Puste ławy, puste słowa [komentarz]
Wczoraj w Sejmie trwała debata o Centrum Zdrowia Dziecka. Na sali - kilkunastu posłów. Ławy, w których zasiadają posłowie z PiS, były puste.
Warto przypomnieć, że kiedy PiS było opozycją, premier Beata Szydło zarobki pielęgniarek uznawała za skandaliczne, a warunki ich pracy za niedopuszczalne. Teraz „gdyby miała spotykać się ze wszystkimi, którzy o to proszą, zabrakłoby doby”.
Pielęgniarki wciąż strajkują, pouczane przez rząd, że nie godzi się odchodzić od łóżek. Jak widać, ten szantaż emocjonalny już nie robi na nich wrażenia. Dlaczego? Bo - o czym coraz wyraźniej mówią - po raz pierwszy szykują się do wielkiego ruszenia na system, który oszukiwał je wielokrotnie.
Wciąż kojarzymy pielęgniarki ze średnim personelem, który ma pomagać lekarzom. Tak nie jest. Pielęgniarka musi ukończyć studia, a znajomość aparatury, z jaką ma do czynienia, wymaga intelektualnego wysiłku. Pielęgniarka na dyżurze ma pod opieką nawet dwudziestu pacjentów. Musi być uważna, gdy podaje leki. Żeby opłacić czynsz, musi pracować nawet 300 godzin. Nie może wziąć urlopu z powodu wypalenia zawodowego, choć wielozadaniowość i przepracowanie zużyły ją jeszcze przed czterdziestką. Jednak ze względu na silne sfeminizowanie tego zawodu, jego XIX-wieczne tradycje, naturalną skłonność do poświęcania się kobiety, która decyduje się pomagać o każdej porze dnia i nocy, pielęgniarka ciągle brzmi jak szatniarka. Nie jest pełnoprawnym zawodem, za poważne wynagrodzenie, lecz jest jak kwiatek do kożucha pańci i z nim czy bez - jakoś to będzie. Otóż nie będzie.
Jest coraz mniej pielęgniarek, a te, które się uczą, robią to z myślą o emigracji. Pielęgniarki się starzeją, a te, które spodziewają się pracować do 67 roku życia, nie spodziewają się dożyć tego wieku, gdyż pracują za ciężko.
Rząd to wie. A mimo to nie było i nie ma żadnej debaty z pielęgniarkami. Wczorajsze puste ławy sejmowe pokazały, że nie ma też komu rozmawiać o pielęgniarkach.