Remigiusz P., ekspert od weksli, trafił do aresztu
Remigiusz P. udzielał dziwnych pożyczek na terenie Wielkopolski. Teraz siedzi w areszcie, bo miał popełnić przestępstwo w woj. łódzkim na szkodę spółdzielni inwalidów. W grę wchodzi prawie 3 mln zł.
Remigiusz P. pochodzi ze Świebodzina, w Poznaniu prowadził podejrzaną działalność pożyczkową, a teraz siedzi w areszcie za przestępstwo, które miał popełnić w woj. łódzkim. Ofiarą jest Spółdzielnia Inwalidów z Wielunia.
- Jest podejrzany o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, wyrządzenie szkody w obrocie gospodarczym, łapownictwo oraz udaremnienie zaspokojenia wierzycieli
- informuje Jolanta Szkilnik, rzecznik prowadzącej śledztwo Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.
Śledczy dodają, że łącznie jest czterech podejrzanych, a ich działania zmierzały do bezprawnego przejęcia kontroli nad spółdzielnią i przeniesienia własności nieruchomości. Chodzi o budynek spółdzielni w Wieluniu warty prawie 3 mln zł.
Spółdzielnia była w kiepskiej kondycji. Na chwilę do jej zarządu weszły osoby z zewnątrz, które przekazały aktywa do firmy z Torunia, a stamtąd do nowej spółki „Przyszłość SI”. Jej prezesem był właśnie Remigiusz P. Zdaniem śledczych chodziło o wyprowadzenie majątku. Mężczyzna nie przyznaje się do zarzutów.
O swojej niewinności zapewniał też w sprawie oszukania mieszkanki Poznania. Prokuratura zarzucała, że przy użyciu weksli pozbawił jej mieszkania. Poznański sąd prawomocnie skazał go za oszustwo na karę więzienia w zawieszeniu.
Ekspert od weksli był krytykowany także przez innych swoich klientów, którym udzielał pożyczek. Skarżyli się, że do ręki dostawali niewielką kwotę, a zabezpieczeniem spłaty były weksle na znacznie wyższe kwoty. W odpowiedzi skierował przeciwko nim sprawę do sądu zarzucając im zniesławienie.
Remigiusz P. w Poznaniu prowadził firmę Wutmex, W ubiegłym roku wystąpił wobec firmy z Jawora na Dolnym Śląsku o zapłatę 800 tys. zł. I tutaj podstawą roszczenia był weksel. O tyle dziwny, że miał powstać 10 lat temu i długo nikt o nim nie słyszał. Remigiusz P. był tak pewny swego, że firmę z Jawora pozwał o zapłatę do poznańskiego sądu.
- Sprawa stanęła w miejscu, bo po styczniowym aresztowaniu Remigiusza P. pojawiła się obawa, że jego spółka nie ma obecnie żadnej reprezentacji. Sąd zawiesił więc proces. Ale niedawno okazało, że dzień przed swoim aresztowaniem Remigiusz P. zrzekł się reprezentowania spółki na rzecz swojego brata. Najwidoczniej ma dar przewidywania, że zrobił to tuż przed wizytą policji
- ironizuje adw. Łukasz Ferenc, pełnomocnik pozwanej spółki z Dolnego Śląska. Ten proces zapewne wkrótce zostanie wznowiony.