Ryszard Tadeusiewicz, profesor AGH: Ciekawostka na temat odkrycia Ameryki
W sobotę będziemy obchodzili kolejną rocznicę „odkrycia Ameryki”. Tego dnia, 12 października w 1492 roku, po ponad dwumiesięcznym rejsie przez otwarty Atlantyk, hiszpańska wyprawa dotarła do pierwszego skrawka Ameryki. Wprawdzie rocznica tego wydarzenia w bieżącym roku jest zdecydowanie nie „okrągła” (było to bowiem 532 lata temu), a ponadto rdzenni mieszkańcy Ameryki obecnie coraz głośniej domagają się tego, by zaprzestać mówienia o „odkryciu Ameryki”, bo przecież oni tam żyli od stuleci i żadnego „odkrycia” nie potrzebowali. Niemniej rocznica owego lądowania Europejczyka na wcześniej nieznanym (w Europie) kontynencie skłania do tego, żeby przypomnieć pewną ciekawostkę związaną z tym wydarzeniem.
Ciekawostka związana jest z pozornie trywialnym pytaniem: Kto był odkrywcą? W powszechnej świadomości tkwi przekonanie o tym, że odkrywcą był Krzysztof Kolumb. Jeśli jednak przyjrzymy się faktom, to przekonamy się, iż ten „pewnik” powstał w dużej mierze za sprawą umiejętnego marketingu.
Nie ulega wątpliwości, że zasługą Kolumba było sformułowanie śmiałego zamiaru dotarcia z Europy do Azji (będącej dla Europejczyków źródłem wielu cennych towarów) drogą morską wiodącą na zachód, wprost przez Atlantyk, zamiast praktykowanej od wieków drogi na południe i na wschód, wokół ogromnego kontynentu afrykańskiego. Nie ulega także wątpliwości, że jego zasługą było stałe zabieganie u królowej Izabeli Kastylijskiej o uzyskanie zgody na taką wyprawę. Zabiegi te trwały od 1485 aż do 1492 roku i były trudne.
Wiosną 1492 roku Kolumb doczekał się formalnego polecenia zorganizowania wyprawy odkrywczej wraz z przydziałem pewnych funduszy.
Kolumb za królewskie pieniądze wynajął od Juana de la Cosa statek Santa Maria, którym potem dowodził. Ale w wyprawie powinny uczestniczyć także inne statki dla zwiększenia bezpieczeństwa, więc miasto Palos, z którego wyprawa miała wyruszać, dołożyło dwie karawele o nazwach Niña i Pinta. Były one własnością braci Pinzonów: Yanesa i Alonsa, którzy nie tylko odważnie wyruszyli wraz z Kolumbem na wyprawę przez ocean, ale w dodatku ponieśli sporą część kosztów tej ekspedycji.
Być może samo to nie byłoby wystarczającym powodem do chwały, ale Pizonowie dodatkowo znacząco przyczynili się do sukcesu ekspedycji. Gdy na statkach wybuchł bunt marynarzy przerażonych przedłużającą się podróżą - zgasił go Alonso Pizon, uzgadniając z buntownikami, że statki zawrócą, jeśli do trzech dni nie zobaczą lądu. Na szczęście w dniu 12.10.1492 roku zobaczyli.
Ale to nie Kolumb zobaczył nowy ląd! Jako pierwszy dostrzegł ziemię marynarz Rodrigo de Triana z załogi Pinty dowodzonej przez Pizonów, a więc to on był prawdziwym odkrywcą Nowego Świata!
Co więcej, informację o tym odkryciu przywiózł do Hiszpanii właśnie Martin Pizon dowodzący Pintą. Zdarzyło się bowiem tak, że w grudniu 1492 roku u wybrzeży Hispnioli (Haiti) uległ rozbiciu główny statek wyprawy (Santa Maria), a w szalejącej burzy Pinta utraciła kontakt z resztą wyprawy, więc Martin Pizon zdecydował się na powrót do Hiszpanii, gdzie opowiedział o odkrytych lądach.
Dlaczego więc wszyscy wiedzą o Kolumbie, a nikt nie pamięta o Pizonach?
Dlatego że Kolumb, wracając, postarał się o maksymalne nagłośnienie tryumfu. Wyruszył z Hispanioli 16.12.1492 roku na jedynym ocalałym statku Niña i w dniu 15.03.1493 zawinął do portu Palos. Ale przed wyruszeniem do Barcelony, gdzie miał zdać raport królowej Izabeli, wysłał przodem ludzi ze złotem i egzotycznymi ptakami. Ludzie ci mieli budzić zainteresowanie Hiszpanów mieszkających przy drodze wędrówki Kolumba. Robili to skutecznie, więc przez całą drogę tłumy wiwatowały na cześć Kolumba jako odkrywcy.
I tak to pozostało do dziś!