Rozwody w Polsce. Małżeństwo Ewy przestało istnieć. Rok po ślubie
Związek Ewy rozpadł się niecały rok po ślubie. Kobieta nie żałuje, że podjęła decyzję o rozwodzie. Wierzy, że znajdzie jeszcze szczęście u boku innego mężczyzny.
Jeszcze kilkanaście lat temu rozwód oznaczał porażkę. Był też ostatecznością. Rozwodnicy należeli do zdecydowanej mniejszości. Obecnie pary aż zbyt często korzystają z możliwości rozwodu. Jak się okazuję przyczyną, w zdecydowanej większości, jest niedopasowanie charakterów. Tylko czy małżeństwo nie jest właśnie po to, aby połączyć ze sobą dwie osoby o różnych charakterach?
Ewa ma 24 lata. Od prawie roku jest już rozwódką. Nie czuje się z tego powodu gorsza.
- Mojego byłego męża poznałam jeszcze w szkole średniej. W sumie byliśmy jeszcze dzieciakami kiedy zaczęliśmy się spotykać. On miał 17 lat, a ja niecałe 16 - wspomina Ewa.
Kiedy młodzi skończyli szkołę średnią i poszli na studia ich rodziny zaczęły naciskać na ślub.
- Jasne, że w pewnym momencie zaczęłam pragnąć małżeństwa. Myślałam, że to ten jedyny, na całe życie. Mieszkaliśmy razem. Doskonale znałam jego wady i zalety. Poza tym, która dziewczyna nie marzy o pięknym ślubie i białej sukni z welonem? - pyta retorycznie Ewa.
Trzy lata temu nasza bohaterka wyszła za mąż. Miała ślub jak z bajki, a co najważniejsze wychodziła za człowieka, którego kochała.
- Dzień ślubu wspominam bardzo miło. Wszystko było tak, jak sobie zaplanowałam. Byłam taka szczęśliwa... - wspomina nasza bohaterka.
Po ślubie Ewa ze swoim mężem wróciła do wspólnie wynajmowanego mieszkania. W zasadzie nic się dla nich nie zmieniło. Mieli tylko dokumenty, które potwierdzały, że według Boga i prawa są małżeństwem.
Sielanka nowożeńców trwała około pół roku. Później coś w ich małżeństwie zaczęło się psuć.
- Sama nie wiem w którym dokładnie momencie zaczęliśmy się od siebie oddalać. Mój mąż coraz więcej pracował i coraz później wracał do domu. Ja kończyłam studia. Było coraz mniej rozmów. Tylko praca, nauka, dom i spanie. Nie o tym marzyłam kiedy wychodziłam za mąż. Słyszałam o rutynie w małżeństwach, ale nie podejrzewałam, że dopadnie nas ona tak szybko - przyznaje Ewa.
Z upływem tygodni sytuacja w małżeństwie Ewy tylko się pogarszała.
- Zaczęliśmy się kłoci. To był maraton sprzeczek. Potrafiliśmy zrobić awanturę o krzywo powieszone skarpetki. Później mieliśmy ciche dni. Każde z nas było zajęto swoimi sprawami. Przed rodziną udawaliśmy, że wszystko jest ok. Nikt niczego nie podejrzewał. Z pozoru byliśmy przykładnym, szczęśliwym młodym małżeństwem - mówi kobieta.
Sytuacja w związku naszej bohaterki na jakiś czas się poprawiała tylko po, aby za chwilę znów się pogorszyć.
- To ja pierwsza, podczas kolejnej awantury, wykrzyczałam, że skoro mu tak ze mną źle to powinien się ze mną rozwieść. Nic nie powiedział. Wyszedł trzaskając drzwiami. Zostałam sama w domu. Miałam czas na przemyślenie tego, co powiedziałam. Sądziłam, że kiedy wspomnę o rozwodzie na głos, to mój mąż, zrobi wszystko, żeby temu zapobiec. Okazało się, że nie miał zamiaru walczyć. Nie protestował. Wolał uciec - wyznaje Ewa.
Nasz bohaterka i jej mąż przez kilka tygodni nie wracali do tematu rozwodu. Udawali, że nic się nie stało. Do czasu następnej sprzeczki.
- Kłóciliśmy się. Popatrzyłam na niego i uświadomiłam sobie, że nie za takiego człowieka wychodziłam. Doszłam do wniosku, że nie chcę spędzić najlepszych lat życia na awanturowaniu się z mężem. Kiedy opadły emocje usiedliśmy i pierwszy raz od wielu miesięcy spokojnie i poważnie porozmawialiśmy - wspomina Ewa.
Szczery dialog przyniósł rozwiązanie. Zapadał decyzja o rozwodzie. To mąż Ewy wystąpił z wnioskiem do sądu. Ustalili, że rozwiodą się bez orzekania o winie. Jako przyczynę rozpadu swojego małżeństwa podali niezgodność charakterów.
Nasza rozmówczyni, przed rozwodem, nigdy nie była w sądzie. Na szczęście wszystkie szczegóły ustaliła z partnerem przed rozprawą. Orzeczenie przez sąd rozwodu było tylko formalnością.
- Kiedy sędzia powiedział, że ogłasza nasz rozwód miałam w oczach łzy. Czułam zawód, ulgę i żal jednocześnie. Szkoda mi było tego, co razem przeżyliśmy ale wiedziałam, że dalsze wspólne życie nie ma sensu. Dzięki Bogu, że są rozwody. Mam jeszcze szansę żeby wszystko sobie ułożyć. Nie popełnię tych samych błędów - twierdzi Ewa.
Po nie całym roku od ślubu małżeństwo Ewy przestało istnieć.
- Od kiedy się rozstaliśmy nie spotykałam się z nikim innym. Nie szukam na razie nowego uczucia. Teraz jest mój czas. Realizuje się. Na założenie rodziny przyjdzie jeszcze czas. Z perspektywy czasu myślę, że zdecydowaliśmy się na małżeństwo zbyt szybko. Wydawało mi się, że się dobrze znamy. Codzienność nas przerosła - uważa nasz bohaterka.
- Na szczęście nie jestem jedyną młodą rozwódką. W dzisiejszych czasach można szybko naprawić swój błąd. Nie wyobrażam sobie, że miałabym męczyć się w nieudanym małżeństwie do końca życia. Mieć z takiego związku dzieci. Jestem jeszcze młoda. Któregoś dnia trafię na tego właściwego. Na pewno nie będę się spieszyła z decyzją o małżeństwie. Jeden rozwód w mojej rodzinie w zupełności wystarczy - dodaje Ewa.