Rok po pożarze katedra w Sosnowcu odzyskuje dawny blask
Za kilka dni, dokładnie w środę, minie rok od pożaru katedry w Sosnowcu. To właśnie w nocy z 28 na 29 października spłonął dach tej świątyni. Dziś katedra wygląda jak nowa, a prace remontowe dobiegają końca.
Kościelna sygnaturka lśni w blasku jesiennego słońca, a krzyż na jej szczycie rozpościera nad miastem swe opiekuńcze ramiona. Uroku całej budowli dodają też dach, pokryty czerwoną dachówką, i wysoka kościelna wieża z dzwonnicą. Katedra pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu prezentuje się naprawdę okazale. Ten, kto nie wie, co tu się wydarzyło, nigdy nie uwierzyłby w to, że prawie rok temu ta sosnowiecka świątynia prezentowała istny obraz nędzy i rozpaczy. Mało brakowało, a kościół przestałby istnieć...
Wszystko przez pożar, który strawił prawie cały katedralny dach. I choć strażacy uwijali się jak mogli, żeby jak najszybciej ugasić płomienie, oprócz zadaszenia uszkodzone zostały też drogocenne freski autorstwa Włodzimierza Tetmajera, znajdujące się na sklepieniu kościoła.
Wszystko wydarzyło się w środku nocy z 28 na 29 października 2014 r. Sosnowiec osnuła wtedy gęsta mgła, przez którą trudno było dojrzeć cokolwiek w odległości kilku metrów. Również sosnowiecka katedra była prawie niewidoczna. Przez mglisty obłok przedzierało się jedynie światło palące się na kościelnej sygnaturce. Nikomu przez myśl nawet by nie przeszło, że właśnie owo światełko już niedługo doprowadzi do katastrofy. Bo dokładnie w tej wieżyczce pojawiły się pierwsze płomienie.
Żadna ludzka ręka do tego się jednak nie przyczyniła. Skąd o tym wiemy? Śledczy, zajmujący się sprawą pożaru, wykluczyli podpalenie świątyni, choć początkowo badali sprawę i pod tym kątem. Co więc tak naprawdę się stało? Mogło dojść po prostu do zwarcia instalacji elektrycznej. Źródło ognia znajdowało się nad kopułą pomiędzy dwiema nawami. To nad tym miejscem znajdowała się wieżyczka, podświetlana z zewnątrz przez reflektory halogenowe. Oświetlona była też przestrzeń między kopułą a dachem.
- Ogień nie został zainicjowany od zewnątrz, lecz powstał w przestrzeni pomiędzy konstrukcją dachu a sklepieniem - do takich wniosków doszła prokuratura w czerwcu tego roku, gdy podała do publicznej wiadomości komunikat o umorzeniu śledztwa.
A skoro sygnaturka była drewniana, łatwo zajęła się ogniem, a pożar w mgnieniu oka rozprzestrzenił się na cały dach katedry. Poszło szybko. Po chwili świątynia zaczęła przypominać wielką pochodnię. Gaszenie ognia trwało kilka godzin. Na miejscu pracowało 60 strażaków, zjawiły się jednostki nie tylko z Sosnowca, ale też innych okolicznych miejscowości. W tym czasie przerażeni sosnowiczanie tylko bezradnie mogli się przyglądać, jak ich katedra, a jednocześnie ważny polski zabytek, obraca się w niwecz.
- Nie byłam w stanie zasnąć. Bo jak mogłam spać, skoro płonął nasz kościół, z którym ja i wszyscy moi bliscy jesteśmy tak mocno związani? - pytała retorycznie tuż po pożarze sosnowiczanka Mirosława Bratek, jedna z parafianek.
Straty liczone w milionach
Gdy na świątynię został wylany ostatni strumień wody, księża i wierni zaczęli liczyć straty. Te okazały się olbrzymie. Spłonął cały dach z sygnaturką. Podczas pożaru z sufitu odpadły też wszystkie żyrandole, a odłamki zrujnowały posadzkę i ławki. Zalany został główny ołtarz. Woda dosięgła również organy. Zniszczeniu uległy ściany na zewnątrz kościoła i, co najgorsze, zabytkowe polichromie Włodzimierza Tetmajera i Henryka Uziembły, które zaczęły odklejać się od sklepienia. Eksperci obliczyli, że na odbudowę dachu katedry i uratowanie fresków trzeba przeznaczyć około 10 mln złotych. Tylko jak zdobyć tak ogromną kwotę, zwłaszcza że odbudowę trzeba zacząć od razu, bo zima coraz bliżej, a w dachu jedna wielka dziura?
- Na szczęście wierni nie zawiedli. To było pospolite ruszenie. Prawdziwy dowód na to, że jeśli się ludzie się zjednoczą, to potrafią wiele dokonać - zaznacza ks. biskup Grzegorz Kaszak, ordynariusz diecezji sosnowieckiej. - To dzięki ofiarności wielu ludzi dobrej woli, nie tylko z naszej diecezji, ale z kościołów w całej Polsce, m.in. z Gdańska, Warszawy, Wrocławia, a nawet osób z zagranicy, a także dzięki urzędom, różnym organizacjom i prywatnym przedsiębiorcom, udało się szybko zreperować dach, a później przystąpić do odnawiania fresków. Wierni z całej naszej diecezji zaangażowali się w organizację licznych kwest i rozmaitych koncertów. Dziękuję wszystkim, i każdemu z osobna, za okazaną pomoc - dodaje biskup. Podkreśla, że firmy, które odbudowują katedrę, bardzo dobrze wywiązują się z powierzonych im zadań.
- Całe to ogromne przedsięwzięcie udało się również dzięki rezolutności księdza Jana Gaika, proboszcza parafii pw. Wzniebowzięcia NMP - zaznacza dalej biskup.
To właśnie ksiądz Gaik, jako administrator katedry, miał najwięcej pracy przy zbiórce pieniędzy, pozyskiwaniu sponsorów i załatwianiu wszelkich formalności. Mógł jednak liczyć na pomoc innych księży, parafian i różnych instytucji.
- To było ogromne przedsięwzięcie strategiczne, logistyczne i finansowe. Ale na szczęście się udało - mówi dziś z uśmiechem proboszcz katedralnej parafii.
Do tej pory zrobiono bardzo wiele. Co dokładnie? W ciągu kilku miesięcy odbudowano główne zadaszenie świątyni, a nowa wieżyczka, tym razem metalowa, a nie drewniana, pojawiła się na nim dokładnie 1 kwietnia.
Odnowione są już też daszki boczne i otoczenie wokół kościoła. W środku też zrobiono wielkie postępy. Teraz dobiega końca naprawa dachów bocznych. Przed robotnikami jeszcze m.in. wymiana dachu bocznego od strony północnej, czyszczenie kamieni i fugowanie cegieł.
Polichromie Tetmajera odzyskują dawny blask
Trwają też prace konserwatorskie wewnątrz kościoła, na freskach, o które tak drżeli konserwatorzy zabytków, załamujący ręce nad zniszczeniami. Sosnowiecka katedra to bowiem jedyny kościół w Polsce, który ma tak dużo secesyjnych dzieł Włodzimierza Tetmajera i Henryka Uziembły. Najbardziej zniszczone było malowidło przedstawiające scenę koronacji Maryi Panny. To stamtąd kilka dni po pożarze runął na posadzkę wielki płat fresku. Z polichromii odpadły wizerunki aniołów i część postaci Matki Bożej i Boga Ojca. Po drugiej stronie dzieła też zabrakło kilku fragmentów.
Na szczęście reszta fresku została zabezpieczona metalowymi kotwami, o co zadbał w dużej mierze konserwator zabytków Aleksander Antosiewicz, który od lat opiekuje się dziełami sztuki w sosnowieckiej katedrze.
To on zaraz po pożarze zebrał z podłogi kawałki zniszczonej polichromii i umieścił je w bezpiecznym miejscu, a gdy w świątyni zostało ustawione specjalne rusztowanie, zabezpieczające strop, pokazał nam zniszczenia z bliska. Zapewnił jednocześnie, że polichromia już niedługo odzyska dawny blask.
- Mamy jej bardzo dobrą dokumentację fotograficzną - konserwator uspokajał jeszcze w styczniu. Słowa dotrzymał.
Zapewnienia pana Aleksandra znalazły pokrycie w rzeczywistości. Przy sklepieniu katedry pracuje właśnie 11-osobowy zespół konserwatorów z krakowskiej firmy AC Konserwacja Zabytków. Codziennie wspinają się na wysokie rusztowanie i pod sufitem świątyni spędzają od marca długie godziny. Mają tam dwa robocze stoły i specjalne oświetlenie. Pracami konserwacyjnymi kieruje Agata Malik-Ptaszyńska.
- Gdy rozpoczynaliśmy, wszystkie płaty malowideł, zlokalizowanych w najbardziej zniszczonym miejscu, po prostu wisiały. Ich podklejanie trwało kilka miesięcy, do czego zużyliśmy około 60 litrów specjalnego kleju z dodatkiem wypełniaczy. Zrobiliśmy, co w naszej mocy, by zmniejszyć wolne przestrzenie pod polichromią - opisuje konserwatorka.
Zakończyła się już konserwacja techniczna, która polegała na zabezpieczeniu dzieł artystów. A to oznacza, że wierni nie muszą obawiać się, że freski po prostu spadną im na głowę.
- Jesteśmy już na etapie konserwacji estetycznej, czyli scalamy ze sobą kolorystycznie wszystkie elementy - informuje pani Agata.
Wzdłuż całego stropu świątyni konserwatorzy odkrywają namalowane ręką Tetmajera freski spod warstw, które nałożono w późniejszych latach, przemalowanych przez Bukowskiego.
- Staramy się dotrzeć do fresków Tetmajera w miejscach przedstawiających postacie i sceny. Odsłaniamy też prawdziwy kolor nieba, bowiem to tetmajerowskie miało jaśniejszą, bardziej niebieską barwę, bliższą ultramarynie. Z kolei przemalowanie Bukowskiego jest bardziej czarne. To się zmieni. Bukowski zostanie tylko w partiach ornamentowych - zaznacza Agata Malik-Ptaszyńska. Przyznaje, że już przed pożarem kopuła była w najgorszym stanie. To właśnie w niej było najwięcej ingerencji. I to w kopule Temajer zachował się najsłabiej. Poza tym na zły stan techniczny malowideł w tym miejscu wpłynęły też inne czynniki. - Tutaj już wcześniej przeciekał dach - podkreśla konserwatorka.
Na odnowę sklepienia i ołtarza głównego konserwatorzy mają czas do 10 grudnia. Sporo pracy mają jeszcze w Kaplicy Matki Bożej Różańcowej. W renowacji są też ołtarz ze wspomnianej kaplicy, obraz stamtąd pochodzący i malowidło z głównego ołtarza, autorstwa Włodzimierza Tetmajera, przedstawiające wniebowzięcie Matki Bożej.
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to rusztowania wewnątrz kościoła znikną jeszcze przed Bożym Narodzeniem - zapewnia wiernych ks. Józef Gaik, który już teraz może przyglądać się pracom ze spokojem.
Katedra Wniebowzięcia NMP w Sosnowcu została wybudowana w latach 1893-1899, według projektu Karola Kozłowskiego. Jej wnętrze ma wyjątkowy charakter. Na obrazach i freskach treści religijne połączono ze scenami z historii Polski.