Remigiusz Baczyński, Marcin Tchorzewski, Hanna Goń, Marcin Woźniak - przy wigilijnym stole będą dla nich nakrycia
Rozpacz pomieszana z nadzieją - to stan ducha, w którym żyć muszą rodziny osób zaginionych. - Nad zaginięciami pracują w Toruniu najbardziej doświadczeni policjanci. Tylko sprawa Remka to opasłe już tomy akt - podkreśla Wojciech Chrostowski z policji.
Takich spraw policja nigdy nie zamyka ostatecznie. Owszem, po 10 latach od zaginięcia analizuje cały zebrany materiał i decyduje: zakończyć poszukiwania, czy kontynuować.
- Jednak każdy nowy ślad czy sygnał, nawet jeśli pojawi się po wielu latach, zawsze jest sprawdzany i podejmowany - mówi Wojciech Chrostowski z Komendy Miejskiej Policji w Toruniu.
Boże Narodzenie i Cztery
Cztery, Czwórka, Czteras - pod tymi artystycznymi pseudonimami do dziś funkcjonuje Marcin Tchorzewski z Torunia. Znany nie tylko w mieście raper, malarz, wolny duch.
30-letni wówczas mężczyzna zaginął w Boże Narodzenie 2013 roku. Ostatni raz widziany był w nocy z 25 na 26 grudnia 2013 r., gdy wychodził z klubu nocnego „Desperado” w Toruniu na ulicy Kopernika.
Nie wykluczam nawet tego, że porwano mi syna „na narządy”
Marcin ma około 178 cm wzrostu, jest ciemnym szatynem, ma oczy koloru piwnego. Posiada szczupłą budowę ciała, waży około 70 kg. W dniu zaginięcia miał na sobie czapeczkę z daszkiem, sportową bluzę bez kaptura w kolorze bordowym oraz jasne spodnie.
Na facebookowym profilu „Zaginął Marcin Tchorzewski” jego ojciec i brat wciąż proszą o sygnał od każdego, kto może pomóc odnaleźć Cztery.
- Przez ostatnie lata braliśmy w rodzinie pod uwagę wszystkie scenariusze. Ktoś z boku powiedziałby, że kosmiczne, ale tak to jest. Nie wykluczam nawet tego, że porwano mi syna „na narządy” - mówił „Nowościom” Grzegorz Tchorzewski, ojciec Marcina.
Rodzina po zaginięciu wyznaczyła 30 tys. zł nagrody za informację, która przyczyni się do odnalezienia Czwórki. Sama też go intensywnie poszukiwała w Toruniu i innych miastach. Bez powodzenia...
Przed sylwestrem Remek
Poszukiwaniami Remigiusza Baczyńskiego cały Toruń żył przez kilka miesięcy mijającego roku. W poszukiwania zaangażowali się nie tylko policjanci, ale i wynajęty Krzysztof Rutkowski oraz dziesiątki nawet całkowicie postronnych osób. Ta historia wciąż boli i stawia wiele znaków zapytania.
To była noc przed sylwestrem. Remigiusz Baczyński z 30 na 31 grudnia 2016 roku bawił się w klubie „Lizard King” przy ulicy Kopernika. Tutaj wylądował ze znajomymi po imprezie firmowej.
Wiadomo, że klub opuścił 20 minut przed godz. 1. Nagranie sprzed jednego z hoteli wskazuje, że - będąc pod wpływem alkoholu - szedł z ulicy Kopernika w stronę placu Rapackiego. Z późniejszych ustaleń policji wynika, że przez most udał się na Majdany, w okolice punktu widokowego, skąd widać panoramę Torunia. Tam miał przebywać na tarasie widokowym. W pobliżu tego miejsca znaleziono jego klucze. Tam również ślad po nim się urywa.
Sprawa Remigiusza to dziś opasłe tomy akt, mnóstwo włożonego wysiłku i czasu
Czy Remek został uprowadzony? Czy sam postanowił zniknąć? A może tajemnicę znają tylko nurty Wisły? Te pytania nadal pozostają bez odpowiedzi. Policjanci od początku sprawy skupiali działania na poszukiwaniach ciała w rzece. Przy okazji znaleźli przy brzegu zwłoki innej osoby.
Remek ma 185 cm wzrostu i waży około 100 kg. Nosi fryzurę typu irokez. W noc zaginięcia miał na sobie czarną kurtkę, ciemne spodnie i granatowe, sportowe buty.
- Nad zaginięciami w Toruniu pracują naprawdę doświadczeni funkcjonariusze. Każdy z komisariatów ma specjalną komórkę zajmującą się zaginionymi i poszukiwanymi podejrzewanymi o przestępstwa. Zapewniam, że w Komisariacie Toruń Śródmieście (prowadzi m.in. sprawy Czterasa i Remka - przyp. red.) poszukiwaniami zajmują się wyłącznie funkcjonariusze z wieloletnim stażem. Sprawa Remigiusza to dziś opasłe tomy akt, mnóstwo włożonego wysiłku i czasu. O szczegółach wielu działań, na przykład billingach, po prostu nie możemy informować - zaznacza Wojciech Chrostowski.
W lutym pani Hanna
Bolesną dla rodziny tajemnicą nadal pozostają też losy Hanny Goń. Obecnie 61-letnia kobieta zaginęła w lutym 2016 roku. Była kierowniczką sklepu spożywczego i, jak przekazywali bliscy, przed zaginięciem dręczyły ją kłopoty finansowe.
Dokładnie o godzinie 4.15 rano w czwartek, 4 lutego, Hanna Goń słyszana była po raz ostatni. Telefonicznie umówiła się z pracownicą sklepu, który prowadziła, że razem pojadą do pracy. Miały spotkać się w autobusie o godzinie 5.10. Nie spotkały się... Kobieta wyszła z mieszkania na Skarpie i do dziś jej nie ma. Intensywne poszukiwania policji i rodziny nie przyniosły efektów.
- Na to, co się stało, nie mamy wpływu - mówią Andrzej i Marcin Goń, synowie. - Czas się nie zatrzymał. Staramy się normalnie żyć...
Przed Wigilią jednak nie da się nie pamiętać. Na panią Hannę, podobnie jak i na innych zaginionych, czekać będzie nakrycie przy stole. Przypomnijmy, że torunianka ma 150 cm wzrostu, krępą budowę ciała i krótkie, ciemne włosy.
Już dekada bez Marcina
6 marca minęło dziesięć lat od zaginięcia Marcin Woźniaka. Wtedy, w 2007 roku, był na początku swoich wymarzonych studiów na Wydziale Sztuk Pięknych UMK. Jako 19-latek Marcin chciał samodzielnie kierować swoim życiem, ale relacje z rodziną miał poprawne.
Co się z nim stało? Do dziś nie wiadomo. Tamtego dnia wyszedł z domu w Toruniu na zajęcia i przepadł bez wieści. Marcin ma dziś 29 lat, 178 cm wzrostu i zielone oczy.
Iskra nadziei
13 października tego roku wyszła z domu przy ulicy Jeśmanowicza pani Wiesława. Poszukiwała jej rodzina i policja.
7 grudnia torunianka sama wróciła. O powodach zniknięcia nie chce mówić. Ale jest, żyje! I zawsze to nadzieja dla innych.