Pułkownik ,,Ryś" doczekał się wizyty wojskowych z USA i Polski
- Czekałem na tę wizytę kilkadziesiąt lat - mówi wzruszony płk Jan Kudła pseudonim ,,Ryś", którego odwiedzili wojskowi armii USA i Polski na czele z płk. Christopherem Norrie oraz wojewoda Władysław Dajczak.
Ostatni dzień stycznia, dziesiąta rano. Pod dom pułkownika Jana Kudły pseudonim ,,Ryś” podjeżdża kolumna samochodów. Na zaśnieżoną ulicę wysiadają polscy i amerykańscy wojskowi oraz wojewoda lubuski.
W swoim domu czeka na nich legendarny ,,Ryś”. Weteran walk m.in. w Normandii, a potem dowódca WiN na Wielkopolskę. Jest z nim jego syn Józef, zwany ,,Cieniem Rysia” i rodzina. Pierwszy do domu wchodzi płk Christopher Norrie, dowódca 3 Pancernej Brygadowej Grupy Bojowej, której żołnierze stacjonują m.in. w Żaganiu. W ręce trzyma podarunek dla pułkownika Jana Kudły. To pamiątkowy medal ,,Żelaznej brygady”.
Przy drewnianym stole siadają amerykańscy i polscy żołnierze, wojewoda oraz rodzina pułkownika.
- Czekałem na taką wizytę kilkadziesiąt lat - mówi Jan Kudła i w trzęsących się ze wzruszenia dłoniach trzyma pamiątkowy medal. - Wiem, że symbolizuje siedem amerykańskich brygad pancernych. Właśnie z tymi jednostkami walczyłem w czasie II wojny światowej na froncie zachodnim.
Na stole stoi upieczony specjalnie na tę okazję tort metrowiec. Do picia jest kawa, herbata i soki. Pomiędzy pułkownikami Norrie i Kudłą siedzi wnuczka tego drugiego. Dziś jest tłumaczem z angielskiego na polski. Rozmawiają ponad dwie godziny. Pułkownik Kudła rozpoczyna swoją opowieść.
Wszystko zaczęło się 10 lutego 1940 r. w Wiśniowczyku (dawne woj. tarnopolskie). Tego dnia, wraz z rodzicami, został deportowany na Syberię. W listopadzie 1941, po amnestii sowieckiej, Jan Kudła opuścił rodzinę i jako ochotnik zgłosił się do formującego się wojska polskiego, pod dowództwem generała Andersa. Trafił do 7. dywizji, z którą udał się do Iranu.
Potem był Irak i Palestyna. W lipcu 1942 trafił do jednostki eskortującej drogą morską jeńców wojennych z Południowej Afryki do Kanady. W końcu, w październiku 1942 r. dotarł do Szkocji. W czerwcu 1944 r. brał udział w lądowaniu w Normandii.
- Lądowałem w trzeciej fazie ataku ciężkich jednostek pancernych w Normandii - mówi Jan Kudła. - Widziałem straszne rzeczy. Śmierć, cierpienie i łzy, ale wojna to wojna. Nie ma zmiłuj!
Największą bitwą, w której brał udział, było starcie w sierpniu 1944 r. pod Falaise we Francji. Była to najważniejsza bitwa II wojny światowej, w której brały udział jednostki Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Oczywiście oprócz Bitwy o Anglię.
Żołnierze 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka i alianci rozgromili tam wojska niemieckie. Szlak bojowy pułkownika Kudły prowadził dalej przez Belgię i Holandię. Zakończył się w niemieckim Wilhelshaven.
W 1946 r. wyjechał do Polski z korespondencją dla dowódcy okręgu “Wolność i Niezawisłość” (WiN). Po dostarczeniu poczty, został mianowany dowódcą WiN-u rejonu Wielkopolska. W 1951 r. w wyniku wpadki został aresztowany przez UB w okolicach Gorzowa.
- Gdyby wiedzieli kogo złapali, dziś bym tu z wami nie rozmawiał - mówi Jan Kudła.
Wtedy po raz pierwszy trafił do Zielonej Góry. Niestety nie do swojego domu, a do aresztu śledczego przy ul. Wazów. Kolejne lata spędził w więzieniach. Zwolniono go dopiero na mocy amnestii w 1956 r. W latach 90-tych dostał odszkodowanie, za które kupił dom w Zielonej Górze. Jesteśmy przed wejściem do niego.
- Po prawej stronie stoi dom mojego ojca kryptonim ,,Ryś” - pokazuje nam jego syn Józef. - A tu po lewej ja postawiłem swoją skromną chałupę. W konspiracji zwany byłem ,,Cieniem Rysia”. I dobrze się stało, że dziś mój dom stoi w cieniu willi mojego ojca.
Dodajmy, że 92-letni Jan Kudła dochował się ósemki dzieci, ponad trzydziestki wnucząt. A prawnuków nie jest w stanie się już nawet doliczyć.