Rosja dziś nam zagraża. A przecież mogło być inaczej!
Rosja nam dzisiaj zagraża, a przecież historia mogła potoczyć się inaczej. 4 lipca 1610 roku pod Kłuszynem (wieś 250 km na wschód od Smoleńska) odbyła się bitwa, która mogła przesądzić o losach Europy.
Za naszą wschodnią granicą toczy się wojna. Współczujemy napadniętym Ukraińcom. Dla tych, którzy pragną uciekać spod bomb, otwieramy granice, serca i portfele. Znajdujemy dla nich mieszkania, źródła utrzymania, możliwości uczenia dzieci. Wspomagamy też tych, którzy walczą, broniąc napadniętych ukraińskich miast, wsi i terenów. W miarę możliwości politycznych i gospodarczych wspieramy ich dostawami sprzętu i amunicji.
Dlaczego to robimy?
Bo staramy się zachować maksimum ludzkiej przyzwoitości w tych nieludzkich i nieprzyzwoitych czasach! I ciągle z lękiem myślimy o tym, co dalej zrobi napastnik. Czy Rosja nie zaatakuje także Polski? Czy gdyby to nastąpiło, to jakie będą skutki? Czy członkostwo w NATO zapewni nam bezpieczeństwo?
To dzisiaj najważniejsze pytania. A przecież mogło być całkiem inaczej!
Wczoraj, 4 lipca, była rocznica bitwy, która mogła rozstrzygnąć o przyszłości relacji Polski i Rosji w takiej formie, że dziś to jest wręcz trudne do uwierzenia!
4 lipca 1610 roku pod Kłuszynem (wieś 250 km na wschód od Smoleńska) odbyła się bitwa, która mogła przesądzić o losach Europy. Naprzeciw siebie stanęły dwie armie: ogromna rosyjska (30 tys. ludzi pod dowództwem Dymitra Szujskiego) wspomagana przez szwedzką (5 tys. żołnierzy pod wodzą generała Jakuba Pontussona De la Gardie) i mało liczna armia polska (2,5 tys. polskich rycerzy, 400 konnych Zaporożców i 200 żołnierzy piechoty, dowodzona przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego). Żółkiewski nakazał swoim wojskom wymarsz w kierunku pozycji przeciwnika 2 godziny przed zachodem słońca, więc większość drogi armia pokonała w nocy. Dysproporcja sił była tak ogromna, że Dymitr Szujski zlekceważył nocne nadejście przeciwnika. Żółkiewski przeciwnie, gdy tylko zebrał większość swoich sił - nakazał rycerzom nacierać. Jeszcze przed świtem!
Na masy rosyjskiego wojska runęła polska husaria. Oddział husarzy nacierał, cofał się, po czym uderzał ponownie. Takich natarć było 10. Rosjanie byli pewni, że za każdym razem atakuje inny oddział, więc sądzili, że Polacy mają przewagę liczebną. Rzucili się do ucieczki. Zamiast ich gonić - Żółkiewski nakazał atak na Szwedów, którzy prawie natychmiast się poddali.
Oczywiście przytaczam tu przebieg bitwy w wielkim skrócie. W rzeczywistości trwała ona około 5 godzin. Gdy policzono straty, to okazało się (podobno), że Rosjan zginęło około 17 tysięcy. Szwedzi podają, że ich żołnierzy padło około 500. Natomiast szokujące są straty polskie.
Otóż podobno zginęło tylko 100 husarzy. Stu uskrzydlonych rycerzy jako cena za drogę do Moskwy! Oczywiście dwu- lub trzykrotnie więcej było zabitych wśród pomocników, tak zwanych polskich pocztowych. Zginęło też około 400 koni. Ale 100 zabitych husarzy to mniej niż 300 Spartan Leonidasa w wąwozie Termopile!
Co wykupili oni swoją krwią?
Otóż moskiewscy bojarzy na wieść o klęsce obalili 27 lipca 1610 roku cara Wasyla Szujskiego, uwięzili go w klasztorze, a na tron carów zaprosili syna króla polskiego Zygmunta III królewicza Władysława. Dodam z czysto prywatnych powodów, że Władysław urodził się nie na Wawelu, tylko na Krowodrzy, a ja tam mieszkam!
Wracam do Rosji na początku XVII wieku. Ludność witała Polaków entuzjastycznie. Powszechnie cieszono się, że carem zostanie właśnie Władysław. Wybito nawet rosyjskie monety z jego podobizną, a hetmana Żółkiewskiego, którego armia wzmocniona została przez wojska Rosjanina Wałujewa, zaproszono do Moskwy - do której wkroczył 12 września i 8 października zamieszkał na Kremlu. Wszyscy sądzili, że carem zostanie królewicz, który potem rządził w Polsce jako Władysław IV - jeden z naszych najlepszych królów. Ale dlaczego nie rządził w Moskwie? O tym opowiem za tydzień.
Szanowni Czytelnicy!
5 lipca odbędzie się uroczystość nadania tytułu Profesora Honorowego AGH prof. Ryszardowi Tadeusiewiczowi - byłemu rektorowi uczelni i naszemu felietoniście.