Nasz minister obrony kulom się nie kłania. Okazuje się, że i wiceminister obrony Bartosz Kownacki jest młodzieńcem walecznym, pełnym nie tylko militarnego wigoru, ale też dyplomatycznych uzdolnień i biegłości w fechtunku na słowa.
W środę Kownacki pokazał żabojadom, gdzie raki zimują. Francuzi - jak wiadomo - chcieli nam wepchnąć za 13 miliardów swoje francusko-niemieckie helikoptery Caracal. Gdy okazało się, że na takie plewy wziąć się nie damy, Francuzi, zamiast po męsku pogodzić się z losem, wstręty nam zaczęli robić na targach zbrojeniowych.Płacić nam kazali za udział w imprezie! Wtedy to właśnie wiceminister Kownacki dał im niezły wycisk. W krótkich żołnierskich słowach stwierdził, że taka małostkowość to kompromitacja Francuzów. - No ale cóż się dziwić - dodał wiceminister ze smutkiem. - Przecież Francuzi to ludzie, którzy od nasnauczyli się jeść widelcem dopiero kilka wieków temu.
Francuzom bez wątpienia dech w piersi zaparło, ale i ja zachodzę w głowę: o co wiceministrowi chodziło z tym widelcem? Trudno zwykłemu felietoniście nadążyć za ministerialną głową. Natężając jednak umysł, pojmuję, że chodziło o ugruntowany w polskiej historiografii przekaz dotyczący króla Henryka Walezego (królewicz francuski, nasz pierwszy król elekcyjny), który krótko przebywając na Wawelu w r. 1574 nauczył się od nas używać widelca przy jedzeniu. Nabytą w Krakowie umiejętność władania widelcem Henryk miał potem, po ucieczce z Polski, rozpropagować nad Sekwaną, gdzie opóźniony cywilizacyjnie naród ciągle jeszcze wtedy jadł ślimaki i żaby gołymi rękami.
Prawdy w tym przekazie jest zapewne tyle, co w różnych banialukach szerzonych ostatnio przez resort obrony (czyli ziarnko może jest), jednak sama kariera widelca jako narzędzia stosowanego przy posiłkach to historia długa i interesująca.
Używanie widelca upowszechniło się w wieku XIX, ale pierwsze jego ślady pochodzą z Biblii (Księga Samuela) i z „Ody-sei” Homera. Na Zachód widelce trafiły z Bizancjum poprzez Włochy, skąd w 1518 r. przywiozła je do Krakowa królowa Bona, żona Zygmunta Starego.
W tamtych czasach widelce (jeśli już ktoś je miał) pełniły jednak inną rolę niż dziś. Nabie-rano nimi np. kawałki mięsa na talerz, ale dalsza konsumpcja przebiegała w sposób tradycyjny, czyli przy pomocy palców. Używanie widelca w taki sposób, aby pojedyncze kęsy przenosić nim wprost do ust, uważane było za dziwactwo,czynność wymagającą wielkiej zręczności, a nawet niebezpieczną. Widelec w takiej funkcji był zresztą jeszcze w wieku XVIII zwalczany przez Kościół - i katolicki, i protestancki. Z prostotą uważano bowiem, że gdyby Pan Bóg chciał, żeby człek nosił strawę do gęby przy pomocy widelca, toby mu widelce zamiast palców stworzył.
Ślady takiej chwalebnej prostoty w sposobie myślenia coraz częściej można dostrzec i dziś. To dziwne, bo podobno historia się nie powtarza.