Robert Glasper. Jazz to wyższa szkoła jazdy
Robert Glasper - amerykański pianista, kompozytor i producent, jedno z najgłośniejszych nazwisk współczesnego jazzu, r&b i hip hopu, jutro wystąpi na szczecińskiej scenie Music Fest. To będzie jego jedyny koncert w Polsce w tym roku.
Zagrasz koncert w Szczecinie. Znasz polską publiczność?
Grałem koncert 3 lata temu i publiczność reagowała bardzo dynamicznie, angażowała się w muzykę i to, co dzieje się na scenie. Płynęło od niej wiele energii. Mieliśmy z tego wiele zabawy.
Pracujesz z dwoma zespołami: The Robert Glasper Trio - w akustycznym składzie i The Robert Glasper Experiment - grupą elektroniczną. Jakie znaczenie dla Ciebie ma każdy z tych projektów?
Każdy z zespołów przemawia do innych ludzi, ma innych odbiorców. The Robert Glasper Trio jest bardziej tradycyjne, skupione na jazzie, który odbiorcy znają, lubią. The Robert Experiment Experiment to jazz bardziej eksperymentalny, pomieszany z muzyką popową czy rockową, więc przeznaczony dla młodszych słuchaczy. Tworzymy mieszankę jazzu, popu czy r&b.
Twierdzisz, że jazz jest ojcem i matką muzyki hiphopowej. Skąd ta teoria?
Dlatego, że w hip hopie jest wiele jazzowych elementów. Wykorzystuje się je, żeby tworzyć muzykę hip hop. Podobnie jest z muzyką pop, ona też wykorzystuje wiele elementów jazzu. Właściwie każda muzyka ma swoje korzenie w muzyce jazzowej, dlatego to jazz jest ojcem i matką innych gatunków.
Trudniej zagrać jazz czy hip-hop i r&b?
Jazz wymaga więcej umiejętności. Trzeba się wiele nauczyć, żeby dobrze grać tę muzykę. Dużo więcej niż przy innych gatunkach, dlatego lubię grać jazz (śmiech). Jazz wymaga także wyobraźni. To wyższa szkoła jazdy.
Mówisz, że piękno muzyki polega na tym, że możesz uczyć się wielu różnych rzeczy.
Jedną z ważniejszych rzeczy w muzyce jest to, że sprawia, że ludzie są razem. Nie ma znaczenia skąd pochodzisz, ile masz lat, jaki masz kolor skóry. Dzięki muzyce wszyscy jesteśmy razem. Muzyka to jedyny uniwersalny język, którym się porozumiewamy. Dlatego tylu ludzi lubi muzykę. To olbrzymia potęga i siła.
Myślisz, że ta siła może zmieniać ludzi?
Oczywiście. Muzyka to potęga, która ma wpływ na wiele dziedzin naszego życia. Może leczyć złamane serce. Może wpływać na relacje z partnerem. Czasami może pomóc nam zasnąć. Muzyka spełnia wiele funkcji w naszym życiu. Jest bardzo użyteczna. Jest niewyobrażalną sprawą.
Duże znaczenie dla Twojego rozwoju muzycznego miało to, że Twoja mama śpiewała jazz i bluesa.
Mamie zawdzięczam moje pierwsze kontakty ze światem muzycznym. Ona zajmowała się muzyką zawodowo, a ja byłem przy niej, więc chłonąłem ten świat. Była bardzo dobra w tym, co robiła, dlatego była dla mnie pierwszą inspiracją muzyczną, miała na mnie ogromny wpływ. Większy niż ktokolwiek inny.
Dzięki mamie pierwszy raz wystąpiłeś publicznie i był to kościół. To był ten moment, w którym zdecydowałeś, że będziesz muzykiem?
Tak, ponieważ kiedy grasz w kościele swoje show dla tylu ludzi, a to był bardzo duży kościół, czujesz, że jesteś już gotowy do występowania na scenie. W kościele na scenie nie zastanawiałem się kim jestem, co robię. Po prostu grałem dla ludzi.
Lubisz współpracować z solistami?
Tak. Od lat jestem częścią zespołu. Zanim zacząłem robić swoje własne projekty, zawsze występowałem w zespołach. Lubię to robić. Teraz jestem liderem swoich zespołów, ale jakbyś obejrzała nasze koncerty, to zobaczyłabyś, że tworzymy jedną drużynę.
Powiedziałeś, że dobry muzyk musi wiedzieć, jak złe sytuacje zamienić na dobre. Co to znaczy?
Czasami zdarzają się złe sytuacje, szczególnie kiedy jesteś na scenie. Kiedy konfrontujesz się z publicznością, musisz reagować na bieżąco. Dobry muzyk zawsze wie co zrobić, żeby niekorzystną sytuację zmienić na lepszą. Ważna jest dobra komunikacja. Czasami można zagrać mniej, pozwolić na więcej wokaliście. Trzeba jasno sobie powiedzieć, co będzie w danej sytuacji najlepsze.
Byłeś kompozytorem i aranżerem muzyki w filmie „Miles Ahead” o karierze Milesa Davisa. Co było trudniejsze - zaaranżować jego utwory czy napisać własną muzykę?
Oczywiście skomponować własną muzykę.
Dlaczego?
Dlatego, że musiałem komponować własne utwory, które byłyby w stylistyce Milesa Davisa. Musiałem na ścieżce dźwiękowej umieścić utwory, które brzmiałyby, jak utwory Milesa Davisa. To było coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Muzykę skomponowaną przez Davisa grałem przez całe życie, więc nie było to dla mnie specjalnie trudne.
Film był dla Ciebie nowym doświadczeniem. Bałeś się?
Bardzo (śmiech). Nigdy wcześniej nie wykonywałem takiej pracy. Pierwszy raz w życiu byłem odpowiedzialny za tak duży i ważny projekt filmowy. Wszyscy, którzy pracowali przy tym projekcie, trochę się bali, bo trzeba było zmierzyć się z legendą. Ale od razu się zgodziłem, choć się bałem (śmiech).
Muzyka Milesa Davisa miała na Ciebie duży wpływ?
Miles miał wpływ nie tylko na moją muzykę, ale także na wiele innych rzeczy w moim życiu. Powiedział i zrobił wiele ważnych rzeczy, które były dla mnie inspiracją. To osobowość, bez której nie byłbym tym, kim jestem. Podczas pracy nad filmem słuchałem jego nagrań. Słyszałem jak rozmawia z muzykami, jak się zachowuje, co mówi. To były zupełnie nowe dla mnie rzeczy, które miały na mnie wpływ.