Rząd robi wszystko, żebyśmy mieli gospodarkę centralnie planowaną
- Jak wiemy, nie tylko z teorii, brak stabilności i spójności w zarządzaniu spółkami przynosi w efekcie coraz więcej problemów i strat - uważa prof. Zbigniew Pastuszak, dziekan Wydziału Ekonomicznego UMCS.
Spośród czterech największych firm województwa lubelskiego, trzy są pośrednio lub bezpośrednio kontrolowane przez Skarb Państwa. W ubiegłym roku ich przychody były niższe niż w 2015 r. W wypadku PGE Dystrybucja spadek wyniósł 100 mln, Grupy Azoty Zakładów Azotowych „Puławy“ - prawie 500 mln, a LW Bogdanka - prawie 100 mln zł. Co miało wpływ na ich wyniki?
Informacja o zmniejszeniu się przychodów PGE Dystrybucja, pomimo rozwoju branży energetycznej, jest zaskakująca. Najłatwiej na pytanie o przyczynę spadku wpływów można odpowiedzieć w przypadku Puław. Niestety, mamy do czynienia z klasycznym konsumowaniem tego, co wypracowały poprzednie zarządy spółki. Można odnieść wrażenie, że obecnie, działając w ramach grupy, spółka nie ma pomysłu lub wpływu na dalszy, dynamiczny rozwój. Prawdopodobnie stagnacja dotyczy całej grupy, konsumuje efekty pracy spółek wchodzących w jej skład, finansuje różnorodne działania nie do końca wpisujące się w jakiś realny plan długoterminowego rozwoju i działa siłą rozpędu. Gorsze wyniki są o tyle zaskakujące, że branża chemiczna się rozwija. Według raportu Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego, wartość produkcji sprzedanej branży w 2016 r. przekroczyła 150 mld zł. To oznacza wzrost o prawie 4,5 proc. w stosunku do poprzedniego roku. Nasze zakłady mają dobre produkty, rynek się nie załamał, rolnicy kupują nawozy, co powinno przynosić korzyści Puławom. Natomiast przychody spadają.
Dlaczego tak się dzieje?
Być może zbytnio w siłę urośli dystrybutorzy, a osoby, które weszły do zarządu spółki, mają zbył małe doświadczenie w branży i zbyt małe zdolności negocjacyjne. Nie zapominajmy również o nasilającej się konkurencji zewnętrznej. Żadna firma nie działa w oderwaniu od realiów rynkowych. Tymczasem od stycznia 2016 r. notowania spółki spadły o ponad połowę. W tym okresie Puławy miały już trzech prezesów. Nie ma ciągłości w zarządzaniu spółką, a w tej branży jest to nie mniej ważne niż spójna strategia długoterminowego rozwoju, inwestycji i projektów proinnowacyjnych. To nie jest jednak tylko przykład Puław. Z rozmów z przedstawicielami różnych spółek z kapitałem Skarbu Państwa wiem, że po zmianach składu zarządów i/lub rad nadzorczych, wywołanych decyzjami nowego rządu, w tym eliminacją konkursów na kluczowe stanowiska w spółkach Skarbu Państwa, kluczowe inwestycje zastopowały. Panuje swoisty marazm, nie są realizowane lub ulegają znacznemu spowolnieniu kontrakty negocjowane przez poprzedników, a nowi ludzie najprawdopodobniej boją się podejmować istotne decyzje. Nie można oczywiście stwierdzić, że jest to regułą, ale zdarza się coraz częściej. Jak wiemy, nie tylko z teorii, brak stabilności i spójności zarządzania spółkami w efekcie przynosi coraz więcej problemów i strat.
Niskie ceny węgla przełożyły się na niższe przychody lubelskiej kopalni. Pod koniec 2015 roku Bogdankę przejął koncern Enea, którego właścicielem jest Skarb Państwa. Ubiegły rok był pierwszym po zmianie właściciela i prezesa.
Bogdanka jest najlepszą kopalnią w Polsce. Mimo to ma problemy ze sprzedażą swoich produktów. Wcześniej takiego problemu nie było. Należałoby przypuszczać, że branża energetyczna będzie się rozwijać. Rząd deklaruje, że energetyka i górnictwo węglowe są kluczowe dla gospodarki. Tylko że to wcale nie ma przełożenia na to, co się dzieje w lubelskiej kopalni. Nie można też odnieść wrażenia, że lepiej jest na Śląsku. Skoro tak, to jak mają się deklaracje rządu do realiów gospodarczych? Przy okazji dyskusji dotyczącej przejścia p. Małgorzaty Sadurskiej z Kancelarii Prezydenta do zarządu PZU politycy PiS argumentowali, że po obsadzeniu państwowych spółek przez tę partię ich wyniki się poprawiły. Wskaźniki trzech największych spółek z naszego regionu przeczą tej tezie. Gospodarczo patrząc, trudno znaleźć wydarzenie, które mogłoby spowodować takie spadki w przychodach tych trzech spółek. A może to być pierwszy sygnał, że gospodarka wcale nie rozwija się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Jeżeli w takich branżach jak energetyka i chemia zauważamy spadki, to może oznaczać, że gospodarka - wbrew wskaźnikom GUS - zwalnia. Jeśli tak by było, to niebawem może się pojawić problem z realizacją założeń budżetowych. To byłaby bardzo zła prognoza nie tylko dla rządu, ale dla społeczeństwa, którego oczekiwania socjalne zostały rozbudzone przez obecną ekipę rządzącą.
Z drugiej strony, w pierwszej piątce największych firm regionu mamy prywatnego producenta mebli Black Red White i sieć supermarketów Stokrotka, których przychody w 2016 roku wzrosły.
Wzrosty w przypadku BRW oznaczają, że sprawdza się ich strategia ekspansji wewnętrznej i eksportu, że wypracowali sobie silną pozycję w porównaniu chociażby do Ikei. Ale może też świadczy o wzroście konsumpcji, na co z całą pewnością ma wpływ realizacja programu Rodzina 500 plus, wzrost płacy minimalnej czy też innych czynników stymulujących konsumpcję (np. spadek bezrobocia, środki z nowej perspektywy unijnej itd.).
Po wynikach BRW i Stokrotki widać, że Polacy więcej kupują. Czy to też miało wpływ na lepsze wynik dewelopera - spółki Wikana oraz producenta drzwi i okien - firmy POL-SKONE?
Prawdopodobnie tak. Widać miliardy złotych wydane przez rząd na konsumpcję, ale z drugiej strony obserwujemy zahamowanie motorów rozwoju - PGE Dystrybucja, GA ZA Puławy i LW Bogdanka. Całościowo patrząc na gospodarkę, wskaźnik wzrostu PKB może napawać optymizmem, spadek bezrobocia - podobnie, ale np. wzrost inflacji czy rozbieżności występujące między CLI (tzw. Indeks Wskaźników Wyprzedzających OECD, służy do prognozowania tendencji w gospodarce - przyp. red.) oraz PMI (tzw. wskaźnik optymizmu producentów) danych makro - tworzą negatywne wrażenie. Rozwinięte oczekiwania konsumpcyjne, przy spowolnieniu gospodarki, mogą w efekcie skutkować ich ograniczeniem, a to nie wróży dobrze na przyszłość. Problemy z rozwojem kół zamachowych regionu odbiją się na zatrudnieniu, płacach, inwestycjach i kondycji innych firm w regionie. Pamiętajmy, że gospodarka jest skomplikowanym sy-stemem różnorodnych mechanizmów o ogromnej skali inercji, bezwładności i o bardzo długim okresie reakcji na aktualnie podejmowane decyzje. Niezmiernie trudno określić np. bezpośredni związek decyzji rządowych z aktualnie obserwowanymi wskaźnikami makroekonomicznymi, na to musimy spojrzeć z perspektywy kwartałów lub lat. W moim przekonaniu jest zbyt wcześnie, żeby na podstawie aktualnie obserwowanych wskaźników oceniać bieżącą politykę rządu, by tworzyć scenariusze rozwoju.
Które wydarzenia z ubiegłego roku miały największy wpływ na gospodarkę Polski i regionu?
Po pierwsze, wprowadzenie programu Rodzina 500 plus, który się przełożył i nadal się przekłada na wzrost konsumpcji. Drugim czynnikiem było podniesienie na początku roku płacy minimalnej do poziomu 2000 zł brutto. To sprawiło, że wzrosły oczekiwania płacowe także tej część pracowników, który zarabiają więcej. Niewątpliwym sukcesem obecnego rządu, jeśli prezentowane dane się potwierdzą, jest też uszczelnienie systemu podatkowego i ściągalności VAT-u. W niektórych branżach, jak import i eksport paliw, procedury są tak skrupulatnie nadzorowane, że jakiekolwiek nadużycia stały się prawie niemożliwe. Wcześniej, przez lata, nikt nie potrafił się za nie zabrać i skutecznie zakończyć. To jest niewątpliwy sukces. Minusem działań rządu jest destabilizacja w sferze poszanowania procedur i wypracowanych standardów działania różnych instytucji. Rząd robi wszystko, żebyśmy mieli gospodarkę centralnie planowaną. Często pojawiają się politycy, którzy wypowiadają się w taki sposób, jakby kreowali reguły prawne, nie zwracając uwagi na przestrzeganie postanowień instytucji powołanych do ich stanowienia. Przykładem mogą być stwierdzenia czołowych polityków PiS, deprecjonujących np. rolę sądów. Destabilizowanie instytucji, a jednocześnie centralizowanie decyzji w rękach polityków oraz niepewność dotycząca interpretacji przepisów prawa wcześniej czy później źle się skończy, nie tylko dla gospodarki.
Co może się wydarzyć i jakie decyzje będą miały największy wpływ na naszą gospodarkę w przyszłości? Na razie, z zapowiedzi rządu wiemy, że płaca minimalna w przyszłym roku ma wzrosnąć o 80 zł. Taką decyzję na początku czerwca podjęła Rada Ministrów. Chociaż pierwotnie resort pracy proponował 2100 zł.
Jeśli będzie oczekiwanie dalszego wzrostu pracy minimalnej, to prędzej czy później, pomimo nasilenia kontroli, znów zacznie rosnąć szara strefa. Wzrost płacy minimalnej wywołuje presję na wzrost wynagrodzeń pracowników lepiej zarabiających, których wynagrodzenie relatywnie się obniża. To z kolei powoduje wzrost kosztów wytwarzania, w skład których poza energią i materiałami wchodzą koszty pracy. Oczywiście wszystko zależy od branży, ale np. w usługach koszty pracy mogą sięgać np. 80 - 90% kosztów całkowitych. Większość przedsiębiorców wcale nie osiąga olbrzymich marży na sprzedaży swoich produktów, co w efekcie może prowadzić do sytuacji, że presja na wzrost wynagrodzeń zmusi ich albo do zamykania biznesów, albo ucieczki do szarej strefy. Pamiętajmy, że gospodarka funkcjonuje głównie dzięki organizacjom tworzonym dla zysku. Organizacje typu „non for profit” są oczywiście bardzo pożyteczne społecznie, ale generują zatrudnienie etatowe na poziomie ok. 1% ogółu zatrudnionych w gospodarce. Bez generowania zysku nie ma przedsiębiorczości, nie ma wpływów podatkowych i politycy mają coraz mniejszy „tort do podziału”, a pamiętajmy, że spółki „państwowe” zawsze podlegać będą różnorodnym naciskom mającym na celu podejmowanie działań, które mają niewiele wspólnego z rozwojem.
Przykłady można mnożyć, ale widzimy bardzo wyraźnie, że np. w ten sposób finansowane są działania TVP, repolonizowane są banki, udzielana jest pomoc kopalniom węgla kamiennego czy np. odprowadzane dywidendy do budżetu, nawet pomimo istniejących potrzeb inwestycyjnych. Pamiętajmy. O ile decyzje takie podejmuje prywatny przedsiębiorca, to jest to efekt realizowanej przez niego strategii działania, w jakiś sposób skalkulowany i koszt ponoszony jest najczęściej wtedy, gdy zrealizowane zostaną niezbędne inwestycje, bądź inne działania prorozwojowe, wymagające finansowania. W przypadku spółek Skarbu Państwa nie zawsze jest to takie oczywiste i czasami realizacja doraźnych aktywności oczekiwanych przez wpływowych polityków może prowadzić do rezygnacji z niezbędnych inwestycji, spowalniających lub uniemożliwiających rozwój spółki. Oczywiście za błędne decyzje odpowiada zarząd spółki, ale być może nie wszyscy nowo powołani członkowie zarządów o tym wiedzą.
Rząd dużo mówi o innowacyjności, zakładaniu firm i start-upów. Czy to szansa na szybszy rozwój gospodarczy?
Oczywiście, ale nowych firm wcale nie powstaje tak dużo, poza tym ich przeżywalność drastycznie spada, według danych GUS z 70% w pierwszym roku działalności do 15 - 25% po trzech latach. W większości zatrudniają zaledwie po kilka osób, więc nie wpływają znacząco na spadek bezrobocia. Jednak mają dużą wartość innowacyjną, są kreatywne. Mogą mieć potencjał eksportowy, ale wymagają dużego wsparcia finansowego.
Kolejnym zagrożeniem jest to, że Polska zaczyna pełnić w UE funkcję „enfant terrible”. Rząd uspokaja, że np. za nieprzyjmowanie uchodźców nie grożą nam kary finansowe, ale z czasem może dojść do sytuacji, że pewne środki na dofinansowanie projektów zostaną wstrzymane np. pod pretekstem braku polskich projektów o wymaganym poziomie innowacyjności lub ich związku z polityką spójności UE. Powody mogą być różne. Wówczas, ze względu na rozwinięte wydatki socjalne, rządowi może zabraknąć pieniędzy na realizację przygotowanych już inwestycji. Budowa kilku ważnych dróg w Polsce już wypadła z planów centralnych. Jeżeli pojawiłoby się zagrożenie dla realizacji dużych projektów infrastrukturalnych, to też będzie źle dla gospodarki. Wiadomo, że to właśnie budownictwo napędza całą gospodarkę. Start-upy wymagają finansowania, często ze źródeł zewnętrznych, ze strony inwestorów zagranicznych. A inwestorzy oczekują stabilnych regulacji prawnych i przewidywalnego partnera, jakim jest państwo jako instytucja. Nie bez powodu w większości wskaźników opisujących rozwój współczesnej gospodarki stabilność polityczna i jakość instytucji państwowych stanowią kluczowe elementy, brane pod uwagę przez inwestorów.
Skupmy się na naszym regionie. W ostatnich miesiącach średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw przekroczyło 3,7 tys. zł brutto, a w Lublinie - 4,1 tys. zł. Do tego stopa bezrobocia w województwie wynosi 9,7 proc., a w Lublinie - 7 proc.
Pamiętajmy, że te statystyki nie uwzględniają bezpośrednio zmian demograficznych; odnoszą się do liczby osób w wieku produkcyjnym, potencjalnie zdolnych do podjęcia pracy. Na spadek bezrobocia wpływają m.in. niż demograficzny oraz odejścia na wcześniejsze emerytury. Zmniejsza się po prostu liczba osób w wieku produkcyjnym, które brane są pod uwagę do kalkulacji wskaźnika bezrobocia. Nawet jeśli liczba miejsc pracy nie zwiększy się lub nawet spadnie, możemy zaobserwować spadek bezrobocia. Nie zawsze będzie on miał trwały charakter i nie zawsze będzie świadczyć o realnej poprawie w gospodarce. Ponadto pamiętajmy, że mamy także do czynienia z emigracja zarobkową Polaków, z utratą statusu bezrobotnego przez część osób szuka-jących pracy itd. Pewna część wolnych miejsc pracy została zajęta przez Ukraińców, a Polacy wyjechali do Anglii i Skandynawii. Zobaczymy, co wydarzy się po ewentualnym Brexicie. Wówczas fala powrotów może przełożyć się na zmianę wskaźników bezrobocia. To także jest bardzo skomplikowany proces, podobnie jak wszelkie zmiany w gospodarce w skali makroekonomicznej.
Jaki wpływ na nas będzie miało szersze otwarcie rynku pracy UE dla Ukraińców?
Przedsiębiorcy, z którymi rozmawiałem, wcale się nie cieszą z faktu, że Ukraińcy przyjeżdżają. Rzeczywiście, niektórym zależy, żeby zapłacić pracownikom jak najmniej, ale pozostali uważają, że są to raczej niestabilni pracownicy. Nie chciałbym generalizować, bo m.in. w UMCS zatrudniamy na etatach bardzo sumiennych i sprawnych pracowników z Ukrainy, ale z relacji kilku lubelskich przedsiębiorców wiem, że Ukraińcy raczej nastawiają się na możliwość dalszej emigracji zarobkowej na Zachód i że nie wszyscy szukają stabilnego zatrudnienia w Polsce.
Jak Pan ocenia sytuację Lublina? Ostatnio zakończyła się budowa placu Litewskiego. W mieście powstaje coraz więcej hoteli i apartamentowców.
Trudno ocenić sytuację tak dużego miasta w kilku słowach - wszystko zależy od kontekstu. Ale oglądałem np. relacje z mistrzostw U-21 w piłce nożnej z lubelskiego stadionu i pamiętam dyskusje na temat sensu jego budowy. Gdyby nie nowy stadion, nikt nie mówiłby o Lublinie, nie przyjeżdżałyby tysiące kibiców czy turystów, nie korzystałyby na tym bary, restauracje, hotele, instytucje kultury, komunikacja miejska itd. Zawsze jest tak, że aby mieć efekt, trzeba po pierwsze mieć wizję, po drugie sfinansować ją i po trzecie rozwijać. Za to należą się ogromne podziękowania prezydentowi Krzysztofowi Żukowi i jego współpracownikom. Dużą szansą dla Lublina jest zapowiadane powiększenie podstrefy specjalnej strefy ekonomicznej na Felinie, która mogłaby przyciągnąć kolejne firmy, a co za tym idzie - wygenerować nowe miejsca pracy. Myślę, że dalej jesteśmy konkurencyjni lokalizacyjnie i cenowo dla inwestorów, więc strefa i przemysł w Lublinie na pewno nadal będą się rozwijać.
Co do centrum Lublina, dobrze, że pojawiają się nowe hotele. O problemie z bazą hotelową mówi się o dawna. To też jest efektem wcześniejszych inwestycji. Gdyby nie stadion, nie Lubelskie Centrum Konferencyjne, organizowane przez miasto imprezy kulturalne, nie byłoby mistrzostw piłkarskich, kibiców, turystów i takiego obłożenia w hotelach. Dobrze, że w Lublinie dzieje się dużo, ale zauważam coś jeszcze, co mnie niepokoi. Znajoma zmieściła ostatnio na jednym z portali społecznościowych film z uruchomienia fontanny na placu Litewskim. Ku swojemu zaskoczeniu, wywołała tym polityczną burzę wśród komentujących. Jedni chwalili prezydenta Żuka, drudzy krytykowali jego politykę. Ludzie zachowują się jak szaleńcy, nie przyjmują racjonalnych argumentów. Nie wiem, skąd bierze się taka wzajemna złośliwość, i to z obu stron, przeciwników i zwolenników prezydenta Lublina. Przecież to nasze miasto. Jeśli wygląda coraz lepiej, to wypada się z tego tylko cieszyć. Przynajmniej tak, jak tłumy oglądające pokazy multimedialne w ostatnich dniach.