Rewolucja krąży wokół miasta. Śmieci na nowo
Mieszkańcy części podlubelskich gmin używają do segregacji nawet siedmiu pojemników. W Lublinie zmiany wejdą w przyszłym roku.
W gminie Głusk do tej pory śmieci dzieliło się na: frakcję mokrą, frakcję suchą, szkło i ewentualnie trawę. Od wtorku obowiązują jednak nowe zasady segregacji i według wydanej przez gminę ulotki każdy z mieszkańców powinien wrzucać śmieci do sześciu worków i jednego pojemnika. Odpady dzieli się na: papier, szkło, metale i tworzywa sztuczne, bio, trawę i liście, popiół oraz pojemnik na całą resztę.
To wynik zmian w prawie. Ministerstwo Środowiska przykręca śrubę w kwestii segregacji, bo obecnie jej poziom w Polsce wynosi ok. 26 proc., a według unijnych norm za trzy lata musi to być 50 procent. Stąd właśnie cały kraj ogarnia rewolucja śmieciowa.
- Przyzwyczajenie się do nowych zasad na początku będzie trudne - przyznaje pan Łukasz, mieszkaniec gminy Głusk. - Zastanawiam się, gdzie w domu pomieszczę pojemniki na tyle różnych rodzajów śmieci. Dobrze chociaż, że opłata za wywóz śmieci się nie zmienia - dodaje.
O ile w Głusku zmiany już zaszły, to w Lublinie staną się faktem w połowie 2018 roku, gdy wygasną umowy z firmami zajmującymi się wywozem śmieci.
Zamiast dzielenia śmieci na dwie frakcje (mokrą i suchą) w śmietnikach będą cztery rodzaje pojemników: na papier, szkło, metale i tworzywa sztuczne oraz odpady ulegające biodegradacji.
Otwarte jest pytanie, czy wzrosną opłaty za śmieci?
- Do takich kalkulacji usiądziemy jesienią. Czekaliśmy na opracowania ministerstwa i obserwujemy, jak sobie z tym radzą inne samorządy - mówi Olga Podleśna-Mazurek z biura prasowego miasta.
W podlubelskiej Konopnicy, tak jak w Lublinie, zmiany zajdą w przyszłym roku. Ale wójt gminy już wie, że będzie podwyżka stawki, która dziś wynosi 8 zł od osoby.
Cena wzrośnie nie tylko dlatego, że będzie więcej worków. Także dlatego, że w gminie produkuje się coraz więcej śmieci.
- Społeczeństwo jest coraz bardziej świadome ekologicznie i ludzie nie palą już śmieciami w piecach i nie wyrzucają ich do rowów. Wystawiają worki, które odbieramy. Przy tym segregacja pozostawia jeszcze dużo do życzenia. Frakcja sucha często ląduje w workach na mokrą, a zagospodarowanie jej jest droższe. Za tonę frakcji suchej płacimy 1 zł, a za tonę mokrej ponad 200 złotych - wylicza Mirosław Żydek.