Anna Gronczewska

Ryszard Szurkowski wierzy, że stanie na nogi

Ryszard Szurkowski prowadził aktywny tryb życia. Grał w tenisa, biegał, pływał, jeździł na rowerze Fot. archiwum Polska Press/Paweł Nowak Ryszard Szurkowski prowadził aktywny tryb życia. Grał w tenisa, biegał, pływał, jeździł na rowerze
Anna Gronczewska

Ryszard Szurkowski przez lata był idolem Polaków. Pięć razy wygrał Wyścig Pokoju. Dwa razy był wicemistrzem olimpijskim, trzy razy mistrzem świata. Dlatego informacja, że doznał czterokończynowego porażenia, wywołała takie poruszenie.

Do wypadku doszło 10 czerwca w Kolonii. Kolarz mówił później „Przeglądowi sportowe­mu”, że nie jechał zbyt szybko, nieco ponad 40 km/godz.

– Dwóch kolarzy przede mną szczepiło się kołami. Ja walnąłem w nich i poleciałem na bruk, a z tyłu najechał na mnie peleton – wspominał Ryszard Szurkowski. – Gdybym jechał 10 pozycji dalej, wpadł­bym na kupę ludzi i nic by się nie stało. No, ale się stało. (...) Walnąłem twarzą w asfalt. Nic więcej sobie nie zrobiłem. Nie miałem żadnych zadrapań na ciele. Ale głowa... Jakby ktoś walnął mnie dechą w czapę. Słyszałem trochę trzasku, zgrzy­tu, widziałem swój kask przed sobą, bo spadł mi z gło­wy. O dziwo, nie straciłem przy­­tomności.

Sportowiec początkowo nie myślał, że jest tak źle. Szybko zawieziono go do szpitala. Przeszedł dwie operacje kręgosłu­pa. Po tygodniu miał kolejną ope­­rację. Tym razem twarzy. Ryszard Szurkowski opowiadał, że jego górna szczęka rozpadła się na trzy części, oczy wisiały w zasadzie na sznurkach, miał zmiażdżony nos i wyrwaną dolną wargę. W okolicach oczu założono mu kilka tytanowych płytek. Diagnoza mogła przerazić.

Mam czterokończynowe porażenie – przyznał w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowe­go” kolarz. – Wszystko dlatego, że zmiażdżyłem rdzeń kręgo­wy. Podczas wypadku zrobił się na nim mały wylew. To tak zwane uszkodzenie mozaiko­we. Mam jednak nadzieję, że dojdę do zdrowia. Ruszam już trochę rękoma, choć lepiej pra­wą. Gorzej z nogami. Dopiero zaczynam poruszać palcami u stóp. Jest lepiej, bo przez dwa miesiące w ogóle niczym nie mogłem poruszyć.

Z Kolonii Ryszarda Szur­ko­w­skiego przeniesiono do oś­rodka rehabilitacyjnego w Dort­­­mundzie. On jednak cały czas marzył, by wrócić do Polski. Pomógł kolega z kolarskich wyścigów i reprezentacji Polski.

Pochodzący z Piątku Mieczysław Nowicki od lat mieszka w Łodzi. Jest wicemistrzem olim­pijskim i brązowym medalistą igrzysk. W 1976 r. w Montrealu razem z Ryszardem Szur­kowskim odbierał srebrny medal za wyścig drużynowy na 100 km. To m.in. dzięki Nowickiemu uda­ło się przetransportować znakomitego kolarza z Ko­lonii do Polski, do szpitala w Konstancinie koło Warszawy.

Ryszard został przetransportowany specjalnym samolotem sanitarnym – mówi Mieczysław Nowicki. On dobrze wie, co to znaczy ulec wypadkowi i spędzić miesiące w szpitalnym łóżku. Było to 14 lat temu. Mieczysław Nowicki był wtedy dyrektorem Wydziału Sportu Urzędu Miasta Łodzi. Wybrał się na przejażdżkę rowerem. W okolicach Kurowic potrącił go samochód.

– Wyjechałem z Łodzi rowerem, a wróciłem karetką – wspomina pan Mieczysław. – Dwa miesiące spędziłem w szpitalu. Przeszedłem długotrwałą rehabilitację. Tak naprawdę musiałem na nowo nauczyć się chodzić. Kolarstwo to jednak taka dyscyplina spor­tu, w którą wkalkulowane jest ryzyko, upadki i inne związane z tym wypadki.
Ryszard Szurkowski dopiero po pięciu miesiącach zdecydował się ujawnić to, co się stało.

– To była moja decyzja – tłumaczył w wywiadzie dla „Przeglądu sportowego” Ryszard Szur­­kowski. – Gdybym był na wyjeździe reprezentacyjnym, jechał w biało-czerwonej koszuli... Ale ja znalazłem się tam prywatnie. Czym to się różni od tego, gdy ktoś zrobi sobie krzywdę w górach albo spadnie z balkonu? Zdarza się i tyle. Tak uważałem. Zresztą, na począt­ku myślałem, że wystarczą mi dwa miesiące i o własnych siłach wrócę do domu. A tu wszy­stko trwa, więc co tu dalej ukrywać? Koledzy, którzy mnie odwiedzali, też mówili, że war­to powiedzieć, że zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże. Mam kolegę, pasjonata jazdy na rowerze, już dawno założył ze znajomymi fundację, która pomaga potrzebującym.

Mieczysław Nowicki, były minister sportu, o dramacie swego kolegi dowiedział się trzy dni po wypadku.
Ryszard nie chciał nagłaśniać sprawy – tłumaczy Mieczysław Nowicki. – O jego wypadku wiedzieli ludzie ze środowiska kolarskiego. Jednak potrafili utrzymać tajemnicę. Wykazali się też wielką solidarnością z Szurkowskim. Ryszard bardzo się cieszył, że jego sytuacją zainteresowała się córka legendarnego trenera kolarskiego Henryka Łasaka.

Mieczysław Nowicki jest w stałym kontakcie z Ryszardem Szurkowskim. Odwiedza go w szpitalu w Konstancinie.
Ryszard cieszy się z każdego spotkania – zapewnia Mie­­czysław Nowicki. – Jest dobrze nastawiony psychicznie. Nie załamuje się. Wierzy, że wró­ci do sprawności, stanie na nogi. Jest bardzo dobrze zmo­tywowany. Lekarze potwierdzają, że dobre nastawienie psychiczne ma wielkie znaczenie podczas rehabilitacji. Problemem może być wiek. Ryszard ma 72 lata. Po siedemdziesiątce rehabilitacja przebiega dłużej niż u młodych ludzi. Razem z nim leżał na sali 25-letni chłopak, który skoczył do wody na głowę. Był sparaliżowany. Gdy przyjechałem po dwóch tygodniach, on już chodził. Po kolejnych dwóch został wypisany do domu. Wierzę, że Ryszardowi też się uda wrócić do sprawności i znów będzie wśród nas.

Niektórzy twierdzą, że Ryszard Szurkowski mając 72 lata niepotrzebnie brał udział w wyścigu kolarskim. Przecież już wszystko osiągnął. Mieczysław Nowicki szybko to tłumaczy.
Trudno komuś coś sugerować, nakazywać – mówi. – Jed­ni zbierają znaczki, inni biegają, pływają. Pasją Ryszarda Szur­kowskiego był i jest rower. On był cały czas bardzo sprawny, aktywny. Grał w tenisa, biegał, pływał i jeździł na rowerze.

Ryszarda Szurkowskiego wypadek nie załamał. Wierzy, że wróci do sprawności. Tym bardziej że lekarze dają nadzieję.
– Rehabilitant dostał ostatnio zdjęcie od człowieka, z którym pracował – mówił w wywiadzie znakomity kolarz. – Pacjent pół roku leżał bez ruchu, a teraz widać na fotce, jak idzie sobie z plecaczkiem po górach. Mam przed sobą wiele pracy, ale mięśnie zaczynają odżywać. Prawa ręka szybciej dochodzi do sprawności, lewa wciąż jest bardzo ciężka i słaba. Trzeba czasu i pracy. Nie wiem, ile. Są różne opinie. Robię swo­je. Jestem sportowcem i tak też sobie o tym wszystkim myślę. Muszę ćwiczyć, ale nie mogę się przetrenować. Kiedy położę się po dwóch godzinach ćwiczeń, zasypiam w trzy sekundy. Najchętniej spałbym jeszcze dłużej, gdyby nie odwiedziny żony. Oczywiście żartuję!

Ryszard Szurkowski wiele razy pokazał, że jest silnym człowiekiem. Nie tylko podczas kolarskich wyścigów. Życie go nie rozpieszczało. Urodził się we wsi Świebodów koło Wrocławia w wielodzietnej rodzinie. Udało mu się skończyć liceum, Akademię Wychowania Fizycznego i stać się jednym z najwybitniejszych, nie tylko polskich, kolarzy lat 70. XX wieku. Jego pierwszą żoną była Ewa Ku­kuła. W 1970 r. urodził się im syn Norbert. To małżeństwo zakończyło się rozwodem. Potem jednak Ewę i Ryszarda spotkał wielki dramat. Ich syn Norbert wyjechał do Nowego Jorku. 11 września 2001 r. tapetował biura Cantor Fitzgeralda na 104. piętrze północnej ścia­ny World Trade Center w Nowym Jorku. Nie znaleziono je­go ciała. Na cmentarzu w Wie­chowicach koło Wrocławia ma symboliczny grób. Ryszard Szurkowski bardzo przeżył śmierć syna. Nie może się z nią pogodzić.

– Nie ma takich pieniędzy, które złagodzą ból po stracie syna – mówił w jednym z wywiadów.

Drugą żoną Ryszarda Szur­kowskiego została Izabela Gu­mowska. Urodziła mu syna Wik­­tora, który dziś ma 24 lata. W końcu kolarz znalazł szczęście u boku 27 lat młodszej Iwo­ny, która dzielnie go teraz wspiera w najtrudniejszych chwilach.

W różnych mediach podawane jest konto, na które moż­na dokonać wpłat, które wspomogą rehabilitację Ryszarda Szurkowskiego. Mieczysław No­wicki mówi, że Daniel Obaj­tek, prezes Orlenu, publicznie zapowiedział, iż ta spół­ka w całości sfinansuje rehabilitację kolarskiego mistrza.

– Ale może później będą potrzebne pieniądze na dalszą rehabilitację – zauważa Mieczysław Nowicki.
Swoją pomoc obiecał też minister sportu Witold Bańka i były zawodowy mistrz świata w kolarstwie Michał Kwiatkowski. Ryszard Szur­kowski jest optymistą. Ca­ły czas ćwiczy. Teraz chce przechodzić rehabilitację w klinice w Kamieniu Pomorskim. Wierzy, że stanie na nogi.

Podajemy numer konta, na które można wpłacać pieniądze na pomoc przy rehabilitacji Ryszarda Szurkowskiego: Stowarzyszenie Lions Club Poznań 1990, ul. Jana Henryka Dąbrowskiego 189, 60-594 Poznań, Bank PeKaO SA I oddział w Poznaniu Nr konta: 09 1240 1747 1111 0000 1845 5759 RYSZARD SZURKOWSKI – REHABILITACJA.

Anna Gronczewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.