Roman Gruszecki: Nasz medal był wyjątkowy

Czytaj dalej
Fot. Jakub Zegarliński
Kuba Zegarliński

Roman Gruszecki: Nasz medal był wyjątkowy

Kuba Zegarliński

- Presję trzeba zostawić w szatni - mówi Roman Gruszecki, brązowy medalista MMŚ z 1983 roku.

Pana, jako brązowego medalistę młodzieżowego Mundialu mogę o to zapytać. Co stało się w piątek w Lublinie? Pierwszy mecz reprezentacji Polski na Mistrzostwach Europy U-21 nie napawa optymizmem. Podopieczni trenera Marcina Dorny przegrali ze Słowacją, a przecież mówiło się, że ma to być najsłabszy przeciwnik.

Przede wszystkim: na takiej imprezie nie ma słabych drużyn. Jeśli ktoś zlekceważył Słowaków, to w piątek musiał się mocno zdziwić. Jeśli ta drużyna wcześniej potrafiła m.in. rozprawić się z Holandią, od lat słynącą z perfekcyjnej pracy z młodzieżą, to o czymś to świadczy. Co do samego meczu - wszyscy widzieliśmy, że drużyna zaczęła bardzo dobrze. Strzeliła gola już w pierwszej minucie. Trzeba było pójść za ciosem. Tymczasem Słowacy zaczęli nas dominować, spychać do obrony. Kompletnie zdominowali środek pola. Później lawina ruszyła, była bezradność, były błędy indywidualne i przez to traciliśmy gole.

Słowacy mieli lepszą drużynę?

Jako kolektyw wyglądali zdecydowanie lepiej. Właściwie słowo „kolektyw” ciężko odnieść do naszego zespołu. Ja nie widziałem takiej piłkarskiej chemii, która łączyłaby tych chłopaków. Było trochę tak, że każdy grał swój mecz. Co innego u naszych przeciwników. Kluczem do ich zwycięstwa było szybkie opanowanie środka pola. Niesamowity był ten środkowy pomocnik - Lobotka. On regulował tempo gry naszych południowych sąsiadów i do tego był wszędzie, potrafił przeciąć podanie, odebrać piłkę i rozpocząć akcję swojego zespołu.

U nas brakowało takich indywidualności?

To jest zastanawiające. Przed rozpoczęciem Euro mówiło się i pisało, że to my mamy drużynę naszpikowaną już ukształtowanymi zawodnikami, z których wielu gra zagranicą w przyzwoitych klubach. Balon oczekiwań został napompowany do niewyobrażalnych granic. Jednak on jeszcze nie wybuchł. Wciąż mamy do rozegrania dwa mecze i ja bardzo w to wierzę, że uda nam się je wygrać.

Wszyscy teraz szukają powodów naszej słabszej gry w meczu ze Słowakami. Niektórzy postawili już diagnozę: presja splatała nogi piłkarzom Dorny. Zgadza się pan z taką oceną?

Szczerze? Nie chce mi się w to wierzyć. Gdy my zdobywaliśmy medal Młodzieżowych Mistrzostw Świata w Meksyku, to na każdym spotkaniu było kilkadziesiąt tysięcy widzów. W półfinale graliśmy z Argentyną na stadionie Azteca w Mexico City. Na stadionie zasiadło wówczas ok. 70 tysięcy kibiców. Jednak każdy z nas wychodząc na murawę myślał tylko o meczu i o przeciwniku. Tumult był niesamowity, to prawda, ale w takich chwilach profesjonalny piłkarz powinien się odciąć. To podstawa w dzisiejszym futbolu. Nie tylko nogi muszą być sprawne, pracować musi także głowa.

To musiało być dla was, młodych piłkarzy, ogromne przeżycie. Meksyk, ogromne stadiony, tłumy na trybunach. Wśród waszych przeciwników wschodzące gwizdy światowej piłki - m.in. Marco Van Basten.

My też mieliśmy kapitalną drużynę: Józef Wandzik, Mirosław Myśliński, Wiesław Wraga, Joachim Klemenz, Jarosław Bako, Marek Leśniak. W Meksyku, jako jedyna drużyna z Europy, dostarliśmy do półfinału. Ostatecznie turniej zakończyliśmy na 3.miejscu. To były wielkie mistrzostwa, ale z tym co dzieje się teraz nawet nie ma co porównywać. My, żeby zagrać na mistrzostwach w Meksyku, musieliśmy rok wcześniej na Euro w Finlandii znaleźć się w TOP 4. Przed wylotem do Mexico City zostaliśmy zaproszeni do telewizji, każdy z nas przedstawił się, powiedział kilka zdań i to byłoby na tyle. Nie było dziennikarzy na lotnisku, nie było wywiadów, łączeń na żywo itd. Lecieliśmy tylko my i sztab, który składał się z trenera Mieczysława Broniszewskiego, jego asystenta, lekarza, fizjoterapeuty i kierownika. Tyle i nic więcej. Dziś sztaby są niesłychanie rozbudowane, drużyna śpi w najlepszych hotelach, zawodnicy trenują w cieplarnianych warunkach na boiskach równych, jak stół…

A do wyników z lat 70 - tych i 80 - tych wciąż dużo brakuje…

Jest coraz lepiej. Pierwsza reprezentacja równa już do tych najlepszych i przynosi nam ogromnie wiele radości. Muszę jednak powiedzieć, że ostatnio ktoś mi uświadomił, że nasz medal na MŚ U-20, jest jedynym w historii polskiej piłki. Od tamtego czasu, na takiej imprezie reprezentacji Polski udało się zagrać tylko jeden raz (w 2007 roku w Kanadzie - przyp.red.). Wciąż wiele jest do zrobienia ale idziemy w dobrym kierunku. Chciałbym również zwrócić uwagę na jedną ważną rzecz. Ile roczników gra w obecnej reprezentacji U-21? Trzy albo cztery, a nigdy nie jest tak, że seniorska kadra jest oparta na tak wąskiej grupie wiekowej. Ta rozpiętość często wynosi kilkanaście lat. Całkiem możliwe, że gdzieś w Polsce grają 20-kilkulatkowie, którzy nie zaistnieli w żadnej kadrze juniorskiej, a wkrótce będą stanowili o sile dorosłej reprezentacji.

Od kilku lat Pan również pracuje przy szkoleniu dzieci i młodzieży.

Tak, prowadzę rocznik 2003 w Akademii Piłkarskiej Piłkarskie Nadzieje. Mam ogromną nadzieję, że kiedyś któryś z naszych podopiecznych będzie mógł zagrać na takich mistrzostwach, które właśnie odbywają się w Polsce.

Kuba Zegarliński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.