Reprywatyzacja w Lublinie. Końca sporów nie widać
Odpowiednia ustawa zakończyłaby sprawy toczące się 20 lat - mówi prezydent Żuk.
Aktualnie trwa 70 postępowań o zwrot dawnym właścicielom nieruchomości należących do miasta. Tylko w ostatnich dwóch latach Lublin zwrócił w ten sposób 87 nieruchomości o łącznej powierzchni 12,5 hektara. Ratusz zapewnia, że żadna z działek nie była dla miasta strategiczna.
Dopiero miesiąc temu weszła w życie tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna. Problem w tym, że dotyczy wyłącznie Warszawy, bo chodzi w niej o nieruchomości przejęte przez państwo na mocy tzw. dekretu Bieruta z 1945 r. A ten właśnie dotyczył wyłącznie stolicy.
- Inne miasta też potrzebują tego typu rozwiązań prawnych - mówi Krzysztof Żuk, prezydent Lublina i wiceprezes Związku Miast Polskich. - W Lublinie nie mamy do czynienia z reprywatyzacją taką, jaka ma miejsce w Warszawie, ale też mamy problemy ze zwrotem nieruchomości dawnym właścicielom. Niektóre spory toczą się już ponad 20 lat - dodaje prezydent.
Słodownia w ministerstwie
Zapisy ustawy reprywatyzacyjnej można by zastosować w Lublinie np. w przypadku dawnej słodowni Vetterów przy ul. Misjonarskiej. Dziś to ruina, do której strach wejść. Miasto chciałoby tam urządzić np. centrum nauki, ale nie wiadomo, do kogo naprawdę należy budynek.
W 1991 r. zgłosili się spadkobiercy Vetterów chcąc odzyskać słodownię. Po latach walki w w 2012 r. Ministerstwo Rolnictwa uznało, że zwrot się nie należy. Po kolejnych dwóch latach sąd uchylił decyzje ministra. W maju tego roku kolejny sąd odrzucił kasację miasta, ale to nie zakończyło sporu. Teraz słodownią zajmuje się Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa.
W czym problem? W pieniądzach. Na mocy ustawy reprywatyzacyjnej dawni właściciele mogliby otrzymać pieniądze za nieruchomości. I to nie od miasta, ale państwa.
Tylko za „warszawskie” sprawy od 2001 r. skarb państwa wypłacił 2,2 mld zł. W latach 2014 - 2015 na uregulowanie takich spraw stolica otrzymała 720 mln zł od państwa. Szacuje się, że kolejne postępowania mogą zakończyć się rachunkiem opiewającym nawet na 70 mld zł. Nikt nie wie, ile państwo miałoby wydać, gdy ustawa działała w całym kraju.
Jak mówi Krzysztof Żuk, gdyby przepisy ustawy reprywatyzacyjnej obowiązywałyby w Lublinie, to można by szybko uregulować np. stan prawny dawnej słodowni Vetterów. Na razie na to jednak nie ma szans, chociaż Lublin też ma swoje problemy ze zwrotem nieruchomości dawnym właścicielom.
- Opieramy się jednak na innych niż w Warszawie przepisach - wyjaśnia prezydent.
Do ratusza zgłaszają się byli właściciele działek lub ich spadkobiercy, których majątek został przejęty w PRL np. pod budowę szkoły. Jeśli ta w odpowiednim czasie nie powstała, właściciele mogą żądać zwrotu działek.
Globus zamiast bloków
- Obecnie toczy się ok. 70 postępowań o stwierdzenie nieważności decyzji lub orzeczenia o wywłaszczeniu, w których stroną jest prezydent Lublina - mówi Beata Krzyżanowska, rzeczniczka urzędu miasta.
Jedną w tych spraw jest działka, na której stoi hala Globus. Przed laty właściciele tego i okolicznych gruntów musieli oddać majątek pod budowę bloków. Skoro nie powstały, to zażądali ich zwrotu.
Te sprawy ciągną się od lat. W przypadku czterech działek, po licznych procesach, postępowanie zakończyło się zwycięstwem miasta. W toku jest sprawa jeszcze jednej działki. Wprawdzie w lutym tego roku miasto wygrało w sądzie, ale dawni właściciele złożyli wniosek o kasację wyroku. Ale Lublin nie zawsze wygrywa. Kilka lat temu w prywatne ręce przeszła 60-arowa działka, na której powstał stok narciarki. - Później odkupiliśmy te tereny, aby górka narciarska mogła działać - mówił pięć lat temu ówczesny prezes MOSiR, Mariusz Szmit.
Aktualna jest też sprawa 61 hektarów na Kalinowszczyźnie. Przed laty na terenie np. osiedla Bazylianówka była wieś Ponikwoda. Po wojnie ten teren przejęło państwo, a równo po 60 latach o grunty upomnieli się spadkobiercy właściciela majątku Leona Koryzyny. Końca tego sporu nie widać, i teraz sprawą zajmuje się ministerstwo infrastruktury i budownictwa.