Rząd kręci bat na alimenciarzy. Będą odpracowywać swoje długi
Zadłużenie alimentacyjne Polaków przekroczyło 11 mld zł. To niemal tyle, co połowa kwoty, jaką rząd wyda w tym roku na program Rodzina 500 plus. Tak wynika z analizy przeprowadzonej przez Krajowy Rejestr Długów.
Spory w tym udział mają mieszkańcy naszego województwa, którzy wygenerowali ponad miliard złotych długu. Mają oni średnio do oddania ponad 33,4 tys. zł. Mniejsze lub większe zaległości w płaceniu alimentów ma obecnie aż 32 250 mieszkańców województwa. To daje nam miejsce w ścisłej czołówce krajowej.
Co ciekawe, w 2015 r. zadłużenie Dolnoślązaków wobec własnych dzieci było niemal o połowę niższe (560 mln zł). Co się stało, że nagle tak wielka rzesza alimenciarzy przestała płacić? Oficjalnej odpowiedzi brak. Można się tylko domyślać, że po wprowadzeniu Programu 500 plus uznali, że nie muszą sobie wypruwać żył, skoro rząd pomaga finansowo.
Województwa zachodnie zawsze przodowały w niesławnej statystyce. - To nic zaskakującego - twierdzi dr hab. Jerzy Żurko z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. - Tereny te zostały zasiedlone w całości lub w części po wojnie i mimo upływu lat nie wytworzyły się tu tak silne więzi społeczne, jak w województwach, gdzie osadnictwo polskie istniało od stuleci. Tam w obawie przed negatywną oceną sąsiadów, która jest niezwykle istotna, pewnych rzeczy się po prostu nie robi - wyjaśnia naukowiec.
Z państwowego Funduszu Alimentacyjnego na rzecz dzieci, których rodzice odmawiają płacenia alimentów, przeznaczane jest co roku ok. 1,5 mld zł. Z tych pieniędzy Skarb Państwa odzyskuje co roku zaledwie 13-14 proc.
Te niekorzystne statystyki chce zmienić rząd. Zaproponowany w grudniu przez Ministerstwo Sprawiedliwości i przyjęty przez rząd projekt nowelizacji ustawy zakłada, że dłużnicy, którzy nie zapłacą zasądzonych alimentów przez co najmniej trzy miesiące, zostaną ukarani grzywną, a nawet trafią na rok do więzienia. Tam w ramach wdrażanego przez ministerstwo programu będą odpracowywać swój dług. Kary unikną jedynie wtedy, gdy wyrównają zaległości w ciągu 30 dni od pierwszego przesłuchania w charakterze podejrzanego.
Dziś prawo przewiduje kary jedynie za enigmatycznie i ogólnie brzmiące „uporczywe uchylanie się” od płacenia alimentów, co wykorzystuje wielu rodziców. Wystarczy raz na jakiś czas przekazać na dziecko nawet niewielką część zasądzonego świadczenia, by uniknąć odpowiedzialności.
- Wyniki są niechlubne. Jest problem ze ściąganiem alimentów. To pokazuje, że trzeba zaostrzyć przepisy - twierdzi Mirosława Stachowiak-Różecka, wrocławska posłanka Prawa i Sprawiedliwości. - Będę popierała każde rozwiązanie, które doprowadzi do tego, że alimenty będą ściągane skuteczniej, bo chodzi przecież o dobro dzieci. Jeżeli prawo w tym nie pomaga, to należy je zmienić - dodaje.
Za zaostrzeniem kar jest także Alicja Chybicka, wrocławska posłanka Platformy Obywatelskiej. - Jeśli ktoś zdecydował się na dziecko, to oczywiście w miarę swoich możliwości powinien na nie łożyć. Część uchylających się od płacenia nie robi tego ze złośliwości, ale z braku środków. Zawinionego czy nie, to wszystko jedno. Wysyłanie dłużników do więzień to chyba jednak krok za daleko, bo na tych, którzy już teraz nie radzą sobie z długami, nałożymy kolejne zobowiązania. Odpracowywanie alimentów - tak, ale na wolności - twierdzi Alicja Chybicka. - Jak widać, diabeł tkwi w szczegółach. Musimy więc poczekać, aż ustawa zyska ostateczny kształt i wtedy będziemy mogli zastanowić się nad ewentualnym poparciem - dodaje posłanka.
W propozycji rządu pojawiała się również możliwość zlecania firmom windykacyjnym egzekucji niezapłaconych alimentów. - To dobry pomysł, a skuteczność tego rozwiązania będzie tym większa, im szybciej po powstaniu zaległości te sprawy zostaną skierowane do windykacji - zauważa Jakub Kostecki, prezes zarządu firmy windykacyjnej Inkasso.
Z danych Krajowego Rejestru Długów wynika, że 58 proc. uchylających się od płacenia alimentów ma więcej niespłaconych zobowiązań - zalegają m.in. w bankach, firmach pożyczkowych czy u operatorów telefonicznych.
- Z tego względu dobrym pomysłem jest na przykład sprzedawanie długów alimentacyjnych, a normą w windykacji powinna być polityka prougodowa, czyli ustalanie z dłużnikiem dogodnych terminów spłaty zaległości i wysokości rat - wyjaśnia Kostecki.
Wśród rządowych propozycji pojawił się również pomysł utworzenia centralnego rejestru uporczywych dłużników alimentacyjnych. - To nie jest dobre rozwiązanie. Taką funkcję spełniają już biura informacji gospodarczej, do których trafiają ci, za których alimenty płacą gminy - mówi Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów. - Nic nie stoi na przeszkodzie, aby dostęp do danych niesolidnych rodziców mieli również komornicy. Trzeba pamiętać, że - by taki wpis skłonił dłużnika do spłaty zobowiązania - musi być dostępny dla jak najszerszego grona podmiotów pobierających dane o zadłużeniu konsumentów - dodaje.
Egzekucja komornicza
Według Krajowej Rady Komorniczej, w Polsce komornicy prowadzą ok. 650 tys. spraw o zaległe alimenty, a każdego roku przybywa 60 tys. nowych.
- Gdy wierzyciele decydują się na wytoczenie powództwa o zasądzenie alimentów, niejednokrotnie po złożeniu wniosku o wszczęcie egzekucji u komornika wycofują go. Pytane o powód, tylko niektóre matki przyznają się, że pod ich adresem kierowano groźby, aby wycofać sprawę od komornika, bo - jak tłumaczą nierzetelni ojcowie, „nie będą płacić komornikowi”. Szkoda, że nie wszyscy jeszcze pamiętają o tym, że pieniądze nie idą na konto komornika, tylko pokrzywdzonych dzieci - mówi Konrad Siekierka, radca prawny z kancelarii Via Lex.