- Liczę, że Jacek Wójcicki nie będzie słuchał wyłącznie pochlebców i nie będzie obrażał się na uwagi i krytykę - mówi o prezydencie Gorzowa szef radnych Robert Surowiec.
Jest (śmiech).
Na czym polega największa?
Z Wójcickim przyjemniej się rozmawia. Jest po prostu sympatyczny, uśmiechnięty, gołym okiem widać, że ma przyjazne nastawienie do rozmówcy. Współpraca między nim, a radą jest lepsza, częściej rozmawiamy, a rozmowy są konstruktywne.
A partnerskie?
(Chwila ciszy).
Jest cisza, czyli nie ma partnerstwa?0
Rada i prezydent mają inne zadania i uprawnienia. Jednak czasami mogłoby wyglądać to nieco lepiej. Przykład: projekt budżetu na 2016 r. Dostaliśmy gotowy i teraz go przeglądamy, pracujemy nad zmianami. A przecież można go było z nami skonsultować i wtedy poprawki byłyby pewnie kosmetyczne. Tymczasem prezydent pokazał gotowy, swój. Pani skarbnik się napracowała i teraz czeka ją powtórka. A mógłby to być nasz wspólny projekt.
Co miał Jędrzejczak, a czego brakuje Wójcickiemu?
Prezydent Jędrzejczak dużo zrobił dla Gorzowa. Miał wizję. Jednak- jak słusznie zauważył w wywiadzie przed tygodniem - trochę odleciał i zachorował na nieomylność, oddzielił się od ludzi, nie słuchał ich...
...więc co miał Jędrzejczak, co mógłby przekazać Wójcickiemu?
Był zdecydowany. To prezydentów odróżnia. Jędrzejczak miał swoje pomysły. Nie konsultował ich jednak i - jak wiemy - nie zawsze były one słuszne i dobre.
Jaki był pierwszy rok Wójcickiego jako prezydenta?
Całkiem niezły, jednak był od początku obciążony poważnym problemem.
Jakim?
Jacek Wójcicki jako kandydat rozbudził w ludziach wielkie nadzieje, gigantyczny entuzjazm, a jego środowisko wysłało sygnał: zmienimy miasto raz, dwa - we wszystkich możliwych obszarach. Bo z zewnątrz, jak się jest kandydatem na radnego czy na prezydenta, to się człowiekowi wydaje, że wystarczy wola, pomysł, tydzień i już da się zrobić rewolucję. Też kiedyś pierwszy raz startowałem do rady, to wiem, jak to jest (uśmiech). Teraz patrzyłem na to z boku, słuchałem i wiedziałem, że się rozczarują. Rozczarowali się więc i zapowiadający szybkie zmiany, i ci, którzy w te zapowiedzi uwierzyli.
Jacek Wójcicki jako kandydat rozbudził w ludziach wielkie nadzieje, gigantyczny entuzjazm, a jego środowisko wysłało sygnał: zmienimy miasto raz, dwa - we wszystkich możliwych obszarach
Sygnały rozczarowania dochodzą także z obozu, który przecież wypromował prezydenta - od Ludzi dla Miasta. Na naszych łamach ostro wypowiedziała się o niektórych wpadkach działaczka Alina Czyżewska. O odejściu od ideałów obywatelskich pisze też gorzko Grzegorz Witkowski, od którego Ludzie dla Miasta się zaczęli, gdy wywołał słynny już protestował przeciwko wycince drzew w alejkach przy ul. Marcinkowskiego na Staszica.
Akurat głosy z tego środowiska odbieram trochę inaczej. Mam wrażenie, że niektórzy oczekiwali, że po zmianie prezydenta będzie im po prostu nieco łatwiej robić to, co robili. Tymczasem widzą, że ich los się nie odmienił i trochę trudno im to zaakceptować. Taka już nasza natura, że wydaje się nam, że za płotem, czyli z innym prezydentem, trawa będzie bardziej zielona. Potem przez ten płot przechodzimy i jest dokładnie taka sama. Życie!
Zadam panu te same pytanie, co ostatnio Tadeuszowi Jędrzejczakowi: jakie są dwa plusy pierwszego roku Wójcickiego, a jakie dwa minusy.
Na plus zaliczam oszczędności, jakie poczyniono w magistracie, przegląd kadr, odchudzenie liczby zatrudnionych. Widzę takie gospodarskie spojrzenie, które przejawia się także w oszczędnościach przy odwodnieniu zachodniej części miasta (zamiast 57 mln zł wydamy 19,5 mln zł - dop. red.). Drugi wielki plus to zmiana klimatu w mieście. Nie ma co kryć: zrobiło się jakoś bardziej przyjaźnie, ludzie się uśmiechają, chcą działać, włączają się w różne inicjatywy. Wielka w tym zasługa prezydenta, bo emanuje pozytywną energią.
Minusy?
Na pewno kwestia finansowania sportu. Środowisko sportowe jest skonfliktowane, był rok, by wypracować jasne reguły podziału dotacji. Ciągle ich jednak nie mamy. Zaliczam to do minusów, bo rok czasu i pełnia władzy to wystarczający czas i środki, by wziąć odpowiedzialność za przygotowanie regulaminu dzielenia pieniędzy.
Drugi?
Na razie nic mi nie przychodzi do głowy....
...to może podpowiem: kwestia doradcy Adama Piechowicza, którego zarobki zostały - jak się potem okazało - bezprawnie utajnione przez prezydenta.
Cóż. Jeśli idzie się do wyborów z hasłem jawności, to takie działanie faktycznie jest strzałem w stopę, a już co najmniej niezręcznością.
Radni Platformy Obywatelskiej i pan wspieracie prezydenta Wójcickiego?
Wspieramy każdy dobry pomysł. Tak samo było z Jędrzejczakiem. Pewnie, kreował siebie na ofiarę radnych, ale proszę zobaczyć: przechodziły wszystkie jego budżety i najważniejsze pomysły. Zablokowaliśmy tylko te złe albo niepotrzebne jak np. budowę nowego urzędu na Zawarciu. Wójcicki też może liczyć na naszą pomoc i wsparcie w ważnych projektach. W każdym razie musimy się nastawić na współpracę i zgodę, by za kilkanaście lat nasze dzieci nie mówiły, że spieprzyliśmy największą, miliardową okazję w dziejach miasta (chodzi o unijne pieniądze na wspólne inwestycje z gminami - tzw. ZIT-y - oraz o miliony na rewolucję w komunikacji publicznej - dop. red.). Zepsuliśmy! Miało być „zepsuliśmy”!
Pierwsze słowo do dziennika... A czy Wójcicki może „odlecieć”?
Oczywiście, że może. Zagrożenie dotyczy każdego. A tu jeszcze dochodzi kwestia młodego wieku prezydenta i olbrzymiego sukcesu wyborczego. Mam więc nadzieję, że nie będzie słuchał wyłącznie pochlebców i nie będzie się obrażał na
uwagi i krytykę. Od tego odlot się zazwyczaj zaczyna.
Przeczytaj także: