Rosjanie nie potrafią walczyć i niech nie uczą nas historii
O ciągłym straszeniu przez Rosję, retoryce obnażonego imperium i wojnie na Ukrainie. Rozmowa z gen. Waldemarem Skrzypczakiem.
O co panu chodzi z tym Królewcem? Powiedział pan, że znajduje się pod rosyjską okupacją i że można się o obwód upomnieć.
Jeżeli się słyszy, że Rosja razem z Polską podzielą zaraz Ukrainę albo że imperium rosyjskie sięgało do Kalisza, to mnie to porusza. Cały czas jesteśmy atakowani przez takich rzeczników, jak Pieskow czy Zacharowa, którzy opluwają Polskę i próbują uczyć nas naszej historii. Ja tylko przypominam, że dzisiejszy obwód kaliningradzki był za króla Kazimierza Jagiellończyka naszym lennem.
Krótko mówiąc, pan się zwyczajnie odgryza?
Odgryzam. Moja retoryka jest odpowiedzią na ich retorykę. My też byliśmy kiedyś imperium, ale nas rozdarto podczas rozbiorów z udziałem Rosji. Jeszcze raz powtarzam, nas naszej historii nie trzeba uczyć. My ją znamy. Na pewno naszymi nauczycielami nie będą Rosjanie. To jest clou tematu.
Czyli granice zostają jak teraz?
No pewnie, że tak. Nikt nie mówi o odbijaniu. Ja przecież wojny nie chcę, choć niektórzy mi to przypisują.
Jak ocenia pan obecną sytuację na Ukrainie?
Operacyjnie Rosjanie ponieśli dużą porażkę. Widać wyraźnie, że do tej wojny nie byli przygotowani. Ta operacja ma charakter chaotyczny i nieskoordynowany. W zasadzie nie zdefiniowali celów i cały czas je zmieniają. Chcieli przecież zająć Kijów. Po to był ten desant w Hostomelu. Generalnie jest to operacja pomyłek i kompromitujących wpadek. Rosjanie nie potrafią walczyć, a lekcję, jak to robić, dostają od Ukrainy.
Będziemy mieć nową odsłonę tej wojny, jakąś wzmożoną aktywność za chwilę, kolejny etap?
Rosjanie użyli swoich najlepszych formacji, które w tej chwili w dużej części są poturbowane. Stracili ludzi i sprzęt. Teraz sięgają po głębokie odwody. Moim zdaniem mają problemy, aby utrzymać nawet front operacji. Widać wyraźnie, że Ukraińcy kontratakują, że złapali oddech i inicjatywę operacyjną i teraz to oni systematycznie odbijają utracone terytorium.
Mówi się, że Rosja nigdy nie jest tak silna ani tak słaba, jakby się wydawało.
Przecież nam wszystkim się wydawało, że Rosjanie mają potężną armię, silnie wyszkoloną i uzbrojoną po zęby w najnowszą technologię. Tymczasem okazało się, że król jest nagi. Ten mit legł w gruzach na polach Ukrainy. Na pewno długa wojna wykończy obie strony, ale tu przewagę pewnie mieliby Rosjanie. Natomiast Rosja nie ma sojuszników, a Ukraina tak i to jest jej przewagą.
Co będzie dalej?
Wydaje się, że w tej chwili Rosjanie bardzo by chcieli, aby doszło do negocjacji. Im nie starcza już sił. Uratować może ich zawieszenie broni, które być może doprowadzi do pokoju lub da im czas na pozbieranie się i dalszy atak. Byłbym bardzo ostrożny w nadziejach na to, że Rosjanie odstąpią.
A jaki jest plan minimum?
Dwa obwody - ługański i doniecki w ich granicach administracyjnych. O to w tej chwili idzie bitwa na tak zwanym łuku donbaskim. Z obu jego stron u nasady są wojska rosyjskie, które próbują atakować i okrążyć wojska ukraińskie. Nawiązuję tu do łuku kurskiego, tyle że tam bronili się Rosjanie, a atakowali Niemcy. Sytuacja jest zbliżona, jeśli chodzi o pozycje wojsk.
Ukraińcy proszą o samoloty i sprzęt. To może nie idzie im tak dobrze?
Idzie im dobrze, tylko potrzebują skutecznej obrony przeciwlotniczej. Potrzebują też broni ofensywnej po to, żeby mogli odbijać utracone ziemie. Mają ludzi, mają załogi czołgów, mają piechotę.
Ile to wszystko jeszcze potrwa?
Wszystko się okaże w ciągu najbliższych dni. Moim zdaniem Rosjanom bardziej zależy na rozmowach i zawieszeniu niż Ukraińcom. Jeśli Ukraińcy odbijają miejscowości koło Kijowa i Czernichowa lub na południu koło Chersonia, to obudzi to w nich nadzieję, że będą mieli lepszą kartę przetargową przy stole negocjacyjnym. Rosjan nie stać na ponoszenie ciągłych strat. Potrzebują czasu.
Co z zagrożeniem atomowym? Jest realne?
Moim zdaniem nie. To też część retoryki Moskwy od zawsze. Wracam do tego, o co pan pytał na początku. Przecież nas ciągle straszono Kaliningradem. A to iskandery, a to Flota Bałtycka wyszła w morze. To pasmo ciągłego strachu trzeba wreszcie przerwać. Polacy są wylęknieni przez tę propagandę.
Skoro już jesteśmy na naszym podwórku, jak pan ocenia pomysł na 300- tysięczną armię?
Pan sobie wyobraża, jakie to będą koszty utrzymania 300-tysięcznej armii w koszarach? Wie pan, na co pieniędzy nie starczy? Już odpowiadam: na modernizację. Jestem za liczną armią, ale skonstruowaną na miarę naszych możliwości. Przecież nadchodzi kryzys. Uważam, że armia powinna liczyć, a mówił to prezydent Lech Kaczyński, 150 tysięcy świetnie wyszkolonych zawodowców. To, czego nam brakuje, to młodych i jakościowo dobrych rezerw.
Generał broni Waldemar Skrzypczak
Urodzony w Szczecinie i związany z Kołobrzegiem, karierę wojskową rozpoczął w 1976 roku jako szef plutonu czołgów w 16. Pułku Czołgów 8. Dywizji Zmechanizowej w Słupsku. Dowodził 32. Pułkiem Zmechanizowanym w Kołobrzegu, 16. Dywizją Zmechanizowaną, 11. Dywizją Kawalerii Pancernej oraz Wielonarodową Dywizją Centrum- Południe w Iraku w ramach IV zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego. W latach 2006-2009 był dowódcą Wojsk Lądowych. W sierpniu 2009 podał się do dymisji w proteście przeciwko sposobowi zarządzania siłami zbrojnymi przez polskie Ministerstwo Obrony Narodowej. Przez rok pełnił funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej.