Kapitan Ludowego Wojska Polskiego jeździ po szkołach i pokazuje co to patriotyzm i miłość do ojczyzny...
Ponad siedemdziesięcioletni kapitan Stefan Wierzba mimo wieku lubi brylować i pokazywać się w szkołach jako wzór patriotyzmu. Podczas przedstawień przebiera się w mundur, prezentuje szable, mówi wiersze, śpiewa o miłości do ojczyzny.
Jednak po odrzuceniu przebrania i przyjrzeniu się jego biografii oraz działaniom postać Wierzby wcale nie jest taka kryształowa...
Bohater, patriota?
Były wojskowy, pochodzący z Bielska, choć obecnie mieszkający w okolicach Krakowa, ma parcie na szkło. Kilkakrotnie dzwonił do naszej redakcji z prośbą o opisanie jego osoby, długo o sobie opowiadał. Był bardzo rozgoryczony, gdy okazało się, że nie poświęciliśmy mu rozkładówki przed lub po Dniu Niepodległości.
W rozmowach telefonicznych nawiązał też do rodzinnego miasta, wspominał I LO, gdzie się uczył, a później już jako emerytowany kapitan prezentował swą sztukę. Mówił też o wielokulturowości Bielska i panującej tu tolerancji. Zapewniał, że chce, by wszyscy żyli w zgodzie niezależnie od wiary i narodowości. Odcinał się od antysemityzmu.
Odmienne oblicze prezentuje jednak na swoim profilu na Facebooku. Tam często umieszcza teksty i hasła antysemickie. Krytykował nawet to, że prezydent RP Andrzej Duda spotyka się z przedstawicielami mniejszości żydowskiej. Często też atakuje prawosławnych, Białorusinów i Ukraińców. W jego wpisach często pojawiały się hasła, iż nie ma dla nich miejsca w Polsce i na Podlasiu.
Nacjonalista?
Pretekst do ataków na mniejszości religijne i narodowe znajduje opisując i przeinaczając historię.
„15 lipca 1943 roku w Bielsku Podlaskim! Miejscowi ruscy nacjonaliści wydali na śmierć 49 Polaków - inteligencję miasteczka, a SS z Białegostoku przyjechało i rozstrzelało ich w Pilickim Lesie! Nazajutrz jeszcze ziemia się ruszała - pamiętam, to słowa mojej Mamy i mieszkańców Bielska przekazywane sobie z ust do ust!” - czytamy w jednym z jego wpisów. - „Dzisiaj, za życia, ta podła swołocz wszczyna nienawiść do Polaków i szczerzy zębiska, choć dobrze pamięta, jak „Bury” im za to wypłacił! Śmierć wrogom Polski i Polaków! Powiesić wszystkich na jednym haku i zedrzeć skórę „od głowy po ...sraku dla przykładu!”
We wpisach tych przekłamuje historię. Żadne źródła historyczne nie wskazują, że to „ruscy” wydawali hitlerowcom osoby mordowane w Lesie Pilickim. Zresztą tych „ruskich” jako potencjalnych sojuszników wrogiej Armii Czerwonej hitlerowcy również mordowali. Są za to dowody, że oddział „Burego” mordował nie tylko donosicieli. Jak stwierdził prokurator IPN, nie ma dowodu, by zamordowani przez oddział „Burego” mieszkańcy prawosławnych wsi z okolic Bielska i Hajnówki współpracowali ze służbami władzy ludowej. A wśród ofiar były też kobiety, dzieci, niemowlęta. Armia Krajowa jednak z tymi zbrodniami nie miała nic wspólnego, bo rozwiązano ją ponad rok wcześniej.
Kapitan LWP
Do patriotycznego lub wręcz nacjonalistycznego wizerunku kapitana Wierzby nie bardzo przystaje jego biografia.
Wychowywał się on w Bielsku, jak chwali się w jednym z wywiadów, w patriotycznej rodzinie. Jego ojciec walczył podczas wojny, rodzina matki działała w AK. Wychowując się w patriotycznym środowisku musiał wiedzieć, że Ludowe Wojsko Polskie ścigało działających w okolicy partyzantów nazwanych później „Żołnierzami Wyklętymi”. Wiedział, że nawet potencjalni wrogowie władzy ludowej trafiali do katowni UB w budynkach klasztoru karmelickiego. Ale gdy na początku lat 60. Wierzba skończył I LO, wstąpił do szkoły oficerskiej... Ludowego Wojska Polskiego. Tego samego, które właśnie wyłapywało i mordowało ostatnich już „Wyklętych”. Czemu zdecydował się na ten krok? Jak stwierdził, chciał podtrzymać wojskową tradycję rodziny, a wówczas LWP było jedynym wojskiem polskim. To nic, że hołubieni przez niego „Wyklęci” żołnierzy LWP uznawali za wrogów i zdrajców narodu.
Wierzba w ludowym wojsku dosłużył się stopnia kapitana. W rozmowach i wywiadach podkreślał, że podczas służby najważniejsza dla niego była miłość do ojczyzny i wiara. Ale raczej awanse oficerskie otrzymywał nie za modlitwy i promowanie narodowego patriotyzmu. Wojsko opuścił pod koniec lat 70., bo, jak twierdzi, nie mógł już znieść tego, jak niszczona jest w nim polskość. Podkreślał nawet, że był prześladowany... bo miał problemy z uzyskaniem stopnia kapitana. Antypolskość i socjalistyczna propaganda w wojsku zaczęła mu przeszkadzać nie w czasie ideologicznych zajęć w szkole oficerskiej, ani nie w czasie kilkunastoletniej służby, podczas której LWP brało udział w interwencji w Czechosłowacji, pacyfikowało strajki na Wybrzeżu. Zaczęło mu przeszkadzać, kiedy dorobił się już wojskowej emerytury, na którą mógł odejść ze stopniem kapitana, co dodatkowo podwyższyło wysokość uposażenia.
Gdy w rozmowie z kapitanem spytałem go, czy będąc na emeryturze, jako patriota, angażował się w działalność opozycyjną „Solidarności”, szybko zmienił temat. Nie działał w opozycji. Gdy w Polsce walczono o demokrację, Wierzba mieszkał w Wiedniu, podróżował. Cały czas korzystając z kapitańskiej emerytury. Wrócił po 20 latach do demokratycznej Polski i osiedlił się pod Krakowem. Nie musiał troszczyć się o byt. Miał sporo wigoru i niespełnionych ambicji, zajął się więc swoją „działalnością patriotyczną”. W garażu zorganizował prywatne muzeum poświęcone ojczyźnie, gromadzi tam mundury, sztandary, szable. Od kilkunastu lat jeździ po szkołach i dumnie prezentuje się jako patriota.
- W USA za swą działalność zostałbym uznany bohaterem - mówi nieskromnie w jednym z wywiadów i skarży się, że nie dostaje na tą działalność pieniędzy od państwa.