Rozwiązać konflikt w Polsce. Ale nie wiadomo jak [rozmowa]
Rozmowa z prof. Januszem Golinowskim, politologiem z UKW w Bydgoszczy, o stanowisku Komisji Europejskiej w sprawie Polski.
- Wczoraj Komisja Europejska uznała, że polski rząd nie rozwiązał problemu paraliżu Trybunału Konstytucyjnego. A więc jesteśmy w tym samym punkcie co kilka miesięcy temu?
- Niestety, ten proces będzie dalej trwał, na zasadzie kroczącego konfliktu. Ale myślę, że Polska jest zbyt dużym podmiotem, by dawać się traktować w tak dyscyplinujący sposób. Im bardziej Komisja Europejska będzie naciskała na Polskę, tym nasz rząd będzie usztywniał swoje stanowisko. Co intrygujące - zarówno pan Frans Timmermans, wiceszef Komisji Europejskiej, jak i pani premier Beata Szydło zapewniają, że konflikt powinien zostać rozwiązany w Polsce, a nie na forum Europy.
- Wydaje się to wątpliwe, bo prezes Jarosław Kaczyński już w 2006 roku twierdził, że Trybunał Konstytucyjny przeszkadza mu w rządzeniu. A nie jest to argument prawny, lecz polityczny.
- Tak, rzeczywiście, choć nie przesądzając wszystkich „za” i „przeciw”, Unia Europejska w obecnym kształcie jest słaba. Zatem Victor Orbán czy Jarosław Kaczyński starają się wykorzystać tę słabość, aby poprawić swoją pozycję w Europie. Ale cały dylemat w tym, że Unia nie ma pomysłu na siebie wobec rodzących się partykularyzmów i rosnących nacjonalizmów oraz referendum w Wielkiej Brytanii.
- Zgoda, ale czy Trybunał Konstytucyjny w obecnym składzie może być zagrożeniem dla „dobrej zmiany” Jarosława Kaczyńskiego?
- Nie, natomiast Trybunał zbyt mocno osadził się w realiach politycznych. Gdyby rzeczywiście poszczególni sędziowie, łącznie z prezesem Rzeplińskim, przyjęli stoicką postawę prawną, byłoby inaczej. Natomiast ich publiczne wystąpienia i kokieteria wobec obecnej opozycji politycznej każą jeszcze bardziej środowisku PiS postrzegać Trybunał jako instytucję polityczną. W dodatku ewidentnie podsycaną przez polityków. W rzeczywistości w Polsce w kilka miesięcy upadł mit apolityczności sądów, zwłaszcza Trybunału Konstytucyjnego.
- Ale kto spowodował ten upadek, skoro najwybitniejsi sędziowie są nazywani „kolesiami” albo towarzystwem „przy kawie i ciasteczkach”?
- Jestem ostatnim, który schlebiałby tego rodzaju knajackim sposobom komunikowania się w przestrzeni publicznej. To jest tak, że kiedy nie ma już argumentów merytorycznych, to z obu stron padają inwektywy. Niestety, to świadczy o braku dojrzałości politycznej naszych elit. Bo cóż może pomyśleć sobie zwyczajny Kowalski oglądający ten spektakl? Powie, że to wszystko złodziejstwo, jedni już ukradli, drudzy starają się kraść. I co zrobi? Będzie kontestował i jednych, i drugich.
- Ale czy to nie jest tak, że autorem konfliktu jest rzeczywisty rządca państwa Jarosław Kaczyński?
- Nie sądzę, na pewno nie planował tego konfliktu, jest to zbieg okoliczności. Uważam, że nie można zaplanować konfliktu, a tym bardziej nim sterować. W obecnej fazie nie ma już osoby sterującej. Przecież to pod dyktando obecnych sił opozycyjnych toczy się walka o wpływy. Dodatkowo nową twarzą jest w tej grze szef Komitetu Obrony Demokracji Mateusz Kijowski, a coraz częściej mówi się o ewentualnej roli pana Donalda Tuska.
- Z pragmatycznego punktu widzenia - czy Pana zdaniem, Polska zyska, czy straci na konflikcie z Unią?
- Myślę, że ani jedno, ani drugie. Moim zdaniem, w Polsce nic szczególnego się nie dzieje, rząd będzie przekonywał, że jest dobrze, a opozycja, że bardzo źle. W kontekście sytuacji całej Unii nie wypadamy ani gorzej, ani lepiej. A nad całą Wspólnotą wisi widmo wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. I to jest dopiero prawdziwy problem.