Rafał Grzyb: Start w wyborach to była taka mała furtka, że jeśli się uda, to OK, a jeśli nie - to świat się nie zawali

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Andrzej Matys

Rafał Grzyb: Start w wyborach to była taka mała furtka, że jeśli się uda, to OK, a jeśli nie - to świat się nie zawali

Andrzej Matys

Czasem jest tak, że gra w piłkę przestaje piłkarzowi wystarczać. O tym, co się wtedy dzieje, opowiada Rafał Grzyb z Jagiellonii Białystok.

Dlaczego piłkarz chce być radnym? Co prawda w samorządach mamy kilku piłkarzy, np. Jacka Chańkę w Białymstoku czy Dariusza Dziekanowskiego w Warszawie, ale dlaczego Rafał Grzyb - ikona Jagiellonii?

Zaprosił mnie do tego projektu prezydent Tadeusz Truskolaski, którego znam już od kilku ładnych lat, choćby z licznych spotkań klubowych czy nawet prywatnych. I można powiedzieć, że - u schyłku swojej przygody z piłką - postanowiłem spróbować czegoś nowego. Nie dlatego, że szukam pomysłu na dalsze życie. To jeden z etapów, w którym chciałbym się sprawdzić. Postanowiłem, że jeśli praca w radzie miasta spodoba mi się, to chętnie przy tym pozostanę. A jeśli mój odbiór bądź odbiór mojej osoby byłby negatywny, to cóż - z niewolnika nie ma robotnika. I tak do tego podchodzę. Fakt, samorząd to dla mnie nowość, ale chcę go poznać i zobaczyć, jak wygląda od środka to życie miasta.

Jest pan w Białymstoku już osiem lat…

W marcu przyszłego roku będzie dziewięć.

Czyli zdążył pan miasto poznać, ale do rady wszedł pan kuchennymi drzwiami. 755 głosów - to niby dużo, ale gdyby nie to, że kandydat na radnego Tadeusz Truskolaski został prezydentem, pan raczej nie dostałby mandatu radnego.

Nawet na pewno. Nie ma co ukrywać, że nie wszedłbym do rady. Wiadomo, że bardziej jestem znany w środowisku piłkarskim, niż w typowo miejskim. Oczywiście, że cieszy mnie ten wynik, ale sam zbyt wiele po starcie w wyborach nie oczekiwałem. To była taka mała furtka, że jeśli się uda, to OK, a jeśli nie - to świat się nie zawali. Udało się. Zaczynam poznawać życie z innej strony i cieszę się, że jakieś poparcie jednak miałem. Bałem się, że ludzie na mnie nie zagłosują, bo powiedzą: a po cholerę piłkarz pcha się do rady, mało mu? Dlatego nawet moja kampania była bardzo stonowana.

Pana w tej kampanii właściwie w ogóle nie było.

Prawie. To był jeden z moich warunków, gdy się zgadzałem. Nie chciałem - jak to się mówi - specjalnie się napinać, bo jak już mówiłem, na porażkę byłem przygotowany.

Pozostało jeszcze 69% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Andrzej Matys

Dziennikarz od prawie 35 lat (niewiarygodne, a jednak). Jako stateczny człowiek, prowadzę Strefę Biznesu, która dotyczy szeroko rozumianej gospodarki - ze szczególnym uwzględnieniem regionalnego, czyli podlaskiego biznesu i przedsiębiorstw. Nie unikam też publicystyki społeczno-gospodarczej. Zawsze pamiętam, że głupota to wielki dar boży, więc nie należy go nadużywać. I zgadzam się ze zdaniem prof. Bartoszewskiego, który powiedział kiedyś tak: Prawda nie lezy pośrodku, tylko leży tam, gdzie leży. 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.