Ryszard Petru: Czuję się oszukany przez ludzi, którym ufałem i których wprowadziłem do polityki

Czytaj dalej
Fot. Sławomir Kowalski
Witold Głowacki

Ryszard Petru: Czuję się oszukany przez ludzi, którym ufałem i których wprowadziłem do polityki

Witold Głowacki

Po wyborach ruszam z nowym projektem politycznym. Widzę przestrzeń, widzę też, że Nowoczesna praktycznie przestała istnieć. Teraz wiem, na co uważać, jakich błędów nie powtórzyć i jak ważni są ludzie, którym można ufać - mówi Ryszard Petru.

Oglądał pan te wybory jakby z dystansu. Jak pan się z tym czuł, jako człowiek, który jeszcze rok temu był szefem partii notującej kilkanaście procent poparcia?
O wiele łatwiej ogląda się wybory, jako ich obserwator, a nie uczestnik.

To przyjemna odmiana?
Na krótki czas - oczywiście, że tak.

Poważnie?
Kiedy przez trzy lata pracowało się w polityce na pełnych obrotach, taka przerwa staje się naprawdę bardzo przydatna. Ja przez trzy lata żyłem non stop w warunkach kampanii wyborczej. Weszliśmy w 2015 roku do parlamentu, który nie jest normalny - tylko do Sejmu permanentnie kampanijnego, w którym dynamika zdarzeń była wielokrotnie szybsza niż kiedykolwiek wcześniej w polskiej polityce. Dlatego właśnie z dużym spokojem i dużo łatwiej patrzyłem na te ostatnie wybory z dystansu. Zupełnie inna jest perspektywa uczestnika. Nie mylmy jednak dystansu do tych wyborów z dystansem do polityki - bo tu jak najbardziej mam co robić. Intensywnie pracuję nad startem nowego projektu, który zapowiedziałem wiosną tego roku. I na tym się skupiam.

Zapowiedział pan start nowego projektu na „po wyborach samorządowych”.
Nic się nie zmieniło.

Czyli dokładnie kiedy?
Wybory się kończą 4 listopada. Owszem, w Warszawie już się skończyły, ale przecież w wielu miastach mamy drugą turę. A ostateczny kształt koalicji w gminach, powiatach i sejmikach poznamy pewnie w połowie listopada.

Zaraz wrócimy do tego, co pan szykuje na 5 listopada czy jakąś inną datę po wyborach. Ale skoro pan sobie te wybory obserwował z analitycznego oddalenia, było tak miło...
... „Miło” to może jednak niekoniecznie. „Analitycznie” - z pewnością...

...To co pan zobaczył dzięki tym wyborom oczami analityka?
Byłem pozytywnie zaskoczony wygraną Rafała Trzaskowskiego i jej skalą. Ale też starałem się na to wszystko patrzeć możliwie chłodno. Oglądałem wieczory wyborcze i w TVN, i TVP. I od razu rzuciło się w oczy, że o ile ta pierwsza telewizja eksponowała głównie sukcesy prezydentów w wyborach w wielkich miastach, o tyle ta druga skupiała się wyłącznie na wynikach w sejmikach, gdzie wygrało PiS. W końcu przełączyłem na Polsat i tam zobaczyłem jedno i drugie.

Dla każdego coś miłego, każdemu według potrzeb, jak to w polskich mediach.
Problem polega jednak na tym, że to dopiero wspólne ujęcie - lub te dwa ujęcia razem - dają nam całościowy obraz tych wyborów i układu sił w polskiej polityce. On zaś wygląda tak, że o ile w dużych miastach wygrali kandydaci Koalicji, lub dotychczasowi, o tyle PiS wygrał w całej prawie Polsce. 34 procent głosów dla PiS to jest jednak więcej niż te pierwotne 32. Między KO a PiS-em jest 8 punktów procentowych różnicy - i to jest naprawdę dużo, choć prawdę mówiąc spodziewałem się nawet 10 punktów procentowych tego dystansu. Ostatnia prosta kampanii spowodowała sporą utratę głosów przez PiS, które popełniło całą serię błędów. A z kampaniami wyborczymi bywa zwykle tak, że wygrywa je ten, kto popełni mniej błędów. Na tej ostatniej prostej PiS popełniało błędy w zasadzie bez przerwy, poczynając od Zbigniewa Ziobry, który zabrał się za wyprowadzanie Polski z Unii Europejskiej, aż po ten koszmarny, ksenofobiczny spot o uchodźcach z ostatnich dni kampanii. Dodajmy do tego jeszcze taśmy Morawieckiego, które nie wiadomo skąd pojawiły się akurat na finiszu kampanii, dodajmy być może nawet film „Kler” i jego efekt społeczny, a zobaczymy całą sumę czynników, które przyczyniły się do ostatecznego, słabszego niż oczekiwany wyniku PiS.

Zła passa czy jednak coś więcej?
Błędy zwykle pociągają za sobą kolejne błędy. Spot PiS to na przykład klasyczna próba ucieczki do przodu, tyle tylko, że w wyjątkowo źle obranym kierunku. Coś jak ten pomysł referendum, które Grzegorz Schetyna podsunął przed drugą turą Bronisławowi Komorowskiemu. Ucieczka do przodu ma sens, kiedy się wie, dokąd uciekać. PiS uciekło prosto w pułapkę. Nerwowe szukanie rozwiązania, skok w przód, a potem już nie można się wycofać. Dokładnie tak to wyglądało. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że i tak PiS wygrał te wybory. Jeśli mamy je traktować jako prognostyk dla opozycji w perspektywie wyborów parlamentarnych, to ta prognoza jest zdecydowanie negatywna. Na dziś wynik wyborów samorządowych zapowiada wygraną PiS-u i jego dalsze rządy. Ogromnie ciekawa jest także sprawa z PSL-em... przepraszam, rozgadałem się...

Ależ proszę, słucham z zaciekawieniem.
Otóż, kiedy ponad rok temu prowadziliśmy rozmowy koalicyjne, to PSL pierwsze się wycofało.

Ale nie dziwi się pan, dlaczego?
Absolutnie, pokazali, że mają doskonałe wyczucie sytuacji. Zastanawiałem się, czy nie podjęli zbyt dużego ryzyka, nie wchodząc do koalicji, ale Kosiniak-Kamysz miał rację. W PSL twardo powtarzali, że mają bardzo mocne poparcie na wschodzie Polski, co okazało się prawdą. Zagrali va banque i im się to opłaciło. Ciekawa rzecz - koalicji z PSL zdecydowanie nie chciała także Platforma. Oni uważali, że sens ma wyłącznie koalicja z Nowoczesną. Dziś widzimy, że gdyby PSL wszedł do tej koalicji, zostałby jak inni wchłonięty i straciłby swą tożsamość, a tego wyborcy na wsi by nie wybaczyli. W efekcie PiS miałoby na wsi znacznie wyższe wyniki i jego wygrana byłaby zauważalnie wyższa. Są badania, z których jasno wynika, że część wyborców PSL w wyborach samorządowych jest skłonna głosować na PiS w wyborach do Sejmu i Senatu. Podstawowe wnioski z tych wyborów są następujące: po pierwsze, PiS nadal ma bardzo mocną pozycję. Pomimo prowadzenia bardzo złej i niebezpiecznej dla Polski polityki, wciąż mocno się trzyma i przekonuje do siebie wielu Polaków. Po drugie, w dużych miastach opozycja pokazała co prawda mobilizację, ale to za mało, żeby wygrać w ogólnopolskiej skali. Po trzecie, PSL zadał kłam twierdzeniu, że zawsze „razem jest lepiej”. Po czwarte, koalicja Platformy i Nowoczesnej pokazała, że w takiej formule jak KO „razem jest gorzej”, bo prowadzi to do utraty głosów. Jeśli porównamy wyniki wyborów do parlamentu z 2015 roku i tegoroczne wybory do sejmików, zobaczymy, że pomimo dużej frekwencji i mobilizacji, na KO zagłosowało tym razem o 650 tysięcy osób mniej, niż wynosiła suma głosów Platformy i Nowoczesnej w 2015 roku.

Pytanie, czy perspektywa prostej sumy głosów może się tu sprawdzić?
Każda koalicja idąca razem do wyborów liczy na efekt synergii, to jest przecież oczywiste. A synergia zakłada, że uzyskamy więcej niż z prostego sumowania. Tu zaś wynik okazał się mniejszy niż suma głosów dwóch ugrupowań. Ponad pół miliona Polaków powiedziało takiej Koalicji nie. Choć każdy z nich osobno, pewnie nie głosował na PiS, to zarazem nie odnaleźli w KO wartości, na jakie chcą głosować. Może poczuli się oszukani? Na przykład, że znów mają tylko PO - PiS do wyboru. Po raz dwunasty, jak podliczył ostatnio pewien znany dziennikarz - wybory wygrało PO- PiS.

I co to wszystko oznacza dla pana - w kontekście startu nowego projektu?
W wyborach do Parlamentu Europejskiego można sobie wyobrazić jedną wielką wspólną listę proeuropejską zbudowaną wokół raczej nazwisk niż partii. Tyle tylko, że w tych wyborach nie ma premii za najwyższe wyniki, to najbardziej proporcjonalne z przeprowadzanych w Polsce wyborów. Zresztą jak to w Polsce - z bardzo skomplikowaną metodą liczenia głosów - bo liczy się je najpierw metodą d’Honra a później Hare’a-Niemeyera. To zaś oznacza, że idąc do tych wyborów osobno, możemy zdobyć więcej głosów i mandatów niż gdybyśmy szli razem. Obu wariantów nie wykluczam i oba są przedmiotem analizy.

Wyrusza pan na poszukiwania tych zaginionych 650 tysięcy wyborców koalicji? Czy raczej chce pan odnaleźć wyborców Nowoczesnej?
Wiemy - i mamy na to badania - że w tych wyborach na Koalicję Obywatelską głosowała tylko około połowa wyborców Nowoczesnej z 2015 roku. Oczywiście, część głosowała na różne komitety o charakterze lokalnym, taka jest specyfika tych wyborów. Ale część w ogóle nie poszła na wybory, bo nie miała w nich, na kogo głosować. Chcę odnaleźć zarówno tych, którzy nie głosowali na KO, ale i tych, którzy jeszcze mają sentyment do prawdziwych idei Nowoczesnej.

Mobilizacja w miastach zdaje się temu przeczyć.
Tylko że ta największa mobilizacja była w Warszawie, ewentualnie w Łodzi. Wszędzie tam, gdzie PiS doprowadziło do naprawdę ostrego konfliktu i pełnego zwarcia. Owszem, powstało wrażenie efektu mobilizacji, ale twarde dane pokazują, że tych wyborców było mniej. Wciąż jest w Polsce ogromna grupa ludzi, która potrzebuje jednoznacznego, wolnorynkowego przekazu. A kiedy Grzegorz Schetyna ostro skręcił w lewo z wiekiem emerytalnym czy 13. emeryturą, ci wyborcy nie mają już czego szukać u Platformy. Tak samo jak ludzie przedsiębiorczy, którzy codziennie ciężko pracują, ich nikt już dziś nie reprezentuje.

Przepraszam, ale na hasło „Grzegorz Schetyna na maksa skręcił w lewo” chce mi się jednak trochę śmiać.
Gospodarczo skręcił w lewo - i to po całości. Dzisiaj między PiS a Platformą w zasadzie nie ma żadnych istotnych różnic programowych, jeśli chodzi o kwestie gospodarcze. Tutaj zresztą można mówić o wzajemnym upodobnianiu się obu partii. Przecież to Jan Krzysztof Bielecki u boku Donalda Tuska wymyślił nacjonalizację banków, potem powstał pomysł Polskich Inwestycji Rozwojowych, który został przekształcony przez Morawieckiego w Polski Fundusz Rozwoju, był też skok na OFE, za którym głosowali PO i PiS. Aż 75 posłów PO wstrzymało się od głosu przy głosowaniu, żeby 12 listopada był dniem wolnym. Całe PO wraz z PiS głosowało za prowadzeniem podatku od wyprowadzki! To jest ten sposób myślenia w obszarze gospodarki. Elektorat, który za to chciał dać Platformie czerwoną kartkę i poszedł głosować w 2015 roku na Nowoczesną, znów nie ma reprezentanta. Z Nowoczesną dzieje się dokładnie to, czego się obawiałem - w tej koalicji straciła tożsamość.

Jak dobrze pan zdążył poznać Grzegorza Schetynę?
Nie wiem.

A jak się panu zdaje?
Że przynajmniej na tyle dobrze, że mniej więcej wiem, czego się po nim spodziewać.

Samych dobrych rzeczy zapewne?
Do czego pan zmierza?

Ciekawi mnie na przykład to, czy dla Katarzyny Lubnauer to pan, czy jednak raczej właśnie on okazał się tym trudniejszym politycznym partnerem?
Nie mam pojęcia i nie bardzo mnie to dziś zajmuje. Widzę natomiast, że przez zbyt daleko idącą koalicję, przez brak podmiotowości i brak jakichkolwiek widocznych prób podkreślania różnic w pozytywnym tego słowa znaczeniu, już nikt się nie interesuje tym, co Nowoczesna ma do powiedzenia. W listopadzie zeszłego roku zostałem odwołany. Po tym niespełna roku widzę, że partia przez ten czas w zasadzie zniknęła. Stali się wirtualnym bytem. Sam fakt, że nikt z nimi nie rozmawia, jest bardzo wymowny.

Pozostało jeszcze 57% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Witold Głowacki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.