„Mamo! Pytasz, jak spędziliśmy Wielkanoc? W ziemiance, w pobliżu okopów przygotowano święcone. Kapelan poświęcił jadło. Na strzelca wypadło po jajku, kawałku kiełbasy i bułce”. „Droga Mamo! W każdym miesiącu przyślę Mamie 50 koron. Drugie 50 zostawiam sobie. Może bym i tego nie potrzebował, ale mam kilku kolegów, z którymi w gimnazjum w Rzeszowie siedziałem w jednej ławce, teraz szeregowców i muszę im pomóc. Drożyzna jest straszna i często głodują. Niech Mama stara się poprawić zdrowie!”.
W 1917 roku Edward Rydz-Śmigły skierował Leopolda do I Korpusu Polskiego na Kresach z zadaniem tworzenia ogniw Polskiej Organizacji Wojskowej. I Korpus Polski, skierowany do walki niepodległościowej na wschodzie, miał ustalić polską granicę. Gra była kunsztowna i ryzykowna.
Swoje ówczesne spotkanie z Lisem tak wspomina w „Strzępach epopei” Melchior Wańkowicz:
„Usłyszałem dzwonek u drzwi. Wsunął się młody człowiek, by nie ten wzrost, powiedziałbym, chłopak! Już za drzwiami szeptem spytał: Obywatel Wańkowicz? – To ja... – odpowiedziałem szeptem. Przybysz usiadł, przebierając długimi nogami. Po chwili podniósł na mnie wzrok chłopięcy, jasny i rozradowany, i wyciągnął rękę z mocno krótkiego rękawa. (Tkwiła na nim okropnie wąska marynarczyna, humorystycznie przykrótka.) Wsunął mi w rękę pomiętą kartkę, na której poświadczano, że major legionowy „Kortyn” – czyli on, jest wysłany przez Polską Organizację Wojskową do objęcia w Bobrujsku komendy. – Moje prawdziwe nazwisko Kula, ale w Legionach miałem pseudonim Lis! – wyłożył swoje personalia, jak na patelni, i znowu spojrzał na mnie z uśmiechem”.
Tu małe wyjaśnienie: do spotkania doszło w Bobrujsku wiosną 1918 roku. 22-letni oficer Legionów, Lis-Kula, miał tworzyć oddziały wojska polskiego dla obrony granicy wschodniej prawie wolnej Polski. Zadanie, niewyobrażalnie trudne i niebezpieczne, wprowadzało w piekło, gdzie co noc płonęły wioski i miasteczka. Od Brześcia szli Niemcy, od Zbaraża – Austriacy, od Kijowa – Armia Czerwona. Trwały walki z oddziałami Zachodnio-Ukraińskiej Republiki atamana Semena Petlury. Major „Kortyn” organizował polskie siły zbrojne z takich samych, młodych zapaleńców – i wygrywał bitwy. Udało mu się uruchomić sieć kolejową.
Oświadczył się Helenie Irankównej
Dwa zimowe dni 1918 roku spędził w Rzeszowie, na spotkaniach z rodziną i narzeczoną, Heleną Irankówną, siostrą Kazimierza Iranka-Osmeckiego, kolegi z gimnazjum i Legionów. Te dwa dni Kazimierz dokładnie opisał. Leopold, po latach tułaczki, nędzy i poniewierki, cieszył się każdą chwilą spokoju. Z Heleną biegali z łyżwami na ślizgawkę za budynkiem „Sokoła” (obecnie Teatr Siemaszkowej). Nikt w roześmianym chłopaku nie rozpoznawał majora „Kortyna”.
Po świętach Bożego Narodzenia Lis-Kula udał się z Rzeszowa do Lublina, gdzie objął dowództwo 2. batalionu 23. pułku piechoty. Jednostki, którą należało uformować, wyposażyć i przeszkolić. 2 stycznia 1919 roku wyruszył z nią na wschód. Osłaniał Lwów przed oddziałami Petlury, których zadaniem było ustalenie granicy zachodniej państwa ukraińskiego. Walczył pod Bełżcem, Rawą Ruską, Żurawicą, Żółkwią, Uhnowem i Sokalem, zdobywał karabiny maszynowe, konie i tabory.
Na krótko wrócił do Rzeszowa; oświadczył się Helenie Irankównej. Został przyjęty, lecz oficjalne zaręczyny miały się odbyć w czasie następnego spotkania za miesiąc. Czas szybko mijał i trzeba było wracać na front. Siostra Lisa-Kuli, Amalia, wspominała po latach, jak przed wyjazdem z domu był dziwnie niespokojny. Ostatnią noc nie spał. Na odjezdnym kilkakrotnie żegnał się z rodziną i znowu wracał, by jeszcze raz się pożegnać. „Nigdy tak się nie zachowywał przy pożegnaniach” – dziwiła się Amalia.
Śmiertelnie postrzelony pod Torczynem
Szybko wciągnął się w wir walki, broniąc odcinka kolejowego Włodzimierz Wołyński – Kowel czy odzyskując Poryck i, nocą 6 marca, Torczyn. W tej potyczce został ciężko ranny. Rana w pachwinie była głęboka i mocno krwawiła. Żołnierze przenieśli Leopolda do jednego z domów. Pierwszej pomocy udzieliła mu ukraińska sanitariuszka, wzięta ze swym oddziałem w niewolę. Bladym świtem najbliżsi już wiedzieli, że Leopold umiera. Upływ krwi był duży. Umierając, spokojnie wypytywał o wynik bitwy i straty oddziału. Mimo tego spokoju, czuł strach przed śmiercią.
Kazimierz Iranek-Osmecki, naoczny świadek śmierci Lisa-Kuli, wspominał:
„Kazał sobie trzymać, to ręce, to nogi w górze, by krew silniej napływała do serca, lecz siły go opuszczały. Widać było jak z każdą chwilą życie z niego ucieka”.
To Irankowi była przeznaczona kula, która dosięgła Lisa. Jako adiutant miał iść przed nim i pierwszy wyjść zza budynku, w kierunku którego padł strzał. Lis, wyższy wzrostem i mający dłuższe nogi, wyprzedził go. Zmarł z upływu krwi 7 marca 1919 roku nad ranem.
8 marca Sztab Generalny w Warszawie wysłał w świat komunikat:
„Jedna z kolumn pod dowództwem podpułkownika Leopolda Lisa-Kuli, po zaciekłej walce uwolniła miasteczko Torczyn. Lis-Kula wziął na siebie niezwykle trudne i ryzykowne zadanie, lecz śmierć nie oszczędziła tego dzielnego żołnierza".
Ostatnia droga Leopolda, zanim trumna trafiła na Pobitno w Rzeszowie, wiodła przez Włodzimierz Wołyński i Lublin do Warszawy. Na Placu Saskim odbyły się główne uroczystości pogrzebowe. Trumnę przyozdobił wieniec od Naczelnika Państwa, z krótkim, żołnierskim napisem: „Mojemu dzielnemu chłopcu, Piłsudski”.
Andrzej Piątek jest autorem książki „Lepsza śmierć ładna. Prawda i legenda o Leopoldzie Lisie - Kuli”, Wyd. Carpathia 2009.