Rok rządów wojewody. Agata Wojtyszek mówi o swojej sile [ROZMOWA]
W piątek 9 grudnia mija dokładnie rok od objęcia urzędu wojewody świętokrzyskiego przez Agatę Wojtyszek. Podsumowujemy 12 miesięcy w rozmowie z „minister w terenie”.
Pamięta Pani swoje pierwsze wystąpienie na sesji sejmiku, kiedy przedstawiała się Pani radnym po objęciu urzędu?
Tak... Z perspektywy czasu wiele rzeczy zrobiłoby się inaczej. To dotyczy także tego wystąpienia.
Mówiła Pani wówczas o bluzeczkach kupowanych w Połańcu. To wywołało sporą radość wśród zebranych.
Zabierając głos chciałam pokazać, że wiele miejsc z województwa jest mi znanych. W Połańcu byłam na rodzinnej wycieczce. Poznałam to miasto właśnie z wielkiego bazaru, gdzie się kręciłam. Pobyt skończył się zakupem bluzeczki w tym miejscu. To fakt i ten fakt przekazałam (śmiech).
Jak dziś się Pani czuje w sytuacji publicznych wystąpień?
Wystąpienia publiczne towarzyszyły mi w życiu od dawna, Jako dyrektor szkoły wielokrotnie musiałam występować przed rodzicami oraz nauczycielami, w trudnych sytuacjach. Ale one dotyczyły wyuczonego i wykonywanego zawodu. W tej chwili muszę się szybko uczyć różnych nowych rzeczy, zagadnień, które nie zawsze są mi bardzo bliskie. Nie ukrywam, że mam czasami stres, kiedy uważam, że dane zagadnienie powinna zgłębić bardziej, a nie starczyło czasu. Ale wydaje mi się, że oswajam się z tym.
Proszę powiedzieć o początkach Pani przygody z polityką.
Przekonania polityczne w każdym człowieku tkwią. Ja zawsze czułam się związana z prawicą, ale nie zawsze byłam członkiem partii. W wyborach samorządowych wspierałam kilka razy PiS, ostatni raz z sukcesem, ale to był pierwszy raz, gdy podeszłam do tego na poważnie, bo wreszcie poczułam, że mam czas, że mogę się zaangażować. Wcześniejsze kontakty z wyborami samorządowymi miały miejsce wtedy, kiedy moje dzieci były na tyle małe, że potrzebowały dużo opieki. Obawiałam się, że na coś mi czasu zabraknie: albo na rodzinę, albo na zadanie, które przede mną zostanie postawione. Do wyborów podchodziłam z ogromną obawą, co by się stało, gdybym wygrała. To blokowało moją otwartość. Ale kiedy moi synowie się usamodzielnili, mogłam powiedzieć, że swój czas przekierowuję w inną stronę.
Jaką rolę w Pani życiu politycznym odgrywa Krzysztof Lipiec? Patron, dobry duch czy po prostu szef partii?
Szef partii. Człowiek ze Starachowic. Też jestem z tego miasta, więc łączą nas wspólne działania i tematy.
Jest Pani człowiekiem posła Lipca?
Skoro popierał moją osobę, to pewnie tak. Ale jestem przede wszystkim samą sobą.
Co było w tym roku najtrudniejsze dla Pani?
Zmiany kadrowe, bo to dotyczy bezpośrednio ludzi. Musiałam podjąć decyzje o tym, że z pewnymi osobami się rozstaję, a innych zatrudniam. Moim celem był wybór najwłaściwszych ludzi do realizacji zadań.
Towarzyszyły temu emocje? Czy podeszła Pani do tego na chłodno, profesjonalnie, technicznie?
Starałam się podejść profesjonalnie, i tak było. Musiałam wybrać najlepszych. Ważne były kwestie merytoryczne i charakterologiczne. Zależało mi na ludziach, z którymi doskonale się rozumiem. Z perspektywy minionych miesięcy jestem zadowolona ze swojego wyboru.
Tę transformację kadrową pomogli Pani przeprowadzić Bartłomiej Dorywalski i Andrzej Pruś – kiedyś nazwani przeze mnie strażnikami dobre zmiany. Jaka jest ich pozycja dziś? To wciąż najbliżsi, zaufani współpracownicy czy też w tych relacjach nastąpiły przesunięcia akcentów?
Jesteśmy rok dalej. Kadrę kierowniczą przygotowywaliśmy w lutym, ale nadal pewne roszady wewnątrz oddziałów się odbywają. Panowie dbają o to, by przedstawić propozycje kadrowe, ale oprócz nich jest dyrektor wydziału, który ma dużo do powiedzenia, a ostateczna decyzja zawsze należy do mnie.
Po dokonanych zmianach kadrowym dochodziły sygnały o pewnym rozczarowaniu faktem, że postawiła Pani na ludzi nie związanych z partią. Mówiło się, że to był powód tąpnięcia w Pani relacjach z posłem Lipcem.
I do mnie nie mogły nie docierać takie sygnały, bo przecież pojawiały się takie doniesienia w mediach. Ale nie po raz pierwszy spotykam się z zastrzeżeniami co do mojej osoby. Przypominam, że za to, jak będzie realizowany program Prawa i Sprawiedliwości na terenie województwa, odpowiadam ja i moi pracownicy. Ponoszę za to odpowiedzialność i mam to na uwadze dobierając ludzi.
Wicewojewoda Andrzej Bętkowski jest wsparciem w bieżącej działalności?
W każdym poniedziałek siadamy razem w zespole, bo tylko tak możemy pracować, i rozmawiamy o tym, co nas czeka, ale też o tym, jakie mamy trudności. Andrzej Bętkowski zawsze uczestniczy w tych spotkaniach. Jeśli nie będziemy drużyną, nie wróżę nam sukcesu. A my jesteśmy drużyną.
Ta gra zespołowa sprawiła, że po względem realizacji programu „Rodzina 500 plus” województwo stanowi punkt odniesienia dla innych regionów?
Tak. Jestem przekonana, że to jest nasz sukces zespołowy.
Oprócz tego? Drogi?
To też sukces.
Na czym polega nowość w zarządzaniu funduszami na modernizację dróg lokalnych oraz powodziówki?
Na pierwszym spotkaniu z samorządowcami, przedstawiłam jasny sposób podziału pieniędzy. Najważniejsza zmiana polegałam na tym, że oszczędności wracają do urzędu.
A jak było wcześniej?
Pieniądze z oszczędności przetargowych zostawały w gminie i gmina przeznaczała je na kolejne zadania. Nasza decyzja była słuszna. Zresztą podobne rozwiązania zasugerowało niebawem ministerstwo. Spowodowało to, że wszystkie projekty, które mogliśmy wykonać, zostały zrealizowane. Udało się także wiele pieniędzy pozyskać z oszczędności krajowych, które wpłynęły do województwa. To nasz sukces.
Jak układa się Pani współpraca z samorządem województwa?
Niewiele mamy wspólnych zadań. Na początku realizacji programu „Rodzina 500 plus” podniósł się głos, że nie starczy pieniędzy. A tymczasem zbliża się koniec roku i finansowanie jest zabezpieczone.
Spotkania z marszałkiem województwa Adamem Jarubasem?
Mamy zupełnie oddzielne zadania. Spotkaliśmy się parę razy przy różnych sytuacjach, kiedy była taka potrzeba. My mamy sprawy związane z realizacją zadań rządowych, a marszałek realizuje swoje zadania.
Współpraca z parlamentarzystami ogranicza się do tych Prawa i Sprawiedliwości?
To moje zaplecze. Bez tej współpracy nie wyobrażam sobie dobrej realizacji programu. Raz w miesiącu zapraszam do siebie parlamentarzystów z Prawa i Sprawiedliwości. Odbyliśmy już trzy takie spotkania. Mamy wspólne patrzenie na wszystkie sprawy.
Parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości przez cała lata, będąc jeszcze w opozycji, mówili, że województwo przez rząd Platforma Obywatelska-Polski Stronnictwo Ludowe było traktowane po macoszemu, zepchnięte do kąta. Czy to się teraz zmieni? Rząd Prawa i Sprawiedliwości obejmie region specjalną troską rozumianą jako szansa na odrabianie zapóźnień?
Jest plan Morawieckiego...
Tylko tam nie ma wiele elementów odnoszących się wprost do Świętokrzyskiego…
Ale jest główna idea zrównoważonego i odpowiedzialnego rozwoju.
Kiedy coś zacznie się dziać?
W najbliższych miesiącach będziemy mogli pokazać pewną rzecz - dowód na to, że tak jest. Ale za wcześnie, by o tym mówić. Widzę, że nasze województw jest zauważane. Mam nadzieję przekazać niedługo dobre wieści.
Co by Pani powiedziała wszystkim tym, którzy czują lęk, strach, a czasem i nienanawiść wobec ekipy „dobrej zmiany”?
Nie wiem, czego się tu można lękać i bać. Program „Rodzina 500 plus”, skierowany do mieszkańców, pokazał, jak wiele osób w regionie, nawet przy jednym dziecku, ma niski próg dochodowy i bierze pieniądze. Rząd Prawa i Sprawiedliwości realizuje politykę wyjścia w kierunku rodziny. Tu tylko dobra zmiana. Każdemu, kto mówi, że to źle, że można inaczej, odpowiem tak: zawsze można krytykować, ale nie każdy umiał to zrobić. Ten rząd podjął taką decyzję i jest to dobra zmiana. Jest też program „Mieszkanie plus” skierowany do rodzin…
Na razie na terenie województwa nie będą budowane mieszkania…
Rozmawiałam we wtorek z prezydentem Kielc Wojciechem Lubawskim. Jest zgłoszenie. Będziemy wpisani.
Do pilotażu, który trwa, czy kolejnego etapu Programu?
Nie chciałabym mówić.
Władze Kielc wykonały ruch?
Tak, miasto jest zarejestrowane. To dobra wiadomość.
Dlaczego tak późno? Ktoś czegoś nie dopilnował?
Ktoś był szybszy, ale prace została już wykonywana. Jesteśmy na dobrej drodze, by znaleźć się w Programie. Myślę, że w odpowiednim czasie te mieszkania będą w Kielcach wybudowane. To też kawałek dobrej zmiany, bo młodzi ludzie zostaną w regionie wtedy, kiedy będą mieli gdzie mieszkać.
Jak Pani nowa praca wpływa na relacje z rodziną, przyjaciółmi, najbliższymi?
Pozmieniało się, bo nie mam tyle czasu dla moich przyjaciół i znajomych. Kontakty są głównie telefoniczne, ale systematyczne. Czasem znajdę chwilę na spotkanie z grupą przyjaciół. Dla rodziny też mam zdecydowanie mniej czasu. To dla mnie bardzo ważna sprawa, dlatego staram się wykorzystywać ten czas, który mam, bardzo intensywnie na spotkania z synami i relacje z małżonkiem. Mąż bywa ze mną, jak tylko czas mu pozwala. A rodzina była, jest i będzie dla mnie najważniejsza. Jest dla mnie moim ogromnym wsparciem w każdej sytuacji. Wspaniale jak dorosły syn mówi: „Mamo, zawsze jesteś dla mnie wzorem”. Mam poczucie, że wykonałam dobrze swoją pracę rodzica.
Nabiera Pani apetytu politycznego? Jak Pani widzi siebie za kilka lat?
Nie planuję życia z taką perspektywą. Mam zadanie postawione przed sobą i chcę to wykonać najlepiej, jako potrafię - z zaangażowaniem i pokorą.