Rudzianie często stali pod kopalnią
85 lat temu połączyły się dwie rudzkie kopalnie: Wolfgang i Wawel. Wydobycie było niebezpieczne.
Nieistniejąca już kopalnia “Wolfgang-Wawel” dawała ludziom pracę, ale i zabierała życie. Zostawiła swoją legendę, w dobrych czasach zatrudniała 7 tys. ludzi. Górnicy mieli liczne rodziny, z kopalni żyło więc około 35 tys. ludzi. Cena jest wysoka; prawie co roku dochodzi do głośnych wypadków i katastrof. Zdarzały się też ciężkie lata, gdy pracy nie było.
Gazeta „Polonia” w 1934 roku pisze: ”Tuż nad samą granicą leży gmina Ruda Śląska, zamieszkiwana wyłącznie przez ludność robotniczą. Jedynym warsztatem pracy na terenie tej gminy jest olbrzymia kopalnia „Wolfgang-Wawel”, która należy do Rudzkiego Gwarectwa Węglowego. Wskutek kryzysu zwolniła połowę załogi. Bieda wśród ludności jest wielka.”
Górnicy w latach 30. XX wieku boją się utraty pracy, pracują ponad siły, zmęczeni. To właśnie jest, jak ustalili biegli, przyczyną eksplozji w podziemnym korytarzy 80 lat temu. Kopalnia zmieniła już nazwę na “Walenty-Wawel”, ale zagrożenie pozostało bez zmian. Tym razem jednak o katastrofie nie zadecydował żywioł, tylko pośpiech. Na jednym z filarów nagle nastąpił gwałtowny wybuch składu dynamitu. Odczuli go także mieszkańcy Rudy. Zawalił się chodnik, skały pogrzebały grupę górników. Gdyby nie nocna zmiana, na której pracuje mniej ludzi, ofiar byłoby jeszcze więcej. Akcja ratunkowa jest natychmiastowa.
Wyciągnięty spod gruzów starszy rębacz 46-letni Franciszek Cebula nie żyje, jego koledzy są ciężko ranni. Wiadomo, że górnicy mieszkali w Rudzie przy ulicach Mickiewicza i Konopnickiej. Oprócz Cebuli wszyscy, choć niezdolni już do pracy, przeżyli.
Ustalono, że dynamit potrzebny do rozsadzania węgla i kamieni wybuchł z powodu nieostrożności człowieka. Jednak nawet mimo zachowania wszelkich rygorów, dynamit bywa nieprzewidywalny. Dwa lata póżniej w kopalni “Walenty-Wawel”na pokładzie Heinitz 417 metrów pod ziemią skały miażdżą 35 metrów chodnika. To skutek wstrząsu podziemnego. Zwały węgla grzebią 13 górników, cztery godziny później ratownicy, mimo dalszych tąpnięć, docierają do ofiar. Niestety, 35-letni Filip Bryłka z Rudy, ojciec dwojga dzieci, już nie żyje.
Przed kopalnią stoją mieszkańcy i rozpaczające rodziny zasypanych. Nie można wydostać ciał dwóch górników. 41-letni Ryszard Pierończyk, ojciec trojga dzieci, zginął na miejscu. Na końcu znaleziono ciało 30-letniego Ewalda Oczko. Pozostałych dziesięciu górników trafia do szpitala; oni przeżyją. Górnicy mieszkali w Rudzie przy ulicach Korfantego, Starowiejskiej, Janasa i Kościelnej, kilku pochodziło z Pawłowa.
Czasem pracownicy kopalni Walenty-Wawel nie chcą wyjeżdżać na powierzchnię. W tym samym 1938 roku roku podjęli pod ziemią strajk głodowy, żądali lepszych warunków pracy. Wkrótce sześciu z nich jest na pograniczu śmierci, mimo to władze nie ustępują. Doszło jednak do kompromisu, dyrekcja nie daje podwyżki, lecz obiecuje wiele, nawet budowę letniska dla załogi. Ale wyjazdy na wczasy to już historia innego ustroju.