Rodzeństwo ze Szkocji odnalazło w Grudziądzu grób swojej babci
Ogromną radość przeżyli Szkoci, którzy przybyli z Glasgow w Szkocji do Grudziądza, by szukać śladów swoich przodków. - Płakałam na grobie mojej babci, Katarzyny Ambrosius - nie kryje wzruszenia Jacqueline Hughes, gdy wspomina pełne emocji chwile spędzone na nekropolii przy ul. Cmentarnej w Grudziądzu. Towarzyszył jej brat - Derek, mąż - Thomas i córka - Megan.
Derek uśmiecha się: - Znakomicie, że mamy polskie korzenie.
W dodatku w Grudziądzu odnaleźliśmy krewnych! Będziemy tu wracać w większym składzie. Jesteśmy liczną rodziną!
Tymczasem Jacqueline i Derek wciąż na świeżo przeżywają dni, kiedy dotarli do miejsc, w których mieszkali przed wojną Katarzyna i Walerian Ambrosius - ich dziadkowie oraz Walter Ambrosius, ich ojciec. Przy pomocy biura parafii św. Mikołaja, tydzień przed świętem zmarłych stanęli przed grobem małżeństwa Ambrosius.
- Grób zastaliśmy zaniedbany. Nikt już się o niego nie troszczył. Płytę porastał mech. Dziadek, Walerian zmarł w 1966 r, babcia Katarzyna w 1983 r. To tyle lat... W czwórkę podwinęliśmy rękawy, posprzątaliśmy i umyliśmy grób, postawiliśmy kwiaty - opowiada ze łzami w oczach Jacqueline. - Trudno opisać, co czuliśmy, będąc przy mogile z prochami dziadków, a dla Megan - pradziadków. To dla nas bardzo ważne: nasza tożsamość.
Mieli ze sobą stare mapy Grudziądza z adresem domu, w którym urodził się Walter Ambrosius, ojciec Jacqueline i Dereka, a dziadek Megan. Także archiwalne zdjęcia oraz informacje, że rodzice Waltera mieszkali w Grudziądzu. Liczyli też na to, że może odnajdą kuzynów lub znajomych swoich przodków i dowiedzą się, jak żyli i jacy byli ich dziadkowie.
Czuli się, jak odkrywcy "Ziemi Nieznanej"
- Postanowiliśmy zostać w Grudziądzu tydzień - relacjonują Jacqueline i jej mąż, Thomas. - Zatrzymaliśmy się w miejscowym hotelu. Kiedy ruszyliśmy do miasta w poszukiwaniu śladów naszych przodków, czuliśmy się jak eksploratorzy, odkrywcy "Ziemi Nieznanej". Na początku pomógł nam bardzo Michał Czepek z Informacji Turystycznej. Porównał mapy i ustalił, że dawna ul. Pietruszkowa to obecnie Wąska.
Właśnie w domu przy ul. Wąskiej 24 urodził się Walter, ojciec Jacqueline i Dereka. Szkoci dotarli do tego budynku.- To niesamowite, że znajdowałam się przed domem, w którym urodził się mój dziadek - komentuje Megan Hughes, aktywnie wspierająca poszukiwania przez rodziców i wujka rodzinnych korzeni. - Mamy ze sobą archiwalne zdjęcie tego domu. To dokładnie ten sam. Przetrwał, choć miasto w czasie wojny było bardzo zrujnowane.
Szkocka rodzina, tropiąc ślady swoich przodków, poznawała miasto i mieszkańców. Z dnia na dzień czuła się bardziej swojsko. Coraz bardziej "u siebie".
Jacqueline podkreśla: - Jesteśmy pod dużym wrażeniem Starówki i wspaniałych, życzliwych ludzi. Mimo bariery językowej, starali się nam na każdym kroku pomagać. Grudziądzanie są serdeczni. Tym bardziej cieszyliśmy się, że tu przyjechaliśmy. I jeszcze - bardzo smaczne jedzenie! Chodziliśmy do restauracji na starówce. Wszystko na plus! W Grudziądzu jestem z jednym z braci - Derekiem, ale mam ich trzech. Są jeszcze Keith (bliźniak Dereka) i młodszy - Christopher, któremu telefonicznie i mailowo zdawaliśmy relację z efektów naszej wyprawy. Nie posiadał się z radości, że nie pojechaliśmy na próżno i są efekty.
Christopher pisał na Facebooku w Szkocji: "I like Poland!"
Na wieść o przebiegu wyprawy jego bliskich do Grudziądza, Christopher natychmiast odnotował na Facebooku: "I like Poland!"
Żeby dowiedzieć się więcej o swoich przodkach, należało pójść do urzędów, poszukać dokumentów, porozmawiać z ludźmi. Urzędy były bardzo pomocne, lecz na przeszkodzie stanęła bariera językowa.
Ale od czego jest młode pokolenie, biegłe w internecie? Megan szybko wyszukała w sieci grudziądzkiego genealoga - Aleksandrę Kacprzak (zna angielski), która wiedziała, gdzie i do jakich instytucji się udać i jak poruszać po mieście, by głębiej sięgnąć do korzeni Ambrosiusów...
Sprawy dalej gnały jak "z kopyta". - Katarzyna i Walerian Ambrosius z synem Walterem, czyli dziadkowie i ojciec Jacqueline i Dereka, od 1929 r mieszkali już przy ul. Nadgórnej 58. Walter ochrzczony został w kościele katolickim - objaśnia Aleksandra Kacprzak.
Rodzeństwo ze Szkocji dowiedziało się też, kim byli pradziadkowie. Otóż ojcem ich babci, Katarzyny Ambrosius był Karol Preihs, murarz pochodzący z Łasina. - Przeprowadził się do Grudziądza, gdyż tu znalazł pracę - tłumaczy Aleksandra - Ojciec Katarzyny, Karol, zmarł przed jej ślubem. Matką Katarzyny była natomiast Julianna Preihs, z domu Gnuszka.
- Niesamowite. Tyle dowiedziliśmy się o naszej rodzinie z Polski. Zapisałam sobie wszystkie koligacje, powiązania rodzinne. Powstanie szczegółowe "drzewo" genealogiczne - zapowiada Megan.
Jak Walter Ambrosius trafił do Szkocji i tam pozostał?
- Jego historia to standardowy, dramatyczny los młodych mężczyzn z Grudziądza, z okresu przedwojennego i samej wojny - twierdzi Mariusz Żebrowski, historyk z muzeum w Grudziądzu. - W czasie II wojny światowej jego rodzina podpisała volkslistę. Dlaczego ludzie to robili? Z głodu, z braku pracy. Podczas okupacji hitlerowskiej kartki żywnościowe dla Niemców były zupełnie inne, niż dla Polaków. W 1941 r Walter musiał więc trafić do młodzieżowej organizacji Hitlerjugend. Skierowany został do Reichsarbeitsdienst (RAD) - Służby Pracy Rzeszy niemieckiej. Stąd do ośrodka przygotowań do służby wojskowej, a następnie do formacji pomocniczych. Wysłany został na front zachodni. Tam zdezerterował na stronę aliantów. Musiał przejść przez obóz jeniecki.
- Wiemy w rodzinie, że nasz ojciec, Walter, był w obozie jenieckim we Francji - potwierdzają Jacqueline i Derek. - Później dostał się do polskiego wojska. Losy wojny rzuciły go do Szkocji.
- Tak zapewne było. Ekipa polskich sił zbrojnych szukała ochotników do polskiej armii i we Francji wcielono go do naszego wojska - zgadza się Mariusz Żebrowski. -Trafił do Szkocji, gdzie najdłużej stacjonowały oddziały wojska polskiego. I tam już pozostał. Ożenił się, urodziła mu się córka.
- W latach 60. Walter Ambrosius przyjechał do Grudziądza, by odwiedzić mamę, Katarzynę. W czasie wojny była ona pielęgniarką. Nie wiemy na pewno, czy Walter wrócił do Grudziądza raz, czy kilka razy - mówi Aleksandra Kacprzak. - Z tego okresu pozostały nieliczne zdjęcia Waltera, zachowane w archiwach rodzinnych. Dotarliśmy do sąsiadów Katarzyny Ambrosius z ostatnich lat jej życia, kiedy mieszkała przy ul. Narutowicza. Pamiętali ją jako starszą panią, która codziennie przychodziła do ich rodziców na kawę...
Spotkali się z kuzynką: Małgorzatą Ambrosius-Okońską
"Wici" o Szkotach szukających korzeni rodziny Ambrosius rozniosła się po mieście. Pod koniec pobytu Szkoci spotkali się ze swoją krewną: Małgorzatą Ambrosius-Okońską, prezesem Grudziądzkiego Towarzystwa Kultury. Powiązania rodzinne? Oto one: Walerian Ambrosius (ojciec Waltera) miał brata, Leona. Pani Małgorzata to jego wnuczka. Przyniosła sporo zdjęć z domowego archiwum. Zrobiła fotoprezentację rodziny. Wspominała: - Zdjęcie Waltera widziałam u moich rodziców. Mówili, że dawno wyjechał i nie ma z nim kontaktu... Wróciły jego dzieci. Idą jego śladami. To nie koniec. Przyjadą znów, latem 2016 r.