Rozdzielone rodzeństwa i adoptowane dzieci korzeni szukają najczęściej latem i podczas świąt
W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, w którym chce wiedzieć, skąd pochodzi i jakie są jego korzenie. Te pragnienia są jeszcze większe w przypadku osób, które zostały adoptowane lub rozdzielone w dzieciństwie ze swoim rodzeństwem. Poszukiwaniom sprzyjają dwa momenty w roku: Boże Narodzenie i wakacje.
Bożena Łojko w dzieciństwie została rozdzielona ze swoim bratem. Przez kilka lat na własną rękę prowadziła żmudne poszukiwania. Nie miała znikąd pomocy, działała na oślep. Miała jednak szczęście. Los uśmiechnął się do niej w 2002 roku. Dorosłego brata odnalazła w Szwajcarii. Dziś utrzymują ze sobą kontakt i nie wyobrażają sobie życia bez świadomości, że mają siebie.
- To moje doświadczenie sprawiło, że zaczęłam myśleć o tym, by pomagać w poszukiwaniach innym - mówi Bożena Łojko, prezes Fundacji Zerwane Więzi, która powstała w 2013 roku. W ciągu 6 lat działalności udało się skojarzyć aż 4220 osób! - Nie zakładałam tego, że będzie tych poszukujących i odnalezionych tak wiele. Skala mnie zaskoczyła - mówi B. Łojko, która z wykształcenia jest psychologiem.
Siła, której nie da się niczym zatrzymać
Poszukiwania trwają cały rok, ale nasilają się w dwóch momentach. Pierwszym jest czas świąt Bożego Narodzenia (czas refleksji i powrotów do domu), a drugim okres letni i wakacyjny. Wtedy dorośli, dojrzali, często już na emeryturze Polacy wracają do swoich rodzinnych stron, często spoza kraju, do którego trafili na przykład w wyniku adopcji. Odwiedzają podczas urlopów miejsca, które pamiętają z dzieciństwa albo usłyszeli od kogoś o nich w zaszyfrowanej rozmowie. To nie daje im spokoju, zaczynają szukać, drążyć, a gdy trafiają na ślad, to już nie potrafią przestać.
- Często rodzice adopcyjni dopiero na łożu śmierci zdradzają tajemnicę dziecku i ono wtedy rozpoczyna poszukiwania. Bo bez względu na to, co powie człowiek w pierwszym momencie na taką wiadomość, to wcześniej czy później, zawsze te poszukiwania rozpocznie - dodaje prezes Zerwanych Więzi i dodaje, że to jest siła, której nie da się zatrzymać. - Zdarzyło mi się wielokrotnie towarzyszyć osobom odnalezionym w pierwszym spotkaniu i to są takie emocje i tak ogromne wzruszenie, że nie da się ich porównać z niczym innym
- opowiada.
Najbardziej zapamiętała spotkanie po 50 latach bliźniaczek. Los sprawił, że przez całe życie mieszkały blisko siebie, dzieliło je zaledwie 40 kilometrów. Wyglądały identycznie, nosiły takie same fryzury i ubrania, także zachorowały na tę samą ciężką chorobę. Jedna z nich już nie żyje, ale udało im się jeszcze po odnalezieniu przeżyć wiele pięknych wspólnych chwil.
Polski system nie pomaga w poszukiwaniach. Dziecko oddane do adopcji na Zachodzie w dniu ukończenia 18. roku życia otrzymuje informacje, które w przypadku wyrażenia takiej woli, ułatwiają mu odnalezienie biologicznych rodziców lub rodzeństwa. W Polsce te informacje są zatajane.
Okazuje się, że poszukiwania rodzeństwa są bardziej skomplikowane i czasochłonne niż odnalezienie rodziców biologicznych. Często nie udaje się odszukać całego rodzeństwa. Wynika to ze struktury prawnej. Dzieci, które zostały oddane do adopcji, mają nową tożsamość, są nowymi osobami i nie znając nowych danych osobowych rodzeństwa, nie ma możliwości identyfikacji, odszukania.
Na stronie internetowej www.zerwanewięzi.pl znaleźć można praktyczne informacje na temat tego, od czego rozpocząć takie poszukiwania i jakie dokumenty są potrzebne, by móc działać. Oprócz poradnika istnieje także forum, na którym można się wymieniać informacjami i tzw. tablica ogłoszeń, gdzie pojawiają się anonse. Praktycznie każdego dnia jest coś nowego.
Kiedy w drzwiach staje mroczna przeszłość
Nie wszystkie odnalezienia mają jednak szczęśliwy finał. Bożena Łojko mówi, że w wielu przypadkach odnalezione dorosłe dziecko, które staje w drzwiach biologicznej matki... okazuje się koszmarem z przeszłości.
- Polska jest krajem katolickim, w latach 70. i 80. ubiegłego wieku młode, często nieletnie kobiety, które zachodziły w ciąże i były pannami, były ukrywane przez rodziny. One się ich po prostu wstydziły. Wywożono je więc gdzieś z dala od wsi i małych miasteczek, by poza oczami sąsiadów donosiły ciąże, urodziły, a potem zostawiły w szpitalu dziecko. I teraz, gdy takie dziecko się pojawia, to staje się problemem
- opowiada Bożena Łojko.
Z danych fundacji wynika także, że około 30 dzieci spośród tych, którym udało się odnaleźć biologicznych rodziców, pochodziło ze związku matek z księżmi.
- Musimy pozbyć się tej mentalności i doprowadzić do zmiany w prawie, która pozwoli na zmianę stosunku prawnego adopcji z tajnej na jawną. Ważne jest to, by nastąpiła korekta zapisu w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym „rodzice adopcyjni (przysposabiający) zobowiązani są do podtrzymywania więzi między rodzeństwem w sytuacji gdy przysposabiają jedno z nich” - przekonuje prezes fundacji.