Ryby. Fundujemy im prawdziwe tortury, a one też odczuwają ból

Czytaj dalej
Fot. pixabay
Ryszarda Wojciechowska

Ryby. Fundujemy im prawdziwe tortury, a one też odczuwają ból

Ryszarda Wojciechowska

Powiedziałabym żartobliwie, że ryba to też człowiek. Ale mówiąc poważnie, to istoty inteligentne i wrażliwe, które odczuwają stres i cierpienie - mówi prof. Hanna Kalamarz-Kubiak z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk w Sopocie.

Mówi się o kimś, że jest zimny jak ryba. A tymczasem pani naukowo zajmuje się badaniem stresu u ryb. Nie taka, widać, ryba zimna, skoro się stresuje.

Ryby, podobnie jak wyższe kręgowce, także są narażone na stres i cierpienie. Niestety, jeżeli zwierzę nie wyje z bólu, jeżeli nie ma przerażonych oczu, to człowiek nie reaguje. Ryby są zresztą od zarania dziejów traktowane po macoszemu. Brak wiedzy na temat odczuwania przez nich stresu był do tej pory bardzo wygodny. Ryby posiadają receptory bólu, które nazywamy nocyreceptorami i są rozmieszczone zarówno na skórze, jak i w narządach wewnętrznych. Przez to ryby mogą odczuwać ból na równi lub nawet silniej niż wyższe kręgowce.

Nie bez powodu rozmawiamy o rybach. Bo grudzień to czas świąt, ale nie dla karpia. Co prawda, część sieci handlowych odpowiedziała na akcję „Żywcem nas nie weźmiecie” i rezygnuje ze sprzedaży żywych ryb. Ale nie wszystkie. I już są pierwsze sygnały złego traktowania.

Zawsze, kiedy mam tylko okazję, na konferencjach i wykładach przemycam motyw karpia. I opowiadam o tym, jak jest on wyjątkowo źle traktowany w naszych sklepach. Nie musimy kupować żywego karpa i w mękach nieść go do domu, w którym uśmiercimy go za pomocą młotka albo i innego narzędzia. Przypominam, jak bardzo oburza nas tak zwany ubój rytualny zwierząt. Ale nie czujemy tego oburzenia, kiedy sami, w okolicach świąt Bożego Narodzenia, dokonujemy na karpiu takiego rytualnego uboju. Zastanawiam się, dlaczego? Czy karp na wigilijnym stole wynika z naszej religii? Nie. Czy z naszej tradycji? Też nie. Moda na tę rybę pojawiła się w czasach PRL. I niestety, nie minęła wraz z systemem. Przed wojną karp nie był popularny. W domu moich dziadków i rodziców od lat przygotowywało się na wigilię szczupaka w galarecie.

Chodzi o to, żeby go nie jeść?

Oczywiście, że nie. Chodzi tylko o sposób utrzymywania tej ryby w sklepach, jej transportu i wreszcie uśmiercania. Karpie w centrach handlowych są najczęściej przetrzymywane w niedopuszczalnym zagęszczeniu, w wodzie nie zawsze napowietrzanej. Bywa też, że nie są karmione. Wiele razy interweniowałam, widząc oznaki kanibalizmu u tych ryb. I nie zawsze wynikały one ze stresu wywołanego niewłaściwym utrzymywaniem, a zwyczajnie z głodu.

Skąd sprzedawca ma wiedzieć o karmieniu?

Powinien mieć taką wiedzę ze szkoleń. Podobnie jak o tym, że karpia należy uśmiercić szybko i humanitarnie. Ale sprzedający najczęściej nie przechodzą takich kursów czy szkoleń. I często zabijają w sposób okrutny, niehumanitarny. Kilka razy widziałam, jak ryby są wręcz patroszone... „na żywca”. Nie potrafię o tym spokojnie opowiadać.

Czasami widać jeszcze pakowanie żywych karpi do folii, w których te karpie z małą ilością wody albo bez wody, straszliwie się szamocą.

Nie wiem, gdzie w Unii Europejskiej do celów konsumpcyjnych można jeszcze kupić żywe kręgowce? A żywe ryby w sprzedaży nadal są. Choć to powinien być już anachronizm. Zwłaszcza że karp jest popularny u nas tylko przed świętami Bożego Narodzenia. I nawet nie jest specjalnie chwalony za walory smakowe, bo często słyszę, że nie jest to smaczna ryba i „czuć” ją mułem itd. Niestety przed świętami jest wszechobecna. Ustawa z 1997 roku o ochronie zwierząt mówi, jakie warunki muszą być zachowane przy sprzedaży detalicznej żywych ryb. Powinny mieć dostateczną ilość wody, umożliwiającą im oddychanie i jeśli mają być transportowane, to też w dostatecznej ilości napowietrzonej wody. Skoro w sklepach zoologicznych można sprzedawać rybki w dużych workach, wypełnionych napowietrzoną wodą, to karpia - jak już ktoś musi kupować żywego - też powinno się transportować w worku z wodą, tylko dużo większym, odpowiednio do jego wielkości.

Do Fundacji „Viva” wpłynęły już filmiki z pewnego centrum handlowego, pokazujące żywe karpie w foliowych workach bez wody. Albo umieszczone w „innowacyjnych” kratkach, w których też się powoli i w męczarniach duszą.

Od ubiegłego roku są takie dodatkowe wytyczne o postępowaniu z żywymi rybami będącymi przedmiotem sprzedaży detalicznej, informujące, że ryby w tym karpie można sprzedawać bez wody w foliowych workach ze specjalnym ożebrowaniem. Te „kratki” mają rzekomo umożliwiać rybom oddychanie przez skórę. Owszem, u ryb może zachodzić wymiana gazowa przez skórę w znikomym procencie, ale w wodzie. Ryby pozbawione wody nie oddychają przez skórę. Poza wodą czują się dokładnie tak, jak człowiek nieumiejący pływać wrzucony nagle na głęboką wodę. Można podać przykład rybaka, którego wciągnęłaby pod wodę i przytrzymała wielka ryba. Ciekawe, ile wytrzyma w takich warunkach i jak się będzie czuł? Jak wielki byłby to dla niego stres?

Na jakie stresy narażona jest ryba?

Są to reakcje stresowe różnego rodzaju. Po pierwsze, u omawianych karpi, może to być stres niedotlenienia. W takim przypadku poziom kortyzolu jest bardzo wysoki i waha się średnio w granicach 300-400 pg/ml osocza, co nie oznacza, że nie może osiągać znacznie wyższego poziomu. Po drugie, ryba narażona jest na stres mechaniczny, związany z uszkodzeniem powierzchni skóry. Karpie hodowlane, które są sprzedawane w naszym handlu, to tzw. lustrzenie, które praktycznie nie mają łusek. Ich skóra bez łusek nie ma żadnej bariery, która chroniłaby delikatną powierzchnię ich ciała przed zranieniem. A takie ożebrowanie po prostu kaleczy ryby. Występują też inne uszkodzenia mechaniczne, na które narażone są karpie, związane chociażby z ich łapaniem i umieszczaniem w tych „kratkach”. Trzeci rodzaj stresu to stres ograniczenia. One nie mogą się w tym ożebrowaniu swobodnie poruszać. A jeśli jeszcze dodamy do tego zmianę temperatury, hałas i silne oświetlenie, to „fundujemy” im prawdziwe tortury. Poza tym nie każdy wie, że mięso tak zestresowanej ryby ma niższą wartość odżywczą, spowodowaną znacznym zakwaszeniem mięsa, obniżeniem wartości kalorycznej i zawartości suchej masy poprzez zwiększony odciek ze świeżego mięsa.

Dlaczego tak mało mówi się o stresie i bólu ryb?

To, jak postrzegamy ryby, jest jeszcze pokłosiem nauk Arystotelesa, które uznawały zwierzęta za istoty pozbawione jakiejkolwiek rozumności. I tak zostało do naszych czasów. Brak wiedzy usprawiedliwił również to, że ryby są dziś najbardziej eksploatowaną grupą zwierząt na całym świecie. Liczymy, ile w celach konsumpcyjnych zabijamy świń, krów i te ilości wydają nam się ogromne. Ale ilość poławianych ryb jest niewspółmiernie większa. W dodatku ryby eksploatowane są od zarania dziejów na mięso, dla skór, oleju czy na ikrę. Najczęściej są też pokarmem dla innych zwierząt, na przykład tych żyjących w ogrodach zoologicznych. Eksploracja naszych zasobów jest więc nieprzebrana. Powiedziałabym, że to gospodarka rabunkowa. A już to, że ryby też odczuwają ból, strach i cierpienie, nie jest do końca rozpoznane nawet w środowiskach naukowych. Czasami, kiedy o tym mówię, widzę jak stwierdzenie to budzi ogromne zdziwienie.

Jak się ten stres objawia u ryb?

Jest pewna trudność z rozpoznaniem tego „na oko”. Ryby nie mają rozwiniętej mimiki. A bez mimiki, tzw. zmiany wyglądu „pyszczka” nie zakomunikują nam stresu i bólu. Nie wszystkie ryby mają także możliwość wydawania dźwięków. Te hodowlane najczęściej nie. Trzeba je obserwować i wiedzieć, jak ryby zachowują się podczas stresu. Jeśli ryba jest w stresie, to zazwyczaj następuje u niej przyspieszone poruszanie pokrywami skrzelowymi, co spowodowane jest przyspieszonym oddechem. Podobnie jest z płetwami, które też poruszają się wtedy dużo szybciej. W sytuacjach stresowych ryba pływa albo tuż przy powierzchni wody albo bardzo nisko, przy samym dnie zbiornika. Potrafi także przybierać nienaturalne pozycje podczas pływania, kiedy stres wywołany jest na przykład niewłaściwym pH wody czy nagromadzeniem się wodzie amoniaku, azotynów lub toksyn, które dostają się do jej organizmu. W ekstremalnych sytuacjach ryby wyskakują z wody lub po prostu mamy przypadki śnięcia. Jeżeli w jednym zbiorniku mamy więcej ryb, to pod wpływem stresu mogą się grupować w jednym kącie lub chować się pomiędzy roślinami. Stres powoduje również zmianę koloru ich ubarwienia. Jedne ciemnieją, inne wręcz przeciwnie, jaśnieją. Tak jest w przypadku ryb rafowych, u których rozjaśnienie skóry może symbolizować stres. Nasze bałtyckie ryby są kolorystycznie uboższe. W związku z tym najczęściej dochodzi do przyciemnienia ubarwienia, więc w stresie robią się bure.

Czego jeszcze na co dzień nie wiemy o rybach?

Na przykład tego, że tworzą wysoko zorganizowane społeczności, które mają zdolność uczenia się i zapamiętywania. Mają pamięć długotrwałą, są zdolne do zapamiętywania obiektów oraz tras swoich wędrówek, przechowując w swojej pamięci wspomnienia oraz trójwymiarowe mapy przestrzenne, jak na przykład łososie przemieszczające się na znacznie oddalone obszary na tarło. Pamiętają i rozpoznają w ławicy swoich pobratymców i śledzą pokrewieństwa. Zachowania socjalne ryb najłatwiej można zaobserwować u ryb rafowych. Występują tam ryby zwane „czyścicielami”. Przykładem może być wargatek sanitarnik, który odżywia się pasożytami żerującymi na skórze większych ryb, chociaż nie pogardzi także obumarłym naskórkiem. „Czyściciele” podpływają do większych ryb, które chętnie korzystają z ich usług. To, jak wzajemnie ze sobą współpracują, przypomina wielką firmę. Czasami nawet korporację. Bywa, że ci mali „czyściciele” działają w sposób machiaweliczny. Potrafią oszukiwać, zatrudniać się w innej „stacji”. Oszukują też w inny sposób. Owszem, zajadają się martwym naskórkiem, ale jak można skubnąć żywy, to, dlaczego nie? Potrafią się przymilać, ocierając o „pyszczek” swojego potencjalnego klienta, jakby chciały powiedzieć: nie jestem twoim jedzonkiem, może chcesz skorzystać z naszych usług. Ryby opiekują się też z wielkim poświęceniem swoim potomstwem. Czasami tak, że mogą być nawet przykładem rodzicielstwa dla ludzi. Mają niejednokrotnie lepiej rozwinięte zmysły niż wyższe kręgowce. Taka potoczna wiedza nie obejmuje tego.

Jakie zmysły?

Na przykład zmysł smaku. Receptory smaku nie znajdują się tylko w jamie gębowej, gardzieli i w przełyku, ale także na całym ciele z płetwami włącznie. Zawsze żartuję, że dzięki temu ryby można nazwać wielkimi smakoszami, bo odbierają te wrażenia całym ciałem. Węch mają też lepiej rozwinięty. Poza tym ryby mają lepiej niż my rozwinięty narząd słuchu i równowagi, który współdziała z tzw. narządem linii nabocznej. Linia naboczna umożliwia dostarczanie informacji o poruszających się obiektach, lokalizację i omijanie przeszkód, koordynację wzajemnego rozmieszczenia ryb w ławicy oraz ruchów wody, szybkości i kierunku prądów. Ryby mają również lepiej rozwinięty wzrok, kąt widzenia u ryb w płaszczyźnie poziomej dochodzi do 180 stopni. Ryby rejestrują więcej kolorów niż człowiek, w tym ultrafiolet. Widzenie UV umożliwia komunikowanie się z konkurentami, sojusznikami i partnerami, ukrywanie się przed drapieżnikami i szukanie ofiary. Do narządów zmysłu, których nie posiadają inne kręgowce oprócz linii nabocznej, aparatu Webera, można zaliczyć narządy elektryczne, które umożliwiają wytwarzanie i percepcję impulsu elektrycznego, tak jak ma to miejsce u strętwy mylnie zwanej węgorzem elektrycznym.

Wracając do karpi... Jakieś wnioski.

Powiedziałabym żartobliwie, że ryba to też człowiek. Ale mówiąc poważnie, to istoty inteligentne i wrażliwe, które odczuwają stres i cierpienie. I należy o tym pamiętać. Jak i o tym, żeby tak bezmyślnie nie eksplorować naszych wodnych akwenów. Jeżeli zniszczymy tam życie, to zniszczymy je też na Ziemi. I sami będziemy sobie winni.

Ryszarda Wojciechowska
r.wojciechowska@prasa.gda.pl

Prof. Hanna Kalamarz-Kubiak

Prof. nadzwyczajny w Zakładzie Genetyki i Biotechnologii Morskiej Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk w Sopocie. Jej zainteresowania naukowe dotyczą adaptacji ryb do zmian środowiskowych, hormonalnej regulacji odpowiedzi na stres i procesów rozrodczych. Jako pierwsza zastosowała technikę inżynierii tkankowej (3D) u ryb i opracowała metodę gradientowej hodowli perfuzyjnej in vitro tkanek nerwowych ryb. Stypendystka International Atomic Energy Agency oraz Royal Society of London. Staże naukowe odbyła m.in. w University of Manchester, Israel Oceanographic and Limnological Research. Jest autorką licznych publikacji oraz członkiem Polskiego Towarzystwa Nauk o Zwierzętach Laboratoryjnych i przewodniczącą zespołu doradczego ds. dobrostanu zwierząt przy IOPAN.

Ryszarda Wojciechowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.