Pamiętacie Państwo słynny magazyn saytyryczny „Szpilki”, który przed wojną ośmieszał sanację, a za PRL-u drwił z przeciwników jedynie słusznego ustroju?
Rysunkowe dowcipy były czasem śmieszne, czasem żenujące, ale nic nie utkwiło mi tak mocno w głowie, jak krótki komiks o Polakach w piekle.
Wyglądało to tak: diabły widłami wpychały do beczek ze smołą rozpaczliwie próbujących się ratować przedstawicieli różnych narodów. Tylko polskiej beczki nie trzeba było pilnować, bo jak stwierdził jeden z czartów: „ich nie trzeba wpychać pod powierzchnię. Jak którykolwiek wychyli się za bardzo, sami rodacy ściągają go w dół”...
Ostatnio byłem mimowolnym świadkiem rozmowy trzech panów o „Roberciku” i jego żonie Annie. Hejt lał się na Lewandowskiego niemożebny (oszczędzę Państwu szczegółów), a jego wspólnym mianownikiem była zazdrość. Czartami ci panowie nie byli, ale widły zamiast języków mieli na pewno, choć akurat „Robercik” na nie słabo zasługuje.
Najbardziej kontrowersyjną rzeczą w jego przypadku jest kontrakt reklamowy z Huawei. Antoine Griezmann, gwiazda Barcelony, zrezygnował z niego na wieść o używaniu technologii firmy do inwigilowania przeciwników reżimu w Pekinie. Lewandowski tego nie zrobił, ale cóż, nie on jeden. Poza tym zarzutem ciężko na niego coś znaleźć, bo zarówno on, jak i jego żona od lat prowadzą działalność charytatywną i nie pakują się w skandale.
No ale cóż, ich sława w oczy kłuje rodaków, choć do majątku i pozycji doszli ciężką pracą. Dotyczy to zwłaszcza piłkarza Bayernu, który nie ma może takiego talentu jak Neymar, ale osiągnął dużo więcej od niego. I już choćby za skojarzenie na świecie Polaka z ciężką i ambitną pracą, należą mu się brawa.