Reksio ma 50 lat. A podobny jest do suczki Troli, co lubiła czekoladę
Reksio powstał, bo jego twórca nie chciał brać udziału w produkcji filmu o Bolku i Lolku na Dzikim Zachodzie. Filmu, w którym dzieci bawią się bronią. O Lechosławie Marszałku, twórcy Reksia, mówi jego żona, Helena Filek-Marszałek.
Jak to jest być „mamą” Reksia?
Faktycznie, tak mnie nazwali (śmiech). Po prostu staram się robić wszystko, żeby pamięć o twórcy Reksia nie zanikła. Dlatego patronuję przedsięwzięciom, które są z tym związane, jak na przykład Pucharowi Reksia (siódma edycja z okazji 50. urodzin psiaka odbyła się w minioną niedzielę na stoku Dębowca - przyp. red.). Mąż zawsze w swoich filmach starał się przemycać sportowe motywy, żeby zachęcić dzieci do uprawiania sportu. Dlatego powstały między innymi odcinki „Reksio sportowiec” czy „Reksio ratownik”. Był bardzo sportowo uzdolniony - świetnie pływał, grał w tenisa, ping-ponga, siatkówkę. Trochę nawet byłam zazdrosna (śmiech), że te talenty tak są niesprawiedliwie porozdzielane, że w jednym człowieku jest ich tyle, a drugi potrafi tylko krytykować.
Jak trafiła pani do bielskiego Studia Filmów Rysunkowych?
Przyszłam do studia w 1964 roku. Było tam już kilku pasjonatów, którzy chcieli robić filmy, ale prócz ołówków nic nie mieli. Czasy były trudne. Mieli na przykład problem, skąd wziąć celuloidy, bo nie można było ich kupić. Zbierali więc w szpitalach klisze rentgenowskie i je płukali. Trafiłam do studia za sprawą mojego profesora ze szkoły plastycznej, który zadzwonił do pana Marszałka i powiedział, że ma uczennicę, która szuka pracy. Marszałek spytał tylko, czy zdolna. Profesor potwierdził, więc przyjęli mnie na trzy miesiące na okres próbny. Dyrektorem był wówczas Władysław Nehrebecki. Tak się zaczęło - to był dobry czas, bo robiliśmy Bolka i Lolka, więc było sporo pracy. Przeszłam wszystkie działy.
Jaka wówczas panowała atmosfera w studiu?
To była rodzina. Razem spędzaliśmy wolny czas, na przykład podczas majówek czy chodząc po górach. Tak się rodziły pomysły. Z gór powstał na przykład odcinek „Reksio taternik”.
Pamięta pani moment, kiedy pojawił się pomysł, by zrobić bajkę o przygodach psiaka?
Mąż brał udział w tworzeniu Bolków i Lolków. Kiedy jednak pojawił się pomysł zrobienia Bolka i Lolka na Dzikim Zachodzie, wycofał się z produkcji. Powiedział, że nie będzie brał udziału w tworzeniu filmu, w którym dzieci bawią się bronią. Miał psa, teriera ostrowłosego, suczkę Trolę, która miała jedną słabość - nie mogła się oprzeć czekoladzie. I ona stała się prototypem Reksia.
Jaki był pierwszy odcinek?
„Reksio poliglota”. Opowiadał o tym, że Reksio był osamotniony na podwórku, bo nie znał języka zwierząt i nie mógł się z nimi porozumieć. Misją tego filmu było zachęcenie dzieci do nauki języków, bo dzięki temu świat będzie stał przed nimi otworem. „Reksio poliglota” bardzo się spodobał, zdobył dużo nagród, w tym jedną z najważniejszych na festiwalu w irańskim Teheranie - Złotego Słowika. Dyrektor studia powiedział, że można by zrobić serię. Powstawały więc coraz to nowe filmy, zdobywały nagrody, podobały się.
Skąd się wzięła ta popularność?
Po pierwsze, to było coś innego, a po drugie - pies od zawsze jest związany z człowiekiem, jest jego wiernym przyjacielem, więc pewnie dlatego Reksio przetrwał i to w niezłej formie aż do swoich 50. urodzin.
Czy Reksio od razu wyglądał tak, jak go znamy?
Zmieniał się. Zresztą mąż powiedział, że jakby mógł, to zrobiłby Reksia od nowa i inaczej, bo nie zadowalały go różne rzeczy.
Dlaczego psiak wabi się Reksio?
Po prostu dlatego, że takie imię - Reksio, Rex, Reksi - rozpoznawalne jest w każdym języku.
Czy pomysły na kolejne odcinki zmieniały się w trakcie produkcji?
Nie. Mąż miał pomysł, od początku do końca wiedział, jak wszystko ma wyglądać i konsekwentnie się to realizowało. Nawet tytułu się nie zmieniało. Oczywiście, że ludzie na rysunkach dodawali od siebie jakieś elementy - jedni lepiej, drudzy gorzej, ale scenariusza i scenopisu obrazkowego nikt nie zmieniał.
Który odcinek lubi pani najbardziej?
Trudne pytanie. Jedne są lepsze, inne gorsze, bo różni ludzie robili te filmy. Sama zrobiłam dwa czy trzy odcinki - „Reksia i świerszcza” oraz „Reksia i nośne kury”. Z tą nośną kurą to były problemy - musieliśmy się tłumaczyć w telewizji, bo tam występował św. Franciszek. Czasami, jak mi się trafi, to oglądam Reksia ze wzruszeniem. Choć muszę przyznać, że patrzę na te filmy także jako twórca i myślę sobie, że to by się zrobiło lepiej. No ale cóż, już powstało...
Jaką osobą był Lechosław Marszałek?
Dla mnie był genialnym twórcą, uzdolnionym i literacko, i plastycznie. Prawie wszystkie scenariusze do Reksia napisał sam. Był wspaniałym rysownikiem, wymagającym nauczycielem. Wielu jego animatorów zostało reżyserami, jak Józef Ćwiertnia, Romuald Kłyś czy Marian Cholerek. To było niesamowite, kiedy obserwowałam, z jaką łatwością rysował i to wszystko z głowy, bez zaglądania do encyklopedii. Poza tym imponował mi w wielu dziedzinach. Pracowaliśmy także razem i jak mu się coś nie podobało, potrafił zwrócić mi uwagę.
Kiedy widzi pani pomnik Reksia w Bielsku-Białej albo ogląda tłumy dzieciaków na Pucharze Reksia, to co pani czuje?
Jestem niezmiernie wzruszona, że Reksio tak fajnie sobie radzi, a Marszałek jak patrzy ze swojego psiego nieba, to na pewno się cieszy, że Reksio przeżywa taki renesans.
Helena Filek-Marszałek
reżyser filmów rysunkowych, scenograf, miłośniczka dzieci i zwierząt, filantropka.