Pyry - od zwykłej ozdoby po symbol Wielkopolski
Dzisiaj są nierozerwalnie kojarzone z Wielkopolską. Żeby tak się jednak stało, musiało minąć ponad 300 lat. W przeszłości pyry odegrały dużą rolę w rozwoju regionu, który dziś określa się mianem... Pyrlandii. I tak już zapewne pozostanie.
Nazwa Pyrlandia to już tradycja. Żeby ją uzyskać, trzeba było czymś się wyróżnić w stosunku do innych regionów. Ponadto takie nazwy tworzą się z jakiegoś powodu. A powód był taki, że w Wielkopolsce był duży areał upraw ziemniaka i tak ugruntowała się Pyrlandia. - Przecież to nie wzięło się tylko z tego, że tutaj ziemniak nazywa się pyrą - nie ma wątpliwości Witold Przybył, który od lat ma gospodarstwo rolne.
Mówimy Wielkopolska - myślimy Pyrlandia. Jedno określenie bez drugiego nie istnieje. Jedno jest praktycznie synonimem drugiego. Wiedzą o tym nie tylko Wielkopolanie, ale również mieszkańcy pozostałych regionów Polski. Wielkopolska w przeszłości była uznawana za „zagłębie ziemniaczane”, gdzie pola uprawne z tą rośliną można było zauważyć prawie na każdym kroku. I chociaż od kilkunastu lat Wielkopolska nie jest już potentatem w produkcji ziemniaków, a nawet dała się wyprzedzić innym regionom Polski, to nazwa Pyrlandia przylgnęła do niej prawdopodobnie już na stałe.
Peru czy początki polszczyzny?
Pyra - tradycyjne wielkopolskie określenie ziemniaka, które jednoznacznie kojarzone jest z Wielkopolską. Do dzisiaj jednak nie wiadomo, jakie były początki tego określenia.
- Jest to raczej słowo pierwotne, niezapożyczone z innego języka. Ma trochę wspólnego z różnymi słowami podobnymi, wśród których można byłoby szukać jego pochodzenia. Mianowicie są takie czasowniki polskie jak: pyrkać, perkać czy perkotać. Na pewno jednak słowo „pyra” jest typowo wielkopolskie
- wyjaśnia profesor Tadeusz Zgółka, językoznawca z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu.
Dlaczego warto jeść ziemniaki?
Źródło: Agencja TVN / x-news
Profesor dodaje również, że „pyra” znana jest już od dawna. Była wpisana nawet do jednego z warszawskich słowników języka polskiego z początków XX wieku. A dzisiaj traktowana jest w całej Polsce jako regionalizm. - Nie ma w nim jednak żadnego negatywnego znaczenia czy złego oceniania poznaniaków. Być może, co najwyżej, wykorzystuje się je trochę żartobliwie - przekonuje prof. Tadeusz Zgółka.
Jednocześnie opowiada, że słowo „pyra” mogło powstać w okresie początków polszczyzny, kiedy nasz język dopiero się kształtował. Inne światło na pochodzenie tego określenia rzuca jednak doktor Jan Miłosz, historyk gospodarki z UAM.
- Krajem macierzystym ziemniaka było Peru. I stąd wzięły się poznańskie pyry, od zniekształcenia miejsca pochodzenia ziemniaka - tłumaczy doktor Miłosz.
Najpierw były ozdobami
Ziemniaki są jedną z tradycyjnych polskich potraw. Wiele osób nie wyobraża sobie bez nich obiadu. Wielu może się też wydawać, że ta roślina jest w Polsce „od zawsze”. W praktyce jednak jej historia jest dość krótka. Pyry dotarły nad Wisłę dopiero na przełomie XVII i XVIII wieku, przede wszystkim z Niemiec. Początkowo pojawiły się na Pomorzu i właśnie w Wielkopolsce. Do Polski przynieśli ją polscy magnaci, którzy podróżowali po Europie w XVII wieku. A w przypadku Wielkopolski dużą rolę odegrali również bambrzy, którzy byli osadzani na naszym terenie. Ciekawostką jest fakt, że początkowo ziemniaki były wykorzystywane... jako roślina ozdobna. Polacy nie zdawali sobie sprawy z tego, że jest ona jadalna.
- Przekonali się o tym dopiero w połowie XVIII wieku, gdy w Prusach król Fryderyk I swoim edyktem zainicjował kampanię sadzenia ziemniaków w związku z możliwością łatwiejszego zdobycia pożywienia - opowiada dr Jan Miłosz.
Od tego czasu popularność pyr w Wielkopolsce i całym kraju szybko rosła. W XVIII wieku ziemniaki stały się już podstawą diety wielu Polaków. Przyczyny takiego stanu rzeczy były bardzo proste - ziemniaki można było dość łatwo uprawiać w dużych ilościach.
- Ziemniak pozwolił społeczeństwom europejskim i Polakom pod zaborami uzyskać dostęp do dużej ilości w miarę taniego pokarmu. Symbolem tego wyżywienia jest Irlandia, która w XIX wieku oparła swoją dietę na ziemniaku. A kiedy pojawiła się w tym kraju zaraza ziemniaczana, to Irlandia miała do czynienia z wielkim głodem
- mówi dr Miłosz.
W XIX wieku ziemniaki stały się popularne już nie tylko w Wielkopolsce, ale również w Galicji, Kongresówce, a później także w zachodnich guberniach Cesarstwa Rosyjskiego. To wtedy też powoli zaczął budować się mit Wielkopolski jako ziemniaczanej ziemi obiecanej. A wpływ na to miała bardzo duża ilość uprawianych ziemniaków w tym regionie. To jednak wynikało nie tylko z potrzeb Wielkopolan, ale przede wszystkim z powodu... Niemiec.
- Wielkopolska i prowincja poznańska były spichlerzem dla Berlina. Uprawa ziemniaków oraz produkcja innych roślin, warzyw i mięsa dla stolicy Prus była jednym z podstawowych zadań - wyjaśnia dr Jan Miłosz.
Istotne znaczenie dla rozwoju uprawy ziemniaków w Wielkopolsce miało również uwłaszczenie tutejszych chłopów, do którego doszło właśnie w XIX wieku. Dzięki temu chłopi zaczęli uprawiać jeszcze większą ilość ziemniaków, które służyły im nie tylko do wyżywienia siebie, ale także jako pasza do karmienia trzody chlewnej czy bydła. Co więcej, pyry wykorzystywano także do tworzenia... spirytusu. Naturalnym było to, że przy majątkach ziemskich niektórych Wielkopolan znajdowały się również gorzelnie.
Chociaż może wydawać się to zaskakujące, rola pyr w historii Wielkopolski i Europy jest naprawdę istotna. - W XIX wieku ziemniaki pozwoliły na szybki wzrost populacji w Wielkopolsce i Europie. Dały podstawę żywieniową do rozwoju społecznego - nie ma wątpliwości dr Miłosz.
Symbol PRL-owskiej propagandy
Znaczenie ziemniaków było także istotne w XX wieku. A po II wojnie światowej, kiedy w Polsce nastały rządy komunistyczne, pyry były również oczkiem w głowie ówczesnych władz. Wykorzystywano je nawet... w celach propagandowych w walce między socjalistycznym Wschodem a kapitalistycznym Zachodem i Stanami Zjednoczonymi.
- W latach 40. i 50. władze komunistyczne prowadziły kampanie antystonkowe. Głównym wrogiem Polski była wtedy stonka ziemniaczana, rzekomo zrzucana przez Amerykanów na polskie pola uprawne.
Ta stonka miała być obrazem imperializmu amerykańskiego, który czyha na polskie stoły, na polskiego ziemniaka i nie pozwala jeść Polakom do syta - śmieje się dr Jan Miłosz.
Propaganda antystonkowa na trwałe zapisała się w historii Polski. Plakaty z tym zwierzęciem i hasła o nikczemnych działaniach Stanów Zjednoczonych były elementem ówczesnej rzeczywistości. Jednak był to również okres, kiedy uprawa ziemniaków w Polsce, a przede wszystkim w Wielkopolsce, zaczęła gwałtownie rosnąć. Jeszcze w latach 50. w całym kraju zbierano około 30 mln ton ziemniaków, podczas gdy na przełomie lat 60. i 70. było to już około 50 mln ton. Wielkopolska w tym okresie, chociaż była w czołówce regionów, w których uprawiano ziemniaki do celów spożywczych, nie była jednak pod tym względem liderem. Region przodował za to pod względem uprawy ziemniaków do produkcji przemysłowej, czyli np. do wytwarzania krochmalu, płatków ziemniaczanych, puree oraz innych przetworów ziemniaczanych.
Ogromna liczba ziemniaków uprawianych w całej Polsce była również ogromnym wyzwaniem, by je zebrać. Dlatego też władze PRL w końcu doszły do wniosku, że w tradycyjnych corocznych wykopkach powinna uczestniczyć także młodzież. Jednym z symboli lat 70. i 80. stały się tłumy uczniów, które były zwożone na pola uprawne w całej Polsce, by pomagać przy zbieraniu ziemniaków.
- Jeżeli pogoda dopisywała, to jechaliśmy na pole zbierać pyry. Skoro nie było lekcji, traktowaliśmy to jak wycieczkę i rozrywkę. Na całym świecie młodzież się cieszy, jeśli nie musi iść do szkoły i robi coś innego. Nikt nie stał z batem i nas nie poganiał, choć jeśli trafiliśmy na brzydką pogodę, to już nie było przyjemnie - wspomina Witold Przybył.
I dodaje: - To była jednak jedyna metoda, by te duże uspołecznione gospodarstwa mogły zebrać plony, bo wtedy nie było maszyn. A jeśli już były, to w niewielkiej liczbie i awaryjne. Podstawą był właśnie zbiór ręczny.
Z kolei dr Jan Miłosz opowiada: - Z punktu widzenia młodzieży wykopki były dodatkowymi wakacjami, mimo tego, że przecież pracowaliśmy. Z punktu widzenia gospodarki to była darmowa siła robocza liczona w setkach tysięcy osób, które musiały zebrać te ziemniaki. Dzięki temu mogliśmy jednak dodatkowo zaopatrzyć swoją rodzinę w pyry. Ponadto byliśmy nastawieni na to jak na integrację w grupie rówieśniczej. Mogliśmy też posmakować pracy w polu.
Witold Przybył, opowiadając o okresie PRL, zwraca uwagę, że ziemniaki pozwalały w tamtym okresie łatwo wyżywić rodzinę i zwierzęta. Podkreśla również dużą liczbę gorzelni, które były obecne w większych miejscowościach. To wszystko, jak mówi, napędzało koniunkturę oraz zapotrzebowanie na pyry.
- Rynek zbytu był duży. Ponadto w Wielkopolsce nie mamy dużej ilości pierwszej i drugiej klasy ziemi. Raczej jest to piąta i szósta klasa, a ziemniak jest najlepszą rośliną na te słabe ziemie
- opowiada.
Koniec ekspansji
Produkcja ziemniaków w Polsce zaczęła spadać na przełomie lat 80. i 90. Przez kolejne lata zbierano coraz mniej pyr, aż w końcu kilka lat temu wielkość zbiorów w końcu się ustabilizowała. Na znaczeniu straciła jednak również Wielkopolska.
- Hasło Pyrlandia w kontekście Wielkopolski trochę się zdewaluowało. Nadal jesteśmy w czołówce województw pod względem uprawy, ale nie jesteśmy liderem - mówi Kornel Pabiszczak z Wielkopolskiej Izby Rolniczej.
Jednocześnie podkreśla, że spadek uprawy ziemniaków w całym kraju wynika głównie z tego, że Polacy rzadziej jedzą tę roślinę.
- Jako społeczeństwo jesteśmy na wyższym poziomie zasobności niż 30 lat temu, więc nasza dieta jest na tyle urozmaicona, że nie musimy już bazować tylko na ziemniaku. Zastępujemy go np. większą ilością innych warzyw, więc pyry nie stanowią już tak wielkiego zainteresowania - wyjaśnia Kornel Pabiszczak.
Inną z przyczyn mniejszej popularności ziemniaków jest fakt, że nie są już one tak często stosowane jako pasza dla zwierząt. Ponadto wielu rolników zdecydowało całkowicie z uprawy ziemniaków, która obecnie wymaga dość dużych nakładów finansowych zarówno na założenie plantacji, jak i jej pielęgnację. W przypadku spadku uprawy pyr w Wielkopolsce istotne są również względy gospodarcze.
- Jeśli mówimy np. o ziemniakach przeznaczanych na frytki, to w tym specjalizują się duże gospodarstwa, które są zlokalizowane głównie poza Wielkopolską.
Tego typu uprawy cieszą się dużym powodzeniem w województwie dolnośląskim, pomorskim oraz zachodniopomorskim. Wielkopolska nie jest już rejonem koncentracji produkcji ziemniaka na wszystkie obowiązujące kierunki tak jak jeszcze kilkanaście lat temu - tłumaczy Kornel Pabiszczak.
Ziemniaczany biznes
Spadek zainteresowania pyrami w całej Polsce nie oznacza jednak, że nie cieszą się one popularnością. A najlepszym przykładem na ich ciekawe wykorzystanie jest poznański Pyra Bar, w którym większość potraw, jak sama nazwa wskazuje, oparta jest na pyrach. Pierwsza taka knajpa została założona w 2009 roku przy ul. Strzeleckiej przez Mikołaja Janowskiego.
- Pomysł z pyrami to była intuicja. Narodził się samoistnie w głowie. Jednak wiadomo też, że zawsze dobrze jest być rozpoznawalnym i oryginalnym. Poza tym w tamtym okresie rynek gastronomiczny rósł bardzo powoli. Jeśli zrobilibyśmy wtedy kółko w obrębie 500 metrów od naszej restauracji, to prawdopodobnie bylibyśmy samotną wyspą, a teraz tych knajp w promieniu 500 metrów byłoby pewnie kilkadziesiąt - opowiada Mikołaj Janowski.
I przyznaje, że w pierwszych latach musiał włożyć bardzo dużo pracy, by rozwinąć knajpę.
- Musieliśmy się bardzo mocno nagimnastykować, żeby to wszystko spiąć. Nie wiem, czy w dzisiejszych czasach rynek wybaczyłby nam różne zawirowania. W jakiś sposób jednak urośliśmy, choć początki były trudne. Obecnie trzeba być bardziej zdecydowanym na konkretny target i mieć przemyślany plan.
Cała wiedza o ziemniakach
Źródło: Telewizja NTL / x-news
Mikołaj Janowski nie ukrywa również, że w ostatnich 2-3 latach rozwój firmy wyhamował, choć nadal nie może narzekać na klientów. Mniejsza liczba uprawianych ziemniaków w Wielkopolsce przez długi czas dawała o sobie znać nawet w jego restauracji.
- Mieliśmy duży kłopot, żeby znaleźć dobrego ziemniaka i długo szukaliśmy. Zależy nam na pyrze dobrej jakości, więc współpracowaliśmy z różnymi producentami. W końcu znaleźliśmy jednak swojego rolnika
- mówi Mikołaj Janowski.
Prof. Tadeusz Zgółka uważa, że poznaniacy powinni być dumni ze swojej „pyry” . - Od jakiegoś czasu jest tendencja, by używać regionalizmów i pokazywać, że jesteśmy oryginalni pod tym względem. Do użycia wróciła przecież „bana” czy „bimba” i to się w ostatnim czasie bardzo rozpowszechniło. W poznańskich restauracjach prawie wszędzie znajdziemy przecież pyry z gzikiem.