Rafał Strączek: Usłyszałem, że jestem malutki

Czytaj dalej
Miłosz Bieniaszewski

Rafał Strączek: Usłyszałem, że jestem malutki

Miłosz Bieniaszewski

Z Rafałem Strączkiem, bramkarzem Stali Mielec rozmawiamy m.in. o bramkarskich wzorach, 18-stce w Turcji, targowaniu i o tym, co usłyszał od Czesława Michniewicza

W plebiscycie Nowin zająłeś 2. miejsce w kategorii Talent Roku. Jesteś zaskoczony?
Szczerze mówiąc, to już sama nominacja była pewnym zaskoczeniem, bo na Podkarpaciu nie brakuje młodych talentów. To na pewno dla mnie duża nobilitacja i przy okazji mobilizacja do jeszcze cięższej pracy, aby cały czas było o mnie słychać.

Widzę, że jesteś skromny, ale trzeba otwarcie przyznać, że za tobą bardzo dobry rok...
Był bardzo dobry, ale wierzę, że będą jeszcze dużo lepsze. Udało mi się zagrać wiele meczów ligowych, a do tego było powołanie do reprezentacji Polski, czy różne testy. No i jeszcze ten wygrany Puchar Polski ze Stalą Rzeszów.

Który moment wspominasz najlepiej?

Trochę ich było (śmiech). Na pewno jeden z najmilszych momentów, to ten kiedy dostałem powołanie do kadry i udało się zagrać w meczu z Finlandią. Wygraliśmy ten mecz, były pozytywne komentarze, a więc radość była tym większa.

Wspomniany mecz z Finlandią był twoim debiutem w reprezentacji Polski. Przeżywałeś występ z orzełkiem na piersi?
Stresu jakiegoś większego nie było. Cieszyłem się bardzo z tej szansy i czułem się dumny. Można powiedzieć, że energia mnie rozpierała, a kiedy jeszcze usłyszałem hymn, to energii było jeszcze więcej.

Trener reprezentacji jest z tobą cały czas w kontakcie?
Jakieś dwa tygodnie po meczu z Finlandią dzwonił do mnie trener bramkarzy i ocenił mnie pozytywnie. Po tym telefonie kontakt się jednak urwał. Liczę, że się jeszcze odnowi i to nie raz.

Z tego co wiem jesienią byłeś na testach w Termalice...
Sporo się tam mogłem nauczyć. Zobaczyłem jak wygląda organizacja na najwyższym poziomie rozgrywkowym, jak prowadzone są treningi i jak chłopaki podchodzą do gry. To profesjonalny poziom i wiele z tamtego pobytu wyciągnąłem dla siebie. Wiem co trzeba robić, aby dążyć do tego poziomu.

Spotkała ciebie pewnie inna rzeczywistość niż ta, z którą miałeś dotychczas do czynienia?
Zdecydowanie, to w końcu trzy ligi różnicy. Miałem wtedy 17 lat, byłem najmłodszy i momentami trudno się było tam odnaleźć.

Miałeś okazję porozmawiać z Czesławem Michniewiczem?
Na dzień dobry, kiedy wszedł do szatni, przywitał mnie słowami „Ty jesteś bramkarzem? Przecież jesteś taki malutki” (śmiech). I zaczął się śmiać. Widać, że to bardzo pozytywna postać.

A jaki to trener?
Bliżej nie miałem okazji go poznać, ale pierwsze co się rzuca w oczy, to duże poczucie humoru. Widać, że umie robić atmosferę w drużynie. Jest do tego profesjonalistą.

Ale bardziej dobry wujek niż kat?
Zdecydowanie to pierwsze (śmiech).

Ostatecznie nie przeszedłeś do klubu z ekstraklasy. Co poszło nie tak?
Po prostu to był za wysoki poziom. Nie byłem przygotowany do rywalizacji w ekstraklasie. Odstawałem technicznie od innych bramkarzy. Za mało miałem indywidualnych bramkarskich jednostek treningowych, aby dorównać Treli czy Pilarzowi.

Początkiem roku trafiłeś do Stali Mielec. Jak przebiegła aklimatyzacja?
Znałem Pawła Oziębłę i to mi na pewno pomogło. Chłopaki przyjęli mnie bardzo dobrze i nie miałem żadnych problemów. Cały czas mogę liczyć na ich pomoc i podpowiedzi.

Trener Smółka mówił, że wszyscy nowi piłkarze przeszli chrzest. Jak on wyglądał?
Chłopaki się śmiali, że to co działo się w Turcji zostaje w Mielcu (śmiech). Jest to więc tajemnica szatni, ale powiem, że było śmiesznie.

We wspomnianej Turcji byliście na zgrupowaniu. Wakacje to nie były, ale treningi już były przyjemniejsze?
Faktycznie, było trochę lżej niż w Woli Chorzelowskiej, ale też mocno pracowaliśmy. Odbywały się dwa treningi dziennie, do tego mecze sparingowe. Obciążenia były więc odczuwalne. Po to jednak tam byliśmy, żeby pracować i uważam, że dobrze przepracowałem ten okres.

Była też okazja pojeździć po Riwierze Tureckiej?
W ostatnim dniu pobytu dostaliśmy trochę wolnego i pojechaliśmy do centrum na zakupy.

Była więc okazja doświadczyć słynnego targowania?
Oj tak (śmiech). Można było nawet z ceny 30 euro zejść do 5. Tam trzeba jednak mieć mocną psychikę, aby robić zakupy (śmiech).

Piłkarz powinien mieć mocną psychikę...
Jak najbardziej. To nam pewnie pomogło (śmiech).

W trakcie tego wyjazdu odbyło się ważne dla ciebie wydarzenie, czyli 18-stka. Były prezenty?
To już by było za dobrze (śmiech). Dostałem jednak od działaczy i drużyny tort i zaśpiewali mi „sto lat”. Fajnie wyszło, że ten ważny dzień dla każdego młodego człowieka wypadł mi w takich okolicznościach. Raz jeszcze dziękuję całej drużynie.

A trener na małe piwko pozwolił?
Pozwolić pozwolił, ale nie skorzystaliśmy. Jak już mówiłem, byliśmy tam pracować, a nie raczyć się piwem (śmiech).

Liczysz już w tym sezonie na debiut w 1 lidze?
Oczywiście, że tak. Nie po to przyszedłem do Stali, aby godzić się na ławkę rezerwowych, czy zostać wycofanym do CLJ. Będę walczył o grę w pierwszej drużynie i nie boję się rywalizacji. Liczę, że trener zauważy moją pracę i da mi szansę.

Jak się układa współpraca z trenerem Zbigniewem Smółką?
Bardzo dobrze. Sporo ze mną rozmawia, mówi co muszę poprawić i nad czym pracować. Kontakt jest taki, jaki powinien być z trenerem.

A jakbyś go porównał do poprzedniego trenera, Mariusza Sawy?
Szczerze mówiąc, to nie bardzo potrafię ich porównać. Na pewno obaj są bardzo dobrymi profesjonalistami.

Ten ostatni postawił na ciebie w JKS-ie i można powiedzieć, że przebojem wdarłeś się do drużyny...
To było takie odkrycie i zaskoczenie, bo nikt nie wierzył, że 17-latek może stanąć w bramce. Udowodniłem jednak, że jest to możliwe.

Twoja kariera szybko nabrała tempa, a wtedy łatwo się zachłysnąć...
Uważam, że mi sodówka nie grozi. Wiem, że chodzą o mnie jakieś plotki, ale ja cały czas robię swoje, bo mam pewne cele w życiu i do nich dążę. Codziennie ciężko pracuję, aby coś osiągnąć. A przecież jeszcze nic nie osiągnąłem, aby mi ta sodówka miała odbijać.

Jakie cele stawiasz przed sobą?
Pierwszym jest debiut w Stali Mielec, a w dalszej perspektywie w ekstraklasie. Chcę grać na najwyższym poziomie, a żeby do tego dość nie mogę stać w miejscu, tylko cały czas muszę się rozwijać. Co z tego wyjdzie, to już życie pokaże.

A masz jakiś wymarzony klub?
Żyję rzeczywistością i nie mam jakiegoś klubu, o którym bym marzył. Teraz jestem w Mielcu i na tym się skupiam.

To może masz jakieś bramkarskie wzory?
Od dziecka patrzyłem na grę Ikera Casillasa, który udowadniał, że można bronić na najwyższym poziomie mimo mniejszego wzrostu. W polskiej lidze bardzo podoba mi się gra Arkadiusza Malarza.

Miłosz Bieniaszewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.