Retrokryminał: Przemycali widelce oraz cygara
Przemytnik Józef Fizia zaskoczył swoim zachowaniem nawet celników, którzy przed wojną na granicy między Bytomiem a Chorzowem widzieli niejedno. Fizia był pewny, że ma świetny pomysł na interes, ale się pomylił. Donosił na kolegów i z tego żył. Jego sprawa była głośna w 1934 roku, dzisiaj wiele mówi nam o sytuacji śląskich bezrobotnych.
Fizia długo zajmował się przemytem; w niemieckim Bytomiu kupował zapalniczki, cygara i sztućce, a w polskim Chorzowie wędliny, żywność i alkohol. Uznał jednak, że szmugiel jest zbyt ryzykowny, więcej da się zarobić na ludzkiej naiwności. Odtąd wynajmował ludzi szukających zarobku, dawał im swój towar do przerzutu, a potem donosił na nich do straży granicznej. Każdy, kto wtedy udaremnił kontrabandę, dostawał 10 proc. od naliczonych należności celnych i monopolowych. To były zwykle duże pieniądze.
Nie wiadomo, ile zarobił donosząc niemieckim celnikom, ale polscy płacili sporo. Na przykład Fizia kupił w Bytomiu 158 zapalniczek, 1500 sztuk cygar, noże i widelce, całość za 200 zł (pensja górnika wynosiła wtedy około 100 zł) i zlecił przemyt Józefowi Blechnikowi i Waldemarowi Jonowi. Ustalił z nimi trasę, zarobek, po czym o próbie przemytu doniósł celnikom. Pogranicznicy w Łagiewnikach urządzili zasadzkę, złapali mężczyzn i naliczyli im karę - 6408 zł oraz kilka miesięcy więzienia. Fizia dostaje do ręki 640 zł.
Wkrótce znowu kupuje w Bytomiu zapalniczki i sprzęt techniczny, namawia bezrobotnego Walmana Kaczkę, który jest w wielkiej biedzie, do przeniesienia towaru przez zieloną granicę, za 50 zł. Dalej jak poprzednio; sygnał dla służb celnych i policji, zatrzymanie i grzywna. Tym razem to 5600 zł, Fizia bierze 560 zł bez żadnego ryzyka. Kaczka ląduje w celi, jak wyjdzie, będzie musiał zapłacić niebotyczną karę.
Ale pogłoski o wyczynach Józefa Fizi rozchodzą się w środowisku przemytników, które ma swoje zasady. Prowokator zmienia więc na jakiś czas taktykę. Pewien obywatel Tarnowskich Gór o nienagannej opinii Franciszek Merta dostaje od gońca dziwną paczkę. Otwiera ją z ciekawości, wtedy wpada policja i rekwiruje zapalniczki i widelce. Na nic tłumaczenia Merty, że nie ma pojęcia, kto mu ten niechciany prezent z Bytomia przesłał. Kara 3300 zł, Fizia inkasuje 330 zł.
W końcu jednak polska straż graniczna nabiera podejrzeń. Nie wiadomo na czym Fizia zarabia, skąd ma wciąż nowe informacje o kontrabandzie? Zaczyna wierzyć zeznaniom pechowych szmuglerów, że Fizia dał im towar i namówił na przemyt. Ale o takiej przewrotności celnicy dotąd nie słyszeli.
Prokurator w sumie oskarża Fizię o narażenie państwa polskiego na stratę 200 tys.zł. Kara to ogromna grzywna i kratki, ale najgorsze czeka go po wyjściu z więzienia. Koledzy przemytnicy mają do niego sprawę.