Przejechał w 56 godzin ze Świnoujścia nad Bałtykiem do Ustrzyk Górnych w Bieszczadach. I choć wśród zawodników startujących w Bałtyk Bieszczady Tour 2020 byli od Roberta Kwiatkowskiego szybsi, łomżyniak czuje ogromną satysfakcję. Przejechał całą trasę 1008 kilometrów bez ani chwili snu.
Spełniłem swoje największe marzenie. Pokonałem całą trasę i zmieściłem się w czasie, który wyznaczył organizator, czyli 70 godzin - mówi z dumą Robert Kwiatkowski z Jeziorka (gm. Piątnica).
53-latek przyznaje, że to nie było łatwe wyzwanie. W samych Bieszczadach musiał pokonać 100 km. Kolarze ścigają się wedle ściśle wyznaczonej trasy, a umieszczona na rowerze nawigacja pozwala sędziom cały czas na monitorach obserwować zawodników.
- Nie ma mowy o żadnym zbaczaniu z trasy, a do czasu wlicza się nawet przerwy na jedzenie i toaletę. Trochę się obawiałem tej nawigacji, bo aplikacje potrafią się zaciąć. Na szczęście nie miałem żadnych problemów - wyjaśnia ultramaratończyk.
I dodaje, że nie pozwalał sobie nawet na krótkie drzemki.
- Chciałem, jak najszybciej ukończyć wyścig - wyjaśnia. Każdy zawodnik otrzymał specjalną książeczkę, do której zbierał pieczątki na punktach kontrolnych. I tylko wtedy Robert łapał chwilę oddechu i przysłowiowo „prostował nogi”.
- Te przerwy człowiek przede wszystkim wykorzystywał na jedzenie, bo ubytek kaloryczny w takich zawodach jest ogromny. W ciągu doby były to dwa ciepłe posiłki, a najczęściej na takich punktach je się słodycze, owoce i oczywiście uzupełnia płyny - mówi Kwiatkowski.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień