Rafał Grupiński: Lojalność nie jest ulubionym wątkiem Jacka Jaśkowiaka
- Jacek Jaśkowiak jest w wielkopolskiej strukturze Platformy moim zastępcą i to z mojej rekomendacji. Odebrałem więc jego publiczne wypowiedzi z przykrością. Gdybym usłyszał je na posiedzeniu naszego zarządu, uznałbym to za naturalne zachowanie. Ktoś kiedyś powiedział, że lojalność nie jest ulubionym wątkiem prezydenta w twórczości Jacka Kaczmarskiego - tłumaczy w rozmowie z "Głosem" Rafał Grupiński, poseł Koalicji Obywatelskiej i szef wielkopolskich struktur Platformy Obywatelskiej.
Jest pan przygotowany na polityczne ojcobójstwo? Prezydent Poznania, a zarazem wiceszef wielkopolskiej PO Jacek Jaśkowiak wysyła jasny sygnał – Rafał Grupiński powinien ustąpić.
Tego rodzaju czasy politycznych zabójstw skończyły się razem z kulturą przedstarożytną, później rzymscy legioniści zmieniali cesarzy, choć można się i odwołać do Żeromskiego. W Platformie Obywatelskiej procedury demokratyczne są czymś oczywistym i naturalnym, dlatego na decyzje personalne przyjdzie odpowiedni czas. To członkowie PO w wyborach bezpośrednich będą decydować o losach przewodniczących, zarówno na poziomie centralnym, jak i regionalnym czy powiatowym.
Politycy PO lubią podkreślać, że Jacek Jaśkowiak jest fighterem, więc do legionisty nie jest mu wcale tak daleko. Może jednak uda mu się zmienić "cesarza"?
Media nie są dobrym miejscem do sporów i ewentualnych rozliczeń. Sama Platforma czy szerzej – Koalicja Obywatelska - powinna podsumować i przeanalizować swoją pracę w ostatnich trzech kampaniach, bo tyle mieliśmy ich przy obecnie funkcjonującym zarządzie.
Skoro nie media powinny być platformą do sporów, to jak pan odczytuje wypowiedzi Jacka Jaśkowiaka? Tych pojawiło się zresztą
sporo – prezydent wspominał między innymi o tym, że obiecał pan 18 mandatów w Wielkopolsce, że partię trzeba odmłodzić.
Jeśli chodzi o nasz wynik, trzeba zaznaczyć, że zarząd regionu miał niewielki wpływ na listy wyborcze w województwie. Uważałem, że np. na południu, w okręgu kalisko-leszczyńskim była ona po prostu słaba i rzeczywiście straciliśmy tam mandat. Wcześniej mieliśmy tam czterech posłów, teraz mamy tylko trzech. Na zarządzie krajowym wstrzymałem się od głosu, kiedy podejmowano decyzję o jej kształcie. Myślę więc, że miałem dobry ogląd sytuacji w regionie, szkoda, że krajowe szefostwo partii nie posłuchało moich rad.
Prezydent Jaśkowiak mówi, że chciał pan, by Adam Szłapka startował z okręgu kalisko-leszczyńskiego. Gdyby ten scenariusz się ziścił – jego zdaniem – wynik w Poznaniu byłby jeszcze gorszy. Miało być 6-7 mandatów, a stanęło na 5.
Gdyby mnie posłuchano to, jak wspomniałem, obronilibyśmy na południu cztery mandaty. Nie chciałem nigdzie zsyłać posła Szłapki, postulowałem jedynie, by pozostał w swoim okręgu, gdzie działał przez cztery ostatnie lata i miał swoje biura. Oczywiście w Poznaniu powinniśmy zdobyć sześć mandatów, ale lewica znalazła się poza Koalicją Europejską.
Liderka waszej listy w Poznaniu Joanna Jaśkowiak też wbiła panu szpilkę. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" powiedziała, że wynik KO w Poznaniu byłby lepszy, gdyby Marcin Bosacki startował do Sejmu, a nie Senatu. To podobno była pana decyzja.
Gdyby każdy z nas miał lepszy wynik, w tym liderka listy, byłaby szansa na szósty mandat. Nie mam zamiaru polemizować z panią Joanną, ale Marcin Bosacki mógł oczywiście startować do Sejmu, wybrał jednak Senat. Nasza nowa posłanka nie jest członkinią Platformy, więc nie mogła mieć wpływu na nasze listy, a z partią łączy ją to, że w Warszawie zaoferowano jej „jedynkę”, choć ja proponowałem jej drugie miejsce.
Co w sobie ma Joanna Jaśkowiak, że udało się jej zauroczyć Grzegorza Schetynę?
Myślę, że brano pod uwagę jej wcześniejsze aktywności, wykorzystując mój wcześniejszy pomysł. Przypomnę, że to ja zaproponowałem start Joannie Jaśkowiak do Sejmiku z naszej listy, a kilka miesięcy później namawiałem, by powalczyła o mandat posłanki.
A może to Jacek Jaśkowiak wychodził "jedynkę" dla swojej byłej żony u przewodniczącego PO? Od dawna prezydent Poznania nie ukrywa, że ma bardzo dobre relacje ze Schetyną.
Tego nie wiem, jedno jest pewne: decyzję w tej sprawie podjął przewodniczący PO.
Tuż po ogłoszeniu wyników przegranych przez was wyborów Jacek Jaśkowiak zdecydowanie opowiedział się po stronie przewodniczącego. To było dość zaskakujące, bowiem nastroje w partii wskazują, że dojdzie do zmian w zarządzie PO. Prezydent postawił na złego konia?
Jako wieloletniemu przyjacielowi Grzegorza Schetyny, trudno mi krytykować ostatnie efekty polityczne wynikające z jego przywództwa. W tej kwestii wolałbym zachować naturalną powściągliwość. Uważam jednak, że mogliśmy lepiej poprowadzić centralną kampanię, szkoda, że nie była ona intensywniejsza. Pewnie dlatego chęć zmiany przewodniczącego jest dziś w Platformie dość powszechna, a Grzegorz Schetyna musi się liczyć z tego rodzaju nastrojami.
Pan – jak twierdzą politycy PO – co najmniej od kilku miesięcy nie zalicza się do grona "schetynowców". Podobno przewodniczący postanowił usunąć pana z grona najbliższych współpracowników w okolicach wyborów do Parlamentu Europejskiego.
Mój wpływ na decyzje centrali, poza głosem na zarządzie krajowym, zakończył się z początkiem stycznia i to była moja decyzja. Proponowałem wcześniej inną koncepcję przygotowań do jesiennych wyborów. Jeszcze w grudniu podjąłem ostatnią próbę, przedstawiając Grzegorzowi Schetynie cały program, który zakładał prowadzenie intensywnych działań od stycznia 2019 roku. Nie widziałem jednak żadnego zainteresowania ze strony centrali, choć w przeszłości współtworzyłem zwycięskie kampanie dla Donalda Tuska.
Kampania KO wyglądała na tle PiS mizernie. Panował chaos, Grzegorz Schetyna raził brakiem konsekwencji, a na końcu postanowił wyciągnąć z kapelusza Małgorzatę Kidawę-Błońską i ogłosić, że zostanie ona premierem. Jak zatem miała wyglądać pana koncepcja kampanii?
Akurat pomysł z Małgorzatą Kidawą-Błońską był bardzo dobry, choć część obserwatorów sceny politycznej twierdziła, że został zbyt późno ogłoszony. Moja koncepcja zakładała, że listy, jeśli chodzi o Platformę, miały być gotowe już w styczniu. Chciałem by kandydaci byli bardzo aktywni przez cały rok, a nie na dwa miesiące przed wyborami. Proponowałem też inną organizację pracy Biura Krajowego, korzystając z doświadczeń, jakie nabyłem kierując kilkoma firmami w przeszłości i wyprowadzając je z kłopotów.
A Platformę kto wyprowadzi z tych kłopotów? Ekipa 30- i 40-letnich polityków z Borysem Budką na czele czy raczej doświadczeni politycy tacy, jak Bogdan Zdrojewski?
Jest wielu chętnych do zastąpienia Grzegorza Schetyny, ale to wcale nie będzie takie łatwe. Jego dorobek jest znaczny – wyprowadził przecież Platformę z kłopotów, gdy ta w 2016 roku notowała poparcie na poziomie 12-13 procent, do tego zbudował Koalicję Europejską i Obywatelską. To spore zasługi przewodniczącego, więc nie wystarczy chcieć go zmienić, ale trzeba mieć przede wszystkim koncepcję programową i ideową partii na przyszłość. Tu nie jest łatwo o następców, bowiem do tego potrzeba ludzi dużego formatu intelektualnego, a nie tylko popularnych polityków. Pula nazwisk, które krążą na politycznej giełdzie jest spora, ale co i kiedy się wydarzy nadal pozostaje tajemnicą.
Czeka pan na powrót Donalda Tuska do polskiej polityki?
Gdyby Tusk się zdecydował na taki krok, byłoby to z pożytkiem dla nas wszystkich. Dziś jednak wiele wskazuje na to, że jego kariera będzie się rozwijać zagranicą, jako przewodniczącego EPP. Sam jestem ciekaw, jak potoczą się jego dalsze losy, tym bardziej, że wybory w EPP odbędą się już pod koniec listopada. Niemniej Donald Tusk byłby bardzo silnym kandydatem na prezydenta, choć podejrzewam, że wtedy PiS użyłby nieetycznych metod do walki z jego osobą. Nienawiść Jarosława Kaczyńskiego w tym przypadku ma podłoże nie tylko polityczne, ale i prywatne.
Jeśli nie Tusk na prezydenta, to kto? Małgorzata Kidawa-Błońska? A może samorządowcy? Są Hanna Zdanowska, Jacek Jaśkowiak...
Samorządowcy nie powinni porzucać swojej pracy w rok po objęciu władzy, mogłoby zostać to źle odebrane nie tylko w ich miastach. Natomiast Małgorzata Kidawa-Błońska jest bardzo dobrą propozycją personalną, a dodatkowo osobą, która może trafić do mieszkańców mniejszych miejscowości. Sam jestem ciekaw, jakie opcje zwyciężą w kierownictwie Platformy. Oczywiście gdyby jednak Donald Tusk zdecydował się na start, wszystkie inne scenariusze można by uznać za nieaktualne.
Wróćmy jednak do naszego fyrtla. Co się w najbliższym czasie wydarzy w Wielkopolsce? Tylko Jacek Jaśkowiak jest żądny rozliczeń i zmiany szefa w regionie?
Poza jego wypowiedziami nie otrzymuję żadnych sygnałów. Jacek Jaśkowiak jest w wielkopolskiej strukturze Platformy moim zastępcą i to z mojej rekomendacji. Odebrałem więc jego publiczne wypowiedzi z przykrością. Gdybym usłyszał je na posiedzeniu naszego zarządu, uznałbym to za naturalne zachowanie. Ktoś kiedyś powiedział, że lojalność nie jest ulubionym wątkiem prezydenta w twórczości Jacka Kaczmarskiego.
Może dziś mszczą się na panu sytuacje, w których wspólnie z Jackiem Jaśkowiakiem wycinaliście z list przed wyborami samorządowymi radnego Tomasz Lipińskiego i ówczesnego szefa poznańskich struktur PO Bartosza Zawieję. Ten drugi najpierw wyleciał z listy do Sejmiku, a niedawno do Sejmu.
Tomasz Lipiński wyciął się sam, wypowiadając się dla telewizji PiS-owskiej w sposób niezwykle krytyczny o Jacku Jaśkowiaku i to na progu kampanii wyborczej. Czy gdyby dostał się do rady, byłby lojalny wobec prezydenta? Myślę, że nie. Z kolei Bartosz Zawieja bronił po prostu obecności dotychczasowych radnych na listach.
To dlatego Zawieja zniknął także z listy do Sejmu?
Tak zadecydował Grzegorz Schetyna. Na zarządzie krajowym broniłem Zawiei, uważałem, że dalsze miejsce na liście dla niego, nie będzie działać na szkodę partii. To doświadczony i pracowity polityk, który całe swoje dorosłe życie poświęcił Platformie, jestem więc przekonany, że powalczyłby o dobry wynik. Szkoda mi było tej kandydatury.
Do gry wrócił za to były europoseł i były szef poznańskiej PO Filip Kaczmarek, który przejął po Joannie Jaśkowiak mandat radnego Sejmiku. To dobre miejsce dla "bohatera" afery mieszkaniowej, o której wielokrotnie pisaliśmy?
Biografia Filipa Kaczmarka jest pełna dobrych kart. Przecież przez 10 lat był jednym z najlepszych eurodeputowanych, w każdym rankingu zajmował czołowe miejsca, zajmując się tak ważnymi tematami jak demokracja w państwach trzeciego świata. To, że odkupił mieszkanie od kogoś kto uzyskał dużą bonifikatę nie jest naganne, jeżeli transakcja zawarta była na poziomie wartości rynkowej. Przypomnę, że Filip Kaczmarek wycofał się na kilka lat z dużej polityki, jeśli teraz wraca do Sejmiku, to w mojej ocenie samorząd województwa tylko na tym zyska.
Wybiegając już nieco w przyszłość, kto pana zdaniem będzie waszym kandydatem na prezydenta Poznania?
Być może Jacek Jaśkowiak będzie chciał kontynuować swoją misję.
Mówił, że interesują go tylko dwie kadencje.
Jest sporo ciekawych nazwisk w Platformie, rozpoczynając od Mariusza Wiśniewskiego. Mamy jeszcze cztery lata, więc musimy aktywność wszystkich ujawniających takie ambicje dokładnie obserwować.
Czy dobrymi kandydatami byliby Joanna Jaśkowiak lub były doradca Jacka Jaśkowiaka, a dziś wiceprezes Poznańskich Inwestycji Miejskich Marcin Gołek?
Nie rozważam takich wariantów.
A jak ocenia pan pierwszy rok drugiej kadencji Jacka Jaśkowiaka? Radni KO mówią, że prezydent znów nie zajmuje się miastem.
Na pewno wpływ na takie postrzeganie prezydenta miały jego problemy zdrowotne, ale wszystkie najważniejsze inwestycje, obiecywane jeszcze w pierwszej kadencji, ruszyły. Myślę, że miasto za cztery lata będzie w dużym stopniu zmienione, bardziej niż po pierwszej kadencji.
Pojawi się filharmonia, którą obiecywaliście w kampanii wspólnie z Joanną Jaśkowiak?
Czy będzie ukończona? Nie wiem, natomiast mam nadzieję, że będzie budowana. Wiele zależy od tego, czy konkurs na projekt zostanie rozstrzygnięty w odpowiednim czasie. Jeśli jego wynik zadowoli komisję, będziemy musieli się zająć finansowaniem, mam nadzieję, że przy współudziale państwa i ministerstwa kultury. Sam marszałek, który jest inwestorem, nie będzie w stanie udźwignąć tak ogromnych wydatków. Jestem niezwykle zadowolony z decyzji marszałka Marka Woźniaka, że chce ruszyć z inwestycją i miasta, które chce przekazać teren pod budowę, tym bardziej, iż zabiegam o nią od wielu lat. Na temat budowy filharmonii rozmawiałem jeszcze z prezydentem Ryszardem Grobelnym.
Lokalizacja, czyli stadion Szyca, wzbudziła jednak pewne kontrowersje. Miejscy aktywiści uważają, że powinien tam powstać park.
Nie przekonują mnie ich argumenty, bo filharmonia może i powinna być zanurzona w zieleni. To świetne miejsce na uprawianie muzyki. Poznań jest miastem chórów, Wieniawskiego, Nowowiejskiego, Stuligrosza, ma wspaniałe muzyczne tradycje, dlatego brak siedziby filharmonii z prawdziwego zdarzenia był przez lata dla miłośników muzyki bardzo dotkliwy.
Skoro pan mówi, że Poznań jest miastem muzycznym, dlaczego miasto chce odebrać 700 tys. zł na organizację popularnego festiwalu Ethno Port?
Jak to słyszę, ogarnia mnie złość. Uważam, że to byłby fatalny scenariusz. Jeśli budujemy obraz
Poznania jako miasta równości, tolerancji, miejsca, gdzie w szkołach odbywają się zajęcia antydyskryminacyjne, to Ethno Port jest jego częścią, jako wydarzenie, gdzie ma miejsce spotkanie różnych kultur. Odbieranie pieniędzy takiemu festiwalowi to więcej niż błąd, to zbrodnia. Będę apelował do radnych miejskich, by absolutnie tę pozycję w budżecie przywrócili.
Władze miasta mówią, że cięcia to wina PiS, bo samorządy dostaną po kieszeni m.in. po wprowadzeniu zerowego PIT-u dla młodych.
Są inne obszary, gdzie można ciąć wydatki. Takie wydarzenia jak Ethno Port budują markę Poznania nie tylko w Polsce, ale i Europie. Odbieranie finansowania kulturze jest objawem ograniczonego, czysto technokratycznego myślenia, zgodnie z którym najłatwiej dokonuje się oszczędności na projektach miękkich, a nie inwestycjach strukturalnych. Nie wolno tego robić.