Remont Niemodlińskiej. Jazda z zatrzymanką
Sprawdzają się najgorsze obawy związane z usprawnieniem ruchu na opolskim Zaodrzu. Dzięki nowym rozwiązaniom ostatnia jako tako przelotowa trasa z miasta, ul. Krapkowicka, już od poniedziałku stanie się nieprzejezdna. A to za sprawą zwężenia na wiadukcie z pierwszeństwem przejazdu od strony centrum.
Gdy tędy puści się cały ruch w kierunku dalszego Zaodrza, w przeciwną stronę nie przejedzie nikt, bo trudno się będzie wbić w jakąkolwiek lukę w sznurze pojazdów z naprzeciwka. Oczywiście problem rozwiązywałaby sygnalizacja świetlna, ale opolscy kreatorzy ruchu takiej nie przewidzieli. Gdyby codziennie tędy dojeżdżali do pracy, z pewnością by potrzebę zauważyli.
Oczywiście możliwe byłoby jeszcze jedno rozwiązanie - puszczenie ruchu w stronę centrum drogą po wale przez wyspę Bolko. Okazuje się, że nie można, bo istnieje tam ryzyko potrącenia zwierzyny. Jeśli orłom, którzy to wymyślili, i drugim, nie lepszym, którzy to zaaprobowali, rozwiną się skrzydła, to strach pomyśleć, jak będziemy z Opola dojeżdżać np. do Prudnika. Przecież tam 13 kilometrów prostej jak strzała drogi prowadzi przez pełne stworzenia lasy, więc ryzyko ich potrącenia rośnie po wielekroć.
Co do Krapkowickiej, chciałem przypomnieć, że przesmyk przez wiadukt będzie przeszkodą również dla aut nyskopodobnych, które się pod nim po prostu nie mieszczą. Czekają nas więc dodatkowe atrakcje - upojne chwile cofania furgonów, które i teraz zdarzają się często, ale gdy puści się tu cały ruch ze Spychalskiego, będzie jeszcze bardziej gęsto.