Rządowe pożyczki spłacimy wszyscy
Zadłużamy się coraz bardziej. A dokładniej - zadłuża nas rząd, powiększając dług Skarbu Państwa. Prędzej czy później przyjdzie nam za to zapłacić.
Za narastający dług zapłacą wszyscy obywatele. Jeśli jeszcze do tego dodać informacje, że gospodarka nie rozwija się tak szybko, jak zakładano, to nie są to optymistyczne wieści.
GUS podał, że produkcja przemysłowa w lipcu była niższa o 3,4 proc. niż rok temu, spadła też w porównaniu z czerwcem. Widać duży spadek w budownictwie. To nie są dobre informacje ani dla ministra finansów, ani dla ministra rozwoju.
Ten ostatni zresztą „skorygował w dół”, czyli obniżył tegoroczną prognozę PKB z 3,8 na 3,5 proc. Słabszy wzrost gospodarczy oznacza mniejsze wpływy do budżetu. A to akurat wiąże się z poziomem za- dłużenia Skarbu Państwa.
Pod koniec ubiegłego tygodnia dziennik „Rzeczpospolita” podał, że w ciągu pięciu miesięcy tego roku zadłużenie Skarbu Państwa wzrosło o 56 mld zł i wynosi 891 mld zł. Według obliczeń dziennika za pół roku może to być nawet 60 mld zł. Oficjalne dane Ministerstwo Finansów ma podać dziś.
- Zadłużenie Skarbu Państwa określa, ile państwo potrzebuje pieniędzy, by oddać wszystkim, od których pożyczyło - obrazowo i w uproszczeniu tłumaczy Paweł Cymcyk, analityk DNA Rynków. Jest tu zarówno zadłużenie w bankach zagranicznych, jak i należności za wykup m.in. obligacji Skarbu Państwa.
- Większe zadłużenie oznacza więcej odsetek do spłacenia, czyli trzeba mniej wydawać na inne cele lub zwiększyć przychody, np. podatki, do poziomu, który będzie to finansował - wyjaśnia ekonomista dr Marek Zuber.
Skąd ten wysoki wzrost zadłużenia?
- Wzrost wartości długu w walutach obcych (osłabiona złotówka) i program 500 plus - to zdaniem ekonomisty dr. Marka Zubera dwa główne powody wzrostu zadłużenia Skarbu Państwa. - Gdyby nie było 500 plus, w tym sektorze nie trzeba by się tak zapożyczać. Tylko część z tych pieniędzy wraca do budżetu w postaci podatków.
PiS, niestety, kontynuuje wysoki poziom zadłużenia zaczęty przez rządy PO-PSL.
Mateusz Morawiecki, wicepremier i minister rozwoju, na spotkaniu z członkami PiS w Bydgoszczy powiedział, że program 500 plus odbywa się na kredyt.
W tym roku na wypłaty 500 zł na dziecko przeznaczone jest 17 mld zł. W przyszłym będą to już 22 mld zł. A w kampanii wyborczej PiS zgłaszało jeszcze inne, kosztowne obietnice: obniżenie wieku emerytalnego (konieczność większych dopłat z budżetu do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych), 8 tys. zł kwoty wolnej od podatku - co z kolei oznacza mniejsze wpływy do budżetu.
- To są propozycje systemowe, ale trzeba pytać, skąd będą na nie pieniądze? Komu zabrać albo co ograniczyć? Nie ma nic darmo - podkreśla Paweł Cymcyk. - Im bardziej zadłużony kraj, tym słabsza jego waluta, drożeje benzyna, wszystko staje się coraz droższe. Potem sprawy toczą się już szybko i trudno je zatrzymać.
Czy w związku ze wzrostem zadłużenia mamy się czego obawiać?
- Tak, choć może nie dziś, ale nie jest to informacja obojętna dla przeciętnego obywatela - mówią zgodnie, niezależnie od siebie, obaj ekonomiści. - Dług trzeba w końcu oddać.
Większe dochody zapewniłaby szybciej rozwijająca się gospodarka, innowacyjna gospodarka. Gospodarka rozwija się wolniej, zapowiadane większe wpływy z podatku VAT są niższe niż oczekiwano. - Zbyt mocne przykręcenie śruby może zniechęcić do otwierania nowych biznesów - ostrzega Cymcyk.
Jeśli nie ma zakładanej poprawy ściągalności podatków, to inną drogą, by nie powiększać długu, jest ograniczenie wydatków. Tego zaś nie ma.
- Przy narastającym zadłużeniu nie można wykluczyć wzrostu podatków - wyjaśnia Zuber. - Widać poprawę ściągalności podatków, ale to na razie za mało, by domknąć przyszłoroczny budżet.
Długi Gierka spłacaliśmy ćwierć wieku mimo różnych układów z wierzycielami.