Rak to niekoniecznie wyrok. Dla niej był... wybawieniem
Barbara Wnukowska z Sokółki ponad rok temu usłyszała diagnozę: rak złośliwy Her 2+3 z przerzutami do węzłów chłonnych. Najpierw był to szok, cały jej świat się zatrzymał, ale potem kobieta poczuła... ulgę. Uznała, że to już koniec i się z tym pogodziła. Wydała nawet najbliższym dyspozycje jak ma wyglądać jej pochówek.
Barbara pomyślała, że choroba będzie dla niej wybawieniem. Nie była bowiem szczęśliwa w swoim życiu, chociaż na zewnątrz nie sprawiała takiego wrażenia. A dzięki chorobie nabrała odwagi.
- Zaczęłam szukać sposobu jak godnie przetrwać dni czy miesiące, które mi zostały - mówi. - Zastanawiałam się, czym mogę się podzielić z ludźmi, by moja choroba nie poszła na marne, jak odnaleźć w tym dobro. Zaczęłam głośno, szczerze i otwarcie mówić w małym mieście, co mnie bolało i nadal boli emocjonalnie - mówi 55-letnia sokółczanka.
Jest przekonana, że emocje kształtują człowieka i budują jego świat. Dlatego na nich chce się skupić. Leczenie onkologiczne zostawiła lekarzom.
- Przeszłam całą serię chemioterapii - dostałam cztery razy czerwoną i dwanaście razy białą chemię. Potem miałam mastektomię, rekonstrukcję piersi i 25 radioterapii oraz rehabilitację. Teraz, co trzy tygodnie otrzymuję przeciwciała w postaci wlewów, które mają pomóc powstrzymać przerzuty. Kończę etap leczenia, który był zaplanowany już na samym początku choroby. Nie wiem, co dalej mnie czeka, bo nie przeszłam jeszcze radykalnych badań, które jednoznacznie by stwierdziły, że moje ciało jest czyste od komórek nowotworowych. Ale czuję się dobrze. Moja głowa ciężko pracuje nad tym, by wierzyć, że jest dobrze i nie skupiać uwagi na złych stronach choroby. I tego chcę się trzymać, bez względu na końcowy efekt - podkreśla.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień