Robert Sadowski: Jako Muzeum Wojska nigdy się nie poddajemy
Robert Sadowski przez lata był blisko Muzeum Wojska. Od 2010 roku jest jego dyrektorem. A muzeum właśnie świętuje jubileusz 50-lecia.
Gdzie pan się urodził?
W Połczynie Zdroju, obecne woj. zachodniopomorskie. Pochodzę z wojskowej rodziny. Ojciec, oficer wojska polskiego, służył tam w Dywizji Brandenburskiej Lotnictwa Myśliwsko-Szturmowego, dlatego wojsko zawsze było mi bliskie. Sam zdawałem do Dęblina, ale z powodu wady wzroku nie zostałem przyjęty. Drugą pasją była historia, stąd studia w Białymstoku na wydziale humanistycznym ówczesnej Filii Uniwersytetu Warszawskiego.
To jak zostaliście białostoczanami?
Ojca przeniesiono do Białegostoku w 1973 roku, mieliśmy tu rodzinę. Zdążyłem jeszcze chodzić w Białymstoku do przedszkola. Jako sześciolatek „załapałem” się na występy podczas Dożynek Centralnych, kiedy Edward Gierek, ówczesny pierwszy sekretarz KC PZPR, własną osobą raczył zaszczycić nasz gród (śmiech). Pamiętam trwające tygodniami próby dożynkowe. Myśmy to źle odbierali, bo męczyli nas po dwie, trzy godziny dziennie różnymi układami. I tak od 45 lat tu mieszkam. Traktuję Białystok jak swoje miasto rodzinne.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień