Puchar pełen goryczy
Stelmet BC przegrał u siebie w słabym stylu z Zenitem Sankt Petersburg 76:90. Dlaczego już po 20 minutach wszystko było pozamiatane?
O ogólne wrażenie poprosiliśmy „jedynkę” naszego zespołu Łukasza Koszarka (6 pkt. - 3/3 za 2, 4 as.). - Zenit to bardzo solidna drużyna i tyle. Natomiast ciężko wygrać, kiedy dobrze wiemy, że dwóch zawodników Toolson (20 pkt. - 3/6 za 2, 3/5 za 3 i 5/5 za 1, 2 zb. i asysta - dop. red.) oraz Timma (19 pkt. - 1/1 za 2, 4/7 za 3 i 5/6 za 1, 6 zb., 2 as. - dop. red) będzie rzucało, a nie odrabiamy pracy domowej. Drugi raz z rzędu rozgrywamy bardzo słaby mecz, upokorzenie w EuroCup.
Musimy się zastanowić, co dalej. Czy nadal chcemy być tylko królami Polski, czy jednak coś zwojujemy w tej Europie - mówił bardzo rozgoryczony kapitan. - Nasze mózgi nie pracowały, bo graliśmy głupio, ale kluczem jest u nas obrona, a ona nie funkcjonowała. Kolejny raz straciliśmy 90 punktów. Trzeba teraz myśleć wyłącznie o następnym meczu, a nie o awansie, bo z taką grą na pewno będzie ciężko pójść dalej.
Dlaczego nie zadziałała defensywa, która była w centrum uwagi od dłuższego czasu. Co poszło źle? - Nie byliśmy wystarczająco atletyczni i nie walczyliśmy tak, jak powinniśmy. Zawaliliśmy ten mecz. Chcieliśmy, żeby było inaczej, ale się nie udało - skwitował Przemysław Zamojski (14 pkt. - 4/7 za 2, 2/6 za 3, 2 zb. i asysta). - Zenit to wyróżniająca się drużyna w EuroCup, ale wina leży przede wszystkim po naszej stronie. Zawaliliśmy pierwszą połowę i ona ustawiła tak naprawdę całe spotkanie. Dobrze, że nie skończyło się jeszcze więcej i do końca walczyliśmy, żeby zniwelować ich przewagę.
Graliśmy głupio, ale kluczem jest u nas obrona, a ona nie funkcjonowała - ocenił Koszarek
Wiadomo, liczą się punkty i nawet jeśli teraz przegrałeś, zawsze można odrobić na wyjeździe. Cóż, nam ewidentnie ten mecz nie wyszedł, nie wpadały rzuty. Zabrakło tego kroku, jednej dodatkowej ręki podniesionej do rzutu, żeby komuś przeszkodzić, utrudnić na łatwej pozycji. Zakładaliśmy poprawę w grze obronnej. Sądziliśmy, że po wyjeździe do Koszalina wracamy na dobre tory, a dziś znów straciliśmy we własnej hali 90 punktów. To boli.
Chyba musimy ciężej pracować. Nie wiem, bo i tak solidnie pracujemy. Musimy niwelować błędy, które nam się przydarzyły. Obejrzymy to spotkanie i postaramy się wyciągnąć wnioski. Drzwi do awansu coraz bardziej się przymykają. Musimy podratować naszą sytuację. Mogła być komfortowa, a my ją skomplikowaliśmy. Nie możemy się załamywać. Gramy znów w sobotę i musimy być gotowi.
Trzeba ćwiczyć na pełnym zmęczeniu i w sytuacjach maksymalnie zbliżonych do meczowych
Jeśli zerkniemy w statystyki to obraz nędzy i rozpaczy mamy tylko w pozycji „rzuty za trzy”. Trzeba przyznać, że nic nam nie wpadało, a rezultat 4/21 przy 10/18 rywali robi różnicę. - Wychodzę na treningu i rzucam cztery, pięć z rzędu. W meczu biegamy, dostajesz piłkę i rzucasz. To pamięć mięśniowa. Czasami wpadnie trzy na trzy, a czasem tylko jeden lub w ogóle. Niestety, takie mecz też się zdarzają. Dlatego trzeba ćwiczyć na pełnym zmęczeniu i w sytuacjach maksymalnie zbliżonych do meczowych. Im wpadało, a nam nie. Ale nie o to chodzi, że oni mieli dzień konia. To my pozwoliliśmy im narzucić swój styl - ocenił Szymon Szewczyk (9 pkt. - 2/3 za 2, 1/4 za 3, 2/2 za 1, 2 zb. i asysta).
Sytuacja w naszej grupie L ułożyła się korzystnie dla Stelmetu BC. Riesen Ludwigsburg pokonał drużynę z Wenecji 94:84 i teraz trzy zespoły walczą o premiowaną awansem pozycję numer dwa. Nasi jadą w środę do Petersburga, a 3 lutego podejmą Niemców.