Pusty grób symbolizuje Wielkanoc, na grobie syna ciągle leży kamień...
Wracamy do tajemniczej śmierci Sebastiana. Matka przez 12 lat nie wiedziała, że jej syn zginął. Zagadkowe pozostają przyczyny tej tragedii. Chłopak wyznał matce, że chce sprzedać nerkę.
Prądnik Czerwony. Cmentarz komunalny w Krakowie-Batowicach. To tutaj na końcu alejki 7D pochowane są anonimowe, nieznane osoby. Już z daleka widać las identycznych, drewnianych krzyży wbitych nad bezimiennymi, ziemnymi mogiłami. Na każdym z nich mała tabliczka, która informuje o dacie znalezienia ciała.
Krystyna Ślęzak wolno idzie wzdłuż alejki. To pierwszy raz, gdy stanie nad mogiłą syna. Towarzyszymy jej w tej trudnej chwili. W odległości kilkunastu kroków przysiada na drewnianej ławeczce.
Widać, że jest zdenerwowana, jakby bała się tego, co za chwilę zobaczy. Po chwili wstaje i idzie dalej. Jej wzrok zatrzymuje się na jednym grobie. Mała tabliczka informuje, że tutaj leży NN - mężczyzna. Zmarł 27. X. 2004 roku. To tutaj. Kobieta zamiera w bezruchu. Jej ciałem wstrząsa spazmatyczny płacz:
- Boże, synku, co oni Ci zrobili, Sebastianku, dziecko drogie - wydusza z siebie.
- To nie powinno tak być, matka nie powinna grzebać syna, matki powinny odchodzić wcześniej - szlocha.
Kobieta układa na grobie przyniesione kwiaty, znicze, koszyczek wielkanocny, w nim baranek, kurczątko, zajączek. Na krzyżu przywiesza tabliczkę o treści: ,,Sebastian Jurek, zm. 27.X.2004 roku. Żył tylko 16 lat”.
Pani Krystyna: Ktoś chce za wszelką cenę, by prawda o śmierci Sebusia nie została odkryta
Długo jeszcze 56-latka stoi nad grobem, gdzie ciszę przerywa tylko jej płacz i powiewające szarfy na żałobnym wieńcu z napisem „Kochanemu Sebastiankowi: mama i bracia”.
Ofiara handlu organami?
Pani Krystyna pamięta, że kiedy ostatni raz rozmawiała z synem, mówił jej, że chce sprzedać nerkę. Miał za nią dostać 100 tys. zł. Musiał tylko pojechać do Krakowa. Koledzy, którzy go do tego namawiali, obiecywali złote góry.
- Błagałam go, żeby tego nie robił, obiecał, że nie pojedzie… nie posłuchał - wzdycha kobieta.
Kobieta wciąż przed oczami ma wstrząsające zdjęcia z sekcji zwłok. Ciało znaleziono przy torach, przejechał po nim pociąg.
- Dobrze, że usiadłam, gdy mi je pierwszy raz pokazano, bo zrobiło mi się słabo. Nie uwierzę, że Sebastian popełnił samobójstwo - dodaje łamiącym się głosem.
Kobieta ma wszystkie nazwiska osób, z którymi syn miał się kontaktować w sprawie nerki. Boi się, że nie uda jej się rozwiązać zagadki śmierci jej syna. Zaczyna brakować jej pieniędzy na adwokata. Od czerwca sprawa pochłonęła już 5 tys. zł, tak naprawdę nie ruszyła z miejsca.
- To jest jedno wielkie matactwo, walka z wiatrakami, komuś zależy, by sprawcy nie zostali wykryci - podkreśla.
Dziennikarz jednej ogólnopolskich gazet, który interesował się tą historią, po pewnym czasie zadzwonił do niej: Odpuszczam to dla swojego dobra - miał jej powiedzieć.
Na przesłuchaniu policjant zeznał, że nie mógł się dodzwonić na numery telefonów, które zostały znalezione przy zwłokach, ponieważ nie było podanych... numerów kierunkowych. Ale oprócz numerów był jeszcze adres matki chłopca.
- Przegram tę sprawę, zabili mi dziecko i na tym koniec - płacze kobieta.
Franuś, Łysy i Śrubka
Artur, najstarszy syn pani Krystyny, ksywka Łysy, bo nie grzeszy czupryną, najmłodszy - Filip - Śrubka, bo wszędzie się umie wkręcić. Sebastian to był Franuś.
- Dobrych chłopaków wychowałam - podkreśla pani Krystyna.
To były lata 90-te. Artur, Filip i Sebastian wracają ze święconką z kościoła. Mają po kilka lat. Po drodze stają się głodni. Siadają na skwerku i pałaszują wszystko, co jest w koszyczku. Do domu przynoszą tylko sól, chrzan i wodę święconą.
- Chłopcy, co się stało? Gdzie reszta? - pyta zdziwiona pani Krystyna.
- Mamusiu, nie gniewaj się - mówią, podając jej pusty koszyk.
Pani Krystyna: Wielkanoc to pusty grób. Dla mnie teraz grób Jezusa ma inicjały NN
- Tak było fajnie, jak miałam ich wszystkich przy sobie - uśmiecha się kobieta na tamte wspomnienia.
Do dziś z pokoju Sebastiana nie została zabrana ani jedna rzecz. Wydaje się, jakby chłopak wyszedł z niego wczoraj.
- Póki żyję, nie dam nic stąd ruszyć - nadmienia pani Krystyna, kryjąc szybko twarz w dłoniach.
- Moja mama zawsze mówiła, że nie należy płakać po zmarłym, bo on musi dźwigać wiadra z naszymi łzami, ale się nie da. Gorycz jest tak wielka - szlocha kobieta. - Niedługo zabiorę syna w rodzinne strony, tym żyję. Zrobię mu porządny pogrzeb, postawię pomnik.
Za dwa dni Wielkanoc. W kościele będzie pusty grób.
- A na moim grobie ciągle leży kamień - wzdycha.