Sygnał o fatalnym stanie środowiska i zagrożeniach dla 3 tysięcy mieszkańców Łęgnowa i Otorowa dotarł właśnie do głównego geologa kraju. Jak się dowiadujemy, być może katastrofą ekologiczną na terenie dawnego Zachemu zajmie się nowa instytucja.
Dariusz Wrzos, regionalny dyrektor ochrony środowiska w Bydgoszczy, dopiero na początku tego roku ujawnił, że w dwóch przydomowych studniach przy ul. Toruńskiej i Przyłubskiej w Łęgnowie-Wsi znaleziono substancje, które spłynęły ze składowisk odpadów chemicznych z Zachemu. Najgroźniejsze, bo pozbawione kontroli, jest składowisko Zielona w północno-wschodniej części dawnego zakładu.
Bariera nadal nie działa
W 2014 roku wyłączono tam tzw. ujęcie barierowe, które tamowało spływanie toksyn w stronę Wisły.
- Były to trzy studnie, które zbierały wody podziemne, kierowano je do oczyszczenia w Spółce Wodnej Kapuściska - mówi Dariusz Wrzos. Syndyk dawnego Zachemu nie wykonał decyzji RDOŚ i ujęcia nie włączył. Podobnie zareagował nowy właściciel części składowiska. Obaj odwołali się od decyzji RDOŚ do głównego inspektora ochrony środowiska, a ten nakaz bydgoskiej instytucji uchylił. Ujęcie barierowe, które przechwytywało zanieczyszczone wody gruntowe spod wysypiska chemikaliów, wciąż nie działa.
Nic dziwnego - oprócz ochrony środowiska w grę wchodzą niemałe pieniądze, których nikt nie ma. Koszt pracy ujęcia rocznie to ok. 2 mln zł!
Marchewka „plus”...
Problem polega na tym, że wszystkie groźne substancje - nie tylko te z Zielonej - spływają razem z wodami gruntowymi w stronę Łęgnowa i Otorowa, a dalej - Wisły. W tym rejonie mieszka ok. 3 tysięcy osób. Prowadzą działalność rolniczą, głównie uprawiają ziemię. Warzywa trafiają potem do odbiorców hurtowych.
A rak się czai
Dr Dorota Pietrucin z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, od lat prowadząca badania tego terenu, wyjaśniała „Expressowi”, w czym tkwi zagrożenie:
- Wody podziemne, zanieczyszczone odciekami pochodzącymi ze składowiska odpadów przemysłowych Zielona w Zachemie, charakteryzują się ekstremalnie wysokimi stężeniami substancji organicznych, które są toksyczne, a często kancerogenne [rakotwórcze - dop. red.] i mutagenne [mogące powodować zmiany genetyczne - dop. red.].
Nowy pomysł
Jak dowiaduje się „Express”, w rządzie pojawił się pomysł powołania instytucji, która mogłaby likwidować zagrożenia wynikające z podobnych sytuacji - skażenia środowiska w momencie, kiedy firma za nie odpowiadająca już przestała istnieć, a nowy właściciel terenu nie zamierza płacić za zniszczenia ekologiczne, za które winę ponoszą poprzednicy.
Kiedy powołanie instytucji może nastąpić - na razie nikt nie wie, a konkretów brak.
Prośba do geologa
Oprócz działań podejmowanych przez RDOŚ, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, bydgoski ratusz i Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie pewne ruchy zaczęto wykonywać także w rządzie. Do prof. Mariusza Orion-Jędryska, wiceministra ochrony środowiska sprawującego także funkcję głównego geologa kraju, niedawno dotarło pismo bydgoskiego posła PiS Piotra Króla.
20 metrów poniżej
W piśmie do wiceministra czytamy m.in.: „Uprzejmie proszę Pana Ministra jako Głównego Geologa Kraju, nadzorującego prace Państwowego Instytutu Geologicznego - Państwowego Instytutu Badawczego, o objęcie przez Instytut badaniami obszaru niekorzystnego oddziaływania dawnych Zakładów Chemicznych Zachem.
- Wody podziemne, zanieczyszczone odciekami pochodzącymi ze składowiska odpadów przemysłowych Zielona w Zachemie, charakteryzują się ekstremalnie wysokimi stężeniami substancji organicznych, które są toksyczne, a często kancerogenne
Wieloletnie badania i raporty z wyników tych badań potwierdzają, że teren Z. Ch. Zachem jest miejscem występowania wielu czynnych do dziś ognisk zanieczyszczeń wód podziemnych w postaci składowisk odpadów, instalacji lub infrastruktury, bądź pozostałości po tych obiektach. Jest także miejscem występowania rozległych chmur zanieczyszczeń w wodach podziemnych, migrujących w kierunku dolnej terasy Wisły i Brdy. Źródła zanieczyszczeń zlokalizowane są na wysoczyźnie, gdzie wody podziemne znajdują się na głębokości od kilkunastu do ponad dwudziestu metrów poniżej poziomu gruntu, w odległości od 1-2 km od strefy krawędziowej dolnej terasy Wisły i Brdy”.
Zasypali studnie
Poseł zwraca uwagę, że na ponad 100 czujników badających glebę na terenie dawnych zakładów praktycznie już żaden nie działa, a studnie, w których były, są zasypane. Na stałe nikt nie sprawdza skażenia środowiska na tym terenie.
- Na razie nie mam jeszcze odpowiedzi na moje pismo, ale jestem dobrej myśli - mówi Piotr Król.
Pismo posła Piotra Króla do Głównego Geologa Kraju