Rozmowa z prezydentem Stargardu Rafałem Zającem [WIDEO]
Rafał Zając od trzech tygodni jest prezydentem Stargardu. Co dzisiaj mówi o wyborach? Jak ocenia sytuację polityczną w Stargardzie? Jaki ma pomysł na miasto? To wszystko w rozmowie z GS24.PL.
Wideo Emilia Chanczewska
- Wygrał pan przedterminowe wybory prezydenta Stargardu zdobywając ponad 87 procent głosów. Ile z tych głosów to głosy oddane na Rafała Zająca, urzędnika wieloletniego, przed dziesięć lat zastępcę prezydenta miasta. A ile to głosy oddane na Rafała Zająca, zastępcę prezydenta Pajora?
- Rafał Zając: Niewątpliwie wszystkie głosy były oddane na Rafała Zająca, co do tego się zgadzamy. Ale to jest bardzo wiele czynników. To jest pewien obraz całości nierozerwalny, w tym sensie, że ja przez ostatnie lata współrealizowałem pewną wizję rozwoju miasta, która była wizją z którą przyszedł prezydent Pajor, ale która od początku była wizją również moją.
Trudno się w jakiś sposób od tego oddzielać, bo ja się nigdy nie dystansowałem od tego sposobu myślenia. Wręcz przeciwnie, ja głęboko wierzyłem, że rozwój gospodarczy jest w stanie postawić miasto mocno na tej nodze, a w konsekwencji będziemy w stanie te filary funkcjonowania miasta zbudować w oparciu o ten rozwój gospodarczy. To była wizja nasza wspólna, więc ciężko to oddzielić, bo jakby pewien pomysł na zadania, pomysł na szczegóły, oparto o tę oś, to był pomysł zespołu. To był pomysł pana prezydenta, to był pomysł pana sekretarza Zdzisława Rygla, to był pomysł mój, pomysł później pani prezydent Ewy Sowy i całego zespołu urzędników, którzy tutaj pracowali, a nawet szerzej można powiedzieć pomysł mieszkańców. Jeśli ma się określoną strategię, określony kierunek myślenia to później jakby wszystko wokół tego kierunku obrasta i ważne jest, żeby nie zgubić tego priorytetu. A później pod ten priorytet podporządkowuje się różne inne kierunki rozwoju miasta.
Myślę, że udało nam się przekonać mieszkańców również do tego, że jestem gwarantem kontynuacji tej wizji, bo ja naprawdę z taką ambicją i z takim poczuciem odpowiedzialności, związanym właśnie z potrzebą kontynuacji tej wizji rozwoju Stargardu, do tych wyborów stanąłem i mieszkańcy w ten mój przekaz uwierzyli. Według nich on był autentyczny, co było widać po tym wyniku wyborczym.
- Łatwiej było panu wygrać wybory, bo nie wystartował Marcin Przepióra, który razem z Ligą Powiatu Stargardzkiego zdecydował się na porozumienie ze stowarzyszeniem Stargard XXI. Efekty tego porozumienia teraz widać. Zmiana przewodniczącego rady miejskiej, zmiana starosty, nowa osoba w zarządzie powiatu. Wszystkie te stanowiska obejmują osoby związane ze Stargardem XXI i LPS. Na ile pana udziału jest w tych zmianach i co pan o nich sądzi?
- Uważam, że start kandydatów, którzy reprezentują podobny sposób myślenia, w ogóle o podejściu do zarządzania miastem, w sensie takim, że chcą reprezentować mieszkańców miasta, a nie konkretne ugrupowanie polityczne, skazuje tych kandydatów na odbieranie sobie wzajemnie głosów.
Decyzję Marcina Przepióry przyjąłem z ogromnym szacunkiem i uważam, że to był wyraz głębokiego przemyślenia ze strony też tego środowiska. Bo ja pamiętam i uczestniczyłem po części w rozmowach śp. prezydenta Pajora z Ligą Powiatu Stargardzkiego. To nie jest tak, że tych rozmów po wyborach nie było. Obydwa stowarzyszenia samorządowe wyciągały ten wniosek, że raczej powinny ze sobą współpracować. Jeśli prezydent Pajor tę współpracę budował, to w naturalny sposób, kiedy doszło do konieczności wystawienia kandydata do wyborów, te rozmowy musiały się potoczyć.
Myśmy nie negocjowali w żaden sposób przed wyborami, myśmy umówili się tylko co do tego, że chcemy współpracować, a wyrazem tej współpracy było poparcie przez te dwa stowarzyszenia wspólnego kandydata.
- O tym, że Marcin Przepióra zostanie przewodniczącym rady miejskiej mówiło się już w trakcie kampanii.
- No bo ludzie potrafią wyciągać wnioski z tego, że jeśli jest szeroka reprezentacja tych środowisk w radzie, to są możliwe zmiany. Myślę że bezpośrednie kalkulacje czy przewidywania były o tyle też uprawnione, że pani przewodnicząca rady miejskiej wystąpiła z klubu tego dużego, który zaproponował ją na stanowisko przewodniczącego jako swojego reprezentanta na początku tej kadencji, więc to była bezpośrednia przyczyna zawarta w uzasadnieniu do wniosku grupy radnych.
- Pan też ustalał te decyzje, czy jednak zostawił pan to dla osób ze swojego środowiska?
- Ja mam naprawdę dużo pracy i lubię zajmować się tym, na co mam bezpośredni wpływ i co mnie dotyczy. Oczywiście, że w jakimś sensie będę uczestniczył w tego typu rozmowach. Natomiast ja się cieszę, że te decyzje są demokratycznie wypracowywane przez samych radnych.
- Przegrany jest Ireneusz Rogowski, który rywalizował z panem o prezydenturę i wyraźnie przegrał. Teraz pożegnał się ze stanowiskiem starosty stargardzkiego. Ale mimo wszystko do zarządu powiatu stargardzkiego wszedł. Czy to nie jest troszkę niepoważne, że z jednej strony mówi się, że źle wypełnia rządy w samorządzie, a z drugiej strony dalej się go tam pozostawia?
- Mi zawsze było bliższe łączenie, również ludzi i ich sposobów myślenia, zjednywanie wokół jakiejś jednej osi, według jakiejś jednej myśli, właśnie tej rozwojowej, strategicznej niż doprowadzenie do jakichś głębokich podziałów. My mamy dość tego, co się dzieje w Polsce, w sensie takim, że reprezentanci różnych ugrupowań kompletnie nie potrafią się porozumieć w sprawach zasadniczych i ten rów jest wykopywany coraz większy. Ja się ogromnie cieszę z tego, że tak się udało poprowadzić te sprawy zarządowi powiatu i reprezentantom różnych ugrupowań w radzie powiatu, że doszło do porozumienia, bo to było głosowanie zdecydowanie większościowe.
Prawie wszyscy radni akceptowali tę wizję funkcjonowania zarządu. Dokonano wymiany lidera zarządu, ta rola jest bardzo ważna. Postawiono na osobę z dużym doświadczeniem, która w swoim dorobku się obroniła. Ja się ogromnie cieszę z decyzji powołania pani Iwony Wiśniewskiej na stanowisko tego lidera, bo jestem przekonany, że będzie w stanie koncyliacyjnie prowadzić pracę zarządu, ale będzie jednocześnie liderem, który potrafi podzielić pracę i egzekwować jej realizację. Pan Ireneusz Rogowski, dzisiaj jako członek zarządu powiatu, ma też coś do udowodnienia.
Dlaczego nie dać tego pola do aktywności do tego udowodnienia swoich możliwości i potencjału właśnie przy bezpośrednim zarządzaniu. Po co wykopywać głębokie rowy. Ja się bardzo cieszę z takiego sposobu myślenia.
- Kiedy Pomnik Zwycięstwa na placu Wolności w Stargardzie zostanie całkowicie rozebrany?
- Mam nadzieję, że latem przystąpimy już do rozbiórki. Jesteśmy w trakcie dyskusji nad dokumentacją. Okazało się, że nie można kolumny rozebrać tak, jak pierwotnie zakładaliśmy. Nie można po prostu usunąć tego obiektu, tylko trzeba mieć dokumentację rozbiórkową i pozwolenie na rozbiórkę.
Obowiązuje dokładnie ten sam tryb jak w przypadku pozwolenia na budowę. Takie jest oczekiwanie wydziału budownictwa i temu oczekiwaniu chcemy sprostać, więc trochę to nam wywołało zwłokę w rozbiórce kolumny. To może o tyle dobrze, że ta dokumentacja nam przesądzi, jakie fragmenty i w jaki sposób zostaną wbudowane przy Reymonta (na cmentarzu wojennym - dop. red.). Proszę zwrócić uwagę, że myśmy obcięli nawet trochę więcej niż było to niezbędne.
Właśnie dlatego, by móc ten fragment wbudować, bo gdybyśmy tylko sam wieniec obcięli, to nic by nie pozostało, tylko go postawić na ziemi. Resztę trzeba będzie zburzyć, co do tego wątpliwości nie ma.
Nie jestem zwolennikiem stawiania pomnika na środka ronda na placu Wolności
- Czy po zburzeniu kolumny na środku placu może stanąć pomnik? Nie pytam jaki, ale w ogóle pomnik? Jest pan zwolennikiem takiego rozwiązania?
- Jestem głęboko przekonany, że przestrzeń ronda warto by było oddać mieszkańcom. Pierwsze pomysły zaczęły się pojawiać, bo myśmy zlecili czterem renomowanym biurom projektowym przygotowanie koncepcji zagospodarowania przestrzeni placu Wolności. Wszyscy potraktowali to nie jako tylko plac Wolności, ale jako teren razem z placem przy Stargardzkim Centrum Kultury. Efekty ich pracy są naprawdę oszałamiające. To jest wizja przyszłości. Tylko do realizacji nie za dwa lata, a może za dziesięć. Musi być zupełnie inny potencjał miasta, bo to jest inwestycja za dziesiątki milionów złotych. To jest jak najbardziej wizja, moim zdaniem, realna.
Chciałbym, żeby to nie był proces decyzyjny tylko w urzędzie, czy nawet tylko z radnymi. Chciałbym, żeby wokół tego procesu toczyła się dyskusja taka ogólnomiejska. Mi się podoba projekt fontanny na środku, ale on jest możliwy wtedy, kiedy odda się tą przestrzeń w sensie swobodnej komunikacji pieszej. Nie pojawia się w tych projektach pomnik. Nie jestem zwolennikiem stawiania pomnika w tym miejscu.
- Jak wygląda sprawa remontu stargardzkiego amfiteatru?
- 4 maja składamy wniosek (w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko - dop. red.). Jeśli uzyskamy dofinansowanie 85 procent, myślę że jeszcze w tym roku przygotujemy się do przetargu. Ja zakładam, że latem będzie decyzja. W 2018 roku remont mógłby się rozpocząć. Mimo że jesteśmy wpisani z amfiteatrem na kontrakt terytorialny, co nam daje dużą premię punktową, trzeba zakładać, że różne rzeczy mogą się wydarzyć. Jeśli projekt w POIS-iu odpadnie, to już szukamy alternatywnych rozwiązań.
Nie zrezygnowaliśmy z procedowania Interregu, to taki duży projekt z gminą Fahrenwalde, z organizacją Schloss Broellin i z Goleniowem. I to jest pierwsza alternatywa. A druga, rozważamy fundusze norweskie, które nie są jeszcze do końca zdefiniowane. Jeśli mamy trzy potencjalne źródła finansowania, to musi z któregoś się udać, to jest tylko kwestia czasu.
- Kolejne wybory już za około półtora roku. Patrząc na wynik z tych wyborów, nie pojawia się u pana takie myślenie, że ja już w połowie jestem prezydentem na kolejną kadencję?
- Nie, nie. Broń Boże. Ja tak nie postępuję.
- A myśli pan o kolejnych wyborach? Czasu jest niewiele i tak naprawdę można już prowadzić kampanię wyborczą.
- Prezydent Pajor mówił, że kampanię wyborczą zaczyna się następnego dnia po zakończeniu wyborów. Nie w tym sensie, że się cukruje, tylko trzeba ciężko pracować. Wygrywa się wybory ciężką pracą. Ja na razie nie myślę o kolejnych wyborach, ponieważ nawet jeszcze nie wiem czy wystartuję. Mam ogromne poczucie odpowiedzialności, żeby zakończyć te sprawy, które rozpoczęliśmy. Ja w tej kampanii pracowałem na tysiąc procent. Ile tylko mogłem z siebie dać, to dałem. I zrobiłem to z takim przekonaniem, że nie mogę zawieść tego środowiska, które mi zaufało i które liczy, że ja to dźwignę.