Ryszard Tadeusiewicz, profesor AGH: Historia zawarta w medalach: Polarnik
W moim cyklu opisywania Polaków, których wizerunki zdobią różne medale, chcę dziś napisać o Henryku Arctowskim. Niestety medalu z jego podobizną nie mogłem wydobyć z mojej szuflady, bo go nigdy nie dostałem i nie dostanę, ale wiem, że Medal Arctowskiego przyznaje raz na dwa lata National Academy of Science w USA za badania związane z fizyką Słońca.
Ale o Arctowskim warto napisać, gdyż był on wybitnym badaczem Antarktyki, a ponadto - mimo że całe życie pracował naukowo poza Polską - był gorliwym polskim patriotą, znanym z tego, że na konferencji w Paryżu po I wojnie światowej, gdy tworzono granice odrodzonej Polski, zabiegał bardzo intensywnie i skutecznie o to, żeby w skład tworzonego państwa polskiego weszły ziemie znajdujące się w zaborze pruskim.
Pierwsze osiągnięcia Arctowskiego związane były z wyprawą statku Belgica, który w latach 1897-99 badał wybrzeża Antarktydy i otaczające wody. Statek ten został uwięziony w lodach i badaczom zagrażało prawdziwe niebezpieczeństwo, bo lody mogły zgnieść kadłub statku lub mogły uwięzić go na całe lata, co groziło śmiercią głodową. Atmosfera na dryfującym wraz z krami statku była tak przerażająca, że dwie osoby zmarły, a kilka cierpiało na zaburzenia psychiczne. Tymczasem Arctowski wykorzystywał ten czas do tego, by prowadzić badania geologiczne, biologiczne, oceanograficzne, geodezyjne i meteorologiczne. Roald Amundsen, późniejszy zdobywca bieguna południowego, który na Belgice pełnił funkcję pierwszego oficera, pisał w swoich raportach, że Arctowski wykonywał więcej pracy niż czterech innych badaczy. Stosował przy tym nieznane wcześniej metody, na przykład badając odgłosy dobiegające z głębi oceanu, próbował odtworzyć kształt dna i wykazał, że pasmo górskie Andów przedłużone jest na dnie morskim aż do Antarktydy.
Zasługi naukowe Arctowskiego podczas tej wyprawy były wielkie, ale ocena jego osoby przez współtowarzyszy była negatywna, gdyż ustawicznie popadał on w różne konflikty, przy czym szczególnie zajadły był w zwalczaniu innego Polaka na pokładzie Belgiki, którego wcześniej sam zaprotegował jako swojego asystenta, Antoniego Dobrowolskiego.
Po powrocie Belgiki do Antwerpii Arctowski dostał posadę w Królewskim Belgijskim Obserwatorium Meteorologicznym, gdzie między innymi zajmował się porządkowaniem i organizacją materiałów z wyprawy antarktycznej i przedstawił bardzo obszerny raport. Było to monumentalne dzieło i Arctowski oczekiwał, że w uznaniu jego zasług zostanie mu przyznane honorowe obywatelstwo belgijskie. Obywatelstwo otrzymał, ale zwykłe, więc się obraził i w 1909 roku wyjechał do USA. Tam go doceniono i nawet uczyniono arbitrem w rozstrzyganiu sporu dotyczącego pierwszeństwa dotarcia do bieguna północnego.
W USA pracował przez osiem lat jako dyrektor działu przyrodniczego w Nowojorskiej Bibliotece Publicznej, a także uczestniczył w wyprawie na Spitsbergen i Lofoty.
Sprawy polskie były zawsze przedmiotem jego szczególnego zainteresowania. Wspomniałem już wyżej o jego działaniach podczas konferencji wersalskiej na rzecz powiększenia terytorium odtwarzanej po zaborach Polski, a po jej utworzeniu przyjechał do Lwowa i na Uniwersytecie Jana Kazimierza stworzył Instytut Geofizyki i Meteorologii.
Tak się złożyło, że w sierpniu 1939 roku wyjechał na Kongres Międzynarodowej Unii Geodezyjno-Geofizycznej w Waszyngtonie i po napaści hitlerowców na Polskę musiał pozostać w USA. Pracował aż do 1950 roku w Smithsonian Institution (jest to obserwatorium astronomiczne w Waszyngtonie), ale po wyzwoleniu Polski utrzymywał kontakty z Polskim Towarzystwem Geologicznym. Zmarł w 1958 roku, a jego prochy zostały sprowadzone do Polski i pogrzebane w Warszawie.