Przed emisją pierwszego odcinka brytyjskiego „Tańca z gwiazdami” rozmawiamy z Robertem Rowińskim, założycielem studia Pasja. - W Anglii jest zupełnie inna kultura tańca, a w Polsce mamy za mało teatrów muzycznych - mówi koszalinianin.
Przede wszystkim gratulacje! Jak to się stało, że znalazłeś się w brytyjskim „Tańcu z gwiazdami”?
To szalona historia. Miałem w Anglii trasę taneczną. Było to 39 występów, codziennie w innym mieście. Choreografem była osoba odpowiedzialna za choreografię w brytyjskim „Tańcu z gwiazdami”. Na występach pojawiali się też producenci programu. Zgłosili się do mnie, bym zatańczył w grupowych numerach zawodowców. Mężczyzna jest według mnie najlepszym choreografem na świecie, dlatego zgodziłem się bez zastanowienia. Udział w programie to też pewnego rodzaju powrót do przeszłości, gdyż sam występowałem, a nawet zwyciężyłem w XII edycji polskiego „Tańca z gwiazdami”. Choreograf udający kamerę, mówiący nam, gdzie mamy patrzeć - to przywołuje wspomnienia.
Czym są numery zawodowców?
Jest to taniec otwarcia programu. Oprócz zawodowych dwunastu tancerzy towarzyskich, którzy partnerują gwiazdom, stacja BBC zatrudnia dodatkowych. Jest nas około trzydziestu, czterdziestu, a same układy wyglądają jak West Side Story. Ten misz masz spowodowany jest tym, że na scenie znajdują się zarówno tancerze baletowi, jak i hiphopowi. Ćwiczymy i nagrywamy w różnych salach. Jedną z nich jest ogromna Blackpool Tower. Po to jest właśnie większa liczba tancerzy. Żeby te dwanaście osób nie zniknęło na tak wielkiej scenie.
Do kiedy zostajesz w Anglii?
Przyjechałem tylko na tydzień, bo układy grupowe są nagrywane na długo przed emisją. Właśnie skończyliśmy próby i zaczynamy nagrania. Poza tym w mojej szkole tańca w Koszalinie rozpoczął się nowy sezon, więc muszę wrócić. Ale nie znikam na długo, bo dostałem zaproszenie, by 7 października obejrzeć moją taneczną partnerkę Dianne Buswell, która towarzyszy w tej przygodzie gwieździe.
Ile jest programów z Twoim udziałem?
Jak mówiłem, nagrywaliśmy przed emisją, więc nie mam pojęcia, kiedy pójdą. To duże czterominutowe numery, dlatego muszą je odpowiednio pododawać. Na pewno program ze mną rusza w tę sobotę i pojawią się w nim dwa nagrane wcześniej numery.
Czym brytyjskie show różni się od naszego rodzimego?
Na pewno jest to więcej stresu. Ciągle walczymy z czasem, musimy wszystko dopracować do perfekcji, zanim zaczniemy nagrywać. Brakuje tu tego luzu, który towarzyszy polskiemu programowi. Wszyscy są spięci. Ale to dlatego, że presja jest też większa. W Anglii jest zupełnie inna kultura tańca niż u nas w Polsce. Teatry na spektakle musicalowe czy taneczne zapełniają się w mgnieniu oka. U nas nie ma takiej kultury. Mamy, moim zdaniem, zdecydowanie za mało teatrów muzycznych. Poza tym sam program, mimo że to 20. edycja, ogląda 14 milionów ludzi. Taniec się tutaj nie nudzi. W dodatku ma się bardzo dobrze. Trasa wakacyjna, w której uczestniczyłem dzień w dzień, gromadziła po tysiąc osób.