PiS przoduje w zatrudnianiu przy Europarlamencie bliskich i krewnych. Pracę znalazła tam córka szefa MZS, syn sekretarki Jarosława Kaczyńskiego i Beata Fido, aktorka znana ze „Smoleńska”. Rekordziści mają kilkunastu asystentów.
Europoseł Kosma Złotowski zapewnia, że wśród jego asystentów pracujących w biurach w Kujawsko-Pomorskiem nie ma jego krewnych. Ale współpracowników były prezydent Bydgoszczy ma aż 17.
- Wszystkie umowy zawiera z nimi Parlament Europejski - Złotowski tłumaczy, że wszyscy asystenci są zatrudnieni na umowy o pracę, ale nie pracują w pełnym wymiarze godzin. I stąd, jak tłumaczy, tak duża ich liczba.
Asystentów europosła jest tak wielu, że odnotował to ostatnio Der Spiegel w artykule „Stanowiska UE dla osób z Polski”.
Nie mogą pracować dla partii
- To są pracownicy krajowi, z których każdy zajmuje się czym innym, od prowadzenia biura w okręgu, po organizowanie moich podróży służbowych, przyjmowanie interesantów - mówi europoseł. - Jestem w Polsce tylko w soboty i niedziele.
Dla porównania, Tadeusz Zwiefka (PO, Grupa Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim) zatrudnia 7 asystentów w swoich biurach w regionie. - Jasne, można tłumaczyć, że zatrudnia się asystentów w niemal każdym z powiatów. Jest ich u nas ponad 20. Tylko, czy to potrzebne? Moim zdaniem, nie. Według reguł w Parlamencie Europejskim nie wolno posłowi zatrudniać osób, które wykonują pracę partyjną. To jest zabronione.
Jak ta zasada jest realizowana przez naszych europosłów? Określenie „praca partyjna” jest dość płynne. Wśród asystentów Kosmy Złotowskiego znajdziemy, np. Pawła Bokieja, radnego Bydgoszczy z PiS-u, na liście współpracowników Zwiefki natomiast jest Jakub Mikołajczak, radny PO. Z kolei europoseł Janusz Zemke (SLD, Grupa Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim) ma 8 asystentów w biurach w regionie. Jednym z nich jest Ireneusz Nitkiewicz, społecznik twórca Jadłodzielni w Bydgoszczy, ale również radny i lider bydgoskiego SLD.
PE kontroluje, ale doraźnie
- To europoseł zatrudnia asystenta - mówi Tadeusz Zwiefka. - Ale formalnym pracodawcą jest Parlament Europejski. Nie wszyscy też pracują w pełnym wymiarze godzin. Jakub Mikołajczak, np. jest dyrektorem mojego biura wojewódzkiego. Do jego obowiązków należy koordynowanie pracy asystentów. W parlamencie jest 751 europosłów i jeśli się przemnoży tę liczbę przez 6-8, bo tylu średnio zatrudniają posłowie, to liczba robi się ogromna. PE próbuje weryfikować, czy asystenci nie prowadzą pracy partyjnej i czy wykonują swoje obowiązki, ale jest tej przyczyny, że według reguł w PE nie wolno posłowi zatrudniać osób, które wykonują pracę partyjną, ale to kontrole wyrywkowe. Nie ma jakiejś stałej komórki kontrolnej. A mieliśmy takie przypadki, np. u Marie Le Pen, czy w PiS-ie, gdzie poddano wątpliwość, że dana osoba wykazywana jako asystent rzeczywiście pracuje na jego rzecz - dodaje europoseł.
Na prowadzenie swoich biur europarlamentarzyści dostają miesięcznie ponad 24 tys. euro.
- Z tej kwoty są finansowani asystenci, ale też stażyści, a mam ich bardzo wielu. Co roku w Brukseli i Strasburgu 14 osób odbywa u mnie staże - tłumaczy Janusz Zemke, były wiceminister obrony narodowej. - To jest kwota na wszystkie wydatki osobowe, czyli nie tylko na pensje, ale też na kilometrówki, przejazdy samochodem, na wydatki w Belgii.
Córka ministra u sekretarza
Wśród asystentów innych eurodeputowanych, którzy pobierają pensje z budżetu PE, znaleźć można bliskich oraz znajomych czołowych polskich polityków.
Takie osoby znajdują posady nie tyko w charakterze personelu obsługi biur europosłów, ale też przy najwyższych stanowiskach w PE.
Tak jest choćby w przypadku Magdaleny Czaputowicz, córki ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza, która - jak informuje Der Spiegel cytowany przez Onet.pl i Gazetę.pl -pracuje dla „zastępcy sekretarza generalnego Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) - frakcji w Parlamencie Europejskiej, w skład której wchodzi PiS”.