Ekantor.pl Falubaz pokonał gości z Grudziądza 55:35 i zapewnił sobie miejsce w czołowej czwórce. Niedzielny wieczór miał ciekawe momenty.
Po bardzo mocnym otwarciu i trzech biegach wygranych podwójnie można było przypuszczać, że gospodarzy czeka spacerek z kijkami. Biegi II, III i IV były popisem Krystiana Pieszczka (10 pkt.), który pokazał, że ma nie tylko dobry sprzęt, ale także sporo umiejętności i dobrze odczytuje warunki na zielonogórskim torze. Cóż, po euforii był też zimny prysznic, bo rywale wygrali VIII i IX wyścig i zniwelowali straty do sześciu „oczek”.
- Wszystkie spotkania u nas właśnie tak się układały. Szło, szło równo, a później końcówkę mieliśmy taką, jak to zwykle mamy. Tak to jest. Goście przyjeżdżają, kiedy tor jest jeszcze trudny do walki i decyduje głównie start. Później, kiedy to wszystko się już porozsypuje i wiadomo, co, gdzie i jak gospodarz potrafi to szybciej wykorzystać. Dziś Pieszczek zrobił nam dobrą robotę, bo wygrał trzy biegi bardzo szybciutko. Co będę się tłumaczył, że nie wygrywamy od początku. Nudno by było - ocenił Mark Cieślak. - Byliśmy dziś troszkę zdenerwowani, bo ten mecz stawiał kropkę nad „i” w kontekście naszego udziału w play offach. Goście mają w składzie kilku klasowych zawodników. Jest Antonio, zwycięzca zawodów Grand Prix. Artem Łaguta też potrafi jechać. Peter Ljung, „Buczek” czy „Okoń” to chłopaki, które potrafią wygrać start i bieg. Cieszę się, że nasza drużyna wygrała, a muszę podkreślić, że Patrykowi przytrafił się defekt. Miał niedokręcony gaźnik i jechał tak w czterech wyścigach. Naprawił i w ostatnim biegu to już była torpeda. Fajnie, że nasza drużyna się rozpędza, bo dość dawno nie jechaliśmy w meczu.
Zapytaliśmy „Duzersa” (11 i bonus) o te śrubki, a także o IX bieg, w którym nasz zawodnik został przez Krzysztofa Buczkowskiego dosłownie wciśnięty w bandę na prostej startowej. - Przez trzy okrążenia jechałem bez haka. Liczyłem, że „Buczek” mój kolega także spoza toru zostawi mi troszkę więcej miejsca. Spotkaliśmy się tam i straciłem hak. Brakowało później pewności, żeby konkretnie zaatakować. Na wejściu w łuk muszę o coś zaczepić nogę. Co z tego, że go doganiałem, kiedy byłem przerażony i nie wiedziałem czy w ogóle dojadę do mety. To była w ogóle fana akcja. Musiałem tam rękę ściągnąć dołem... Czekam na powtórki - dodał sarkastycznie Patryk Dudek. A gaźnik? - Wszystkie biegi miałem wymęczone. Nie było tak, że start i do przodu, tylko dużo walki na trasie. Szukaliśmy winy w sprzęcie, a okazało się, że w gaźniku odkręciły się dwie śrubki i do silnika trafiało więcej powietrza. Motor był przez to słabszy, a ja przez trzy biegi jechałem ze złym ustawieniem. W czwartym starcie usunęliśmy usterkę, założyliśmy standardowe przełożenia i było lepiej. Piąty wyścig skończyłem już z prostą przewagi.
Ogromny wkład w sukces zespołu miał wczoraj, ale w ogóle w całym sezonie Piotr Protasiewicz (12 i dwa bonusy). - Plan minimum na ten sezon wykonany. Jesteśmy w czwórce i walczymy o medale. Nie ma szumu, jest pokora i robimy swoje. Cieszę się, że tak to wychodzi i gratuluję drużynie przyjezdnej, bo musieliśmy się bardzo postarać - ocenił PePe” i nagle dorzucił z zupełnie innej beczki. - Liczyłem po cichu, że pojadę w Pucharze Świata. Mam mały żal do trenera. Z naszych rozmów wynikało troszeczkę inaczej. Trudno, stało się inaczej. Dziś, po długiej przerwie potwierdziłem, że... straciłem tylko punkt. Rany wylizałem i robię swoje. Koncentruję się na nadchodzących meczach, by dać w nich z siebie sto procent. Chcę cieszyć się jazdą, a ta radość jest.
Na koniec jeszcze słowo ze strony przyjezdnych. - Zdobyliśmy 35 punktów i szczerze mówiąc ta porażka wchodziła w rachubę. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy z rezerwą taktyczną włącznie. Niestety, ta ostatnia nie wyszła. Gratuluję Markowi. Zielona Góra coraz bardziej się rozpędza - ocenił trener gości Robert Kępiński i dodał z uśmiechem, że bardzo liczy na „Myszy” i ich zwycięstwo w Lesznie.
- Zrobię to dla ciebie, bo cię lubię - odparł Cieślak, a my trzymamy za słowo.