Psycholog Maria Rotkiel: Urlop ma być odskocznią od tego, co jest na co dzień
Na urlopie potrzebujemy odpoczynku, który by sprawił, że poczujemy się spokojnie i bezpieczniej. Mam wrażenie, że wolimy spokojniejsze urlopy, bo od kilku lat permanentnie funkcjonujemy w stanie kryzysu. Pandemia była kryzysem, wojna jest kryzysem, jest kryzys ekonomiczny – o tym, jak nie zmarnować sobie urlopu mówi psycholog Maria Rotkiel.
Jaki powinien być urlop?
Dostosowany do naszych potrzeb. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że nasze potrzeby często są przeciwieństwem tego, czego doświadczamy w nadmiarze na co dzień. A zatem, jeżeli pracujemy w firmie, w której, na przykład, siedzimy w tak zwanym open space czyli dużej przestrzeni, obok mamy osoby głośno mówiące, jest duży poziom hałasu, a nasza praca jest związana z dużą stymulacją społeczną, czyli mamy dużo kontaktów, dużo rozmów i czujemy przesyt relacjami, to najgorszy pomysł, na jaki można wpaść, to pojechać do jakiegoś popularnego, często odwiedzanego miejsca w sezonie i wpaść z tłumu w tłum.
Natomiast, jeżeli pracujemy raczej sami, wykonujemy pracę zdalną, jeżeli mamy ochotę na spotkanie z ludźmi, jeśli tych ludzi nam brakuje, to jest fajny pomysł, żeby wybrać miejsce, gdzie są kawiarenki, restauracje, gdzie można pójść między ludzi czy do ludzi. Warto więc przyjrzeć się sobie, temu, jak na co dzień funkcjonujemy, w jakim środowisku pracy, jakie bodźce nas otaczają i zadać sobie pytanie, czym konkretnie jesteśmy zmęczeni, czy nie czujemy się przeciążeni, przestymulowani, a jeżeli tak, to jakim typem bodźców aktywności. Starajmy się urlop wybrać tak, by był przeciwwagą, odskocznią od tego, co jest na co dzień. Nie kierujmy się modą, tym, co proponują znajomi, tylko potrzebami, które mają wynikać z wysokiego poziomu samoświadomości. Żeby nie było tak, że po urlopie wracamy zmęczeni.
Są różne opinie na temat tego, ile powinien trwać urlop. Jedni mówią, że naprawdę odpoczywa się dopiero od dziesiątego dnia urlopu, inni, że biorą naraz cały miesiąc, a są też tacy, którym wystarczy kilkudniowa podróż, zmiana otoczenia i wracają z naładowanymi akumulatorami. Jakie jest Pani zdanie?
Warto doceniać każdą formę urlopu i nie gardzić tymi krótszymi. Nie zawsze możemy sobie pozwolić na dłuższe wakacje. Ale jeśli spojrzymy na wyniki badań, to szala przechyla się na korzyść dłuższych urlopów. Jest to związane z wieloma czynnikami. Również z tym, że nasz układ nerwowy potrzebuje czasu na, mówiąc w przenośni – wyhamowanie. Jesteśmy uwarunkowani na pewne tempo funkcjonowania, które narzuca nam codzienność i żeby uspokoić układ nerwowy, a mówimy tu o układzie poznawczym, dobrze jest przestać myśleć o pracy, wyciszyć się, uspokoić myśli, nie koncentrować się na tematach związanych z pracą. Aby w pełni skupić się na relaksie, bo relaks jest formą uważności. Skupiamy się na miejscu, w którym jesteśmy, na odpoczynku, na celebracji tego odpoczynku – z reguły potrzebujemy na to od kilku do kilkunastu dni. Zalecana długość urlopu jest kwestią indywidualną, ale jest tak, że im intensywniej funkcjonujemy, im w większym napięciu i mobilizacji żyjemy na co dzień, tym urlop powinien być dłuższy. To jest tak, jak z hamowaniem samochodu – im szybciej jedzie samochód, tym dłuższa jest droga jego hamowania. Takie są prawa fizyki; można powiedzieć, że i w tym wypadku one działają tak samo – im szybciej „jedziemy” w naszej codzienności, tym ta droga hamowania, czyli wyciszenia, skupienia na pojedynczych, prostszych czynnościach, jest dłuższa. Jeżeli w pracy mamy moment spokojniejszy, większej stagnacji, przewidywalności, to doskonale odpoczniemy na 3-, 4-dniowym urlopie. Ale jeśli mamy za sobą dłuższy okres intensywnego funkcjonowania, to idealny urlop wynosi minimum 2 tygodnie, a miejsce i okoliczności powinny być odmienne od tych codziennych, z nastawieniem na nasze potrzeby. Może być tak, że potrzebujemy się po prostu wyspać, zacząć regularnie jeść i chodzić na długie spacery do lasu. A może być tak, że chcemy pójść do kina, teatru, restauracji, spotkać się ze znajomymi. Patrząc na średnią naszych potrzeb, optowałabym za dłuższymi urlopami, ale to też jest kwestia indywidualna. W ogóle w planowaniu urlopu skupiamy się raczej na swoich potrzebach, na sobie, wsłuchujemy się w siebie, niż szukamy ogólnych wytycznych.
Co jeszcze powinno się wziąć pod uwagę, żeby sobie nie zmarnować urlopu?
Towarzystwo. Postarajmy się pojechać w takim gronie, które jest sprawdzone. Jeżeli znajomi, to tacy, z którymi już byliśmy, jeżeli rodzina, to taka, u której byliśmy. Nie ryzykować planowania urlopu z kimś, kto nam się w jakichś okolicznościach nie sprawdził. Może być tak, że kogoś cenimy, a nawet bardzo kochamy – mam tu na myśli rodziców czy teściów – ale zabranie ich na urlop może nie być do końca najlepszym pomysłem. Nawet jeżeli liczymy na to, że się naszymi dziećmi, a swoimi wnukami zajmą. Potrzebna jest rozwaga, jeśli chodzi o osoby, z którymi jedziemy. Z pedantycznymi, nerwowymi znajomymi wyjazd mógłby być trudny. Często potem słyszę w gabinecie: „pojechałam z moją najlepszą przyjaciółką, a tak nam zmarnowała urlop. Budziła wszystkich o 7 rano, planowała 3 wycieczki w ciągu dnia, umęczyła nas tak, że wracamy wykończeni. A ja chciałam tylko poleżeć nad basenem”. Ważne jest, by dobrze zrozumieć swoją potrzebę. Nie ma nic złego w urlopach aktywnych, gdzie są wycieczki, spływy kajakowe, zwiedzanie, jak i nie ma nic złego w urlopach dla leniuchów, gdy chcemy przez tydzień poleżeć na leżaku przy basenie, bo tego potrzebujemy. Dobrze jest więc zidentyfikować potrzebę i jeżeli z kimś jedziemy, to dobrze jest o tych potrzebach porozmawiać. Powiedzieć przyjaciółce: „Kochana, ciebie wiecznie gdzieś nosi, więc umówmy się, ty sobie jeździsz na swoje wycieczki, nurkowanie, zwiedzanie – ja leżę przy basenie”. Umówić się na to, żeby nie wywierać na siebie presji, która sprawi, że nie będziemy się czuć komfortowo. Zakomunikować, kto czego potrzebuje – to jest też ważne dla par, dla rodziny. Czasami jest przecież tak, że jedziemy ze swoim wieloletnim partnerem, mężem i my chcemy pozwiedzać, aktywnie coś porobić, a nasza druga połówka zasiada na leżaku i nie chciałaby się z niego ruszać przez cały dzień. Nierozmawianie o tym to błąd.
Warto więc przed urlopem ustalić zasady?
Słowem-kluczem jest tu planowanie. Planowanie to wybór i dobranie najlepszej strategii. Czemu ma służyć ta strategia? Naszemu odpoczynkowi. A jak się wybiera strategię? Analizuje się potrzeby. Identyfikuję, nazywam swoje potrzeby, ustalam maksymalny, ale też realny sposób ich zaspokojenia. Komunikuję to, negocjuję z osobami, które są współodpowiedzialne, ustalamy, w ramach jakiego budżetu, jakiego czasu. Czyli trzymajmy się tego, co oznacza słowo planowanie. W dużym skrócie można powiedzieć, że dobry urlop to urlop dobrze zaplanowany.
Jakie niebezpieczeństwa czyhają na ludzi, którzy spędzają urlop w tym samym miejscu? Mam znajomą, która od lat jeździ zawsze ze swoim partnerem, do tej samej miejscowości, tego samego hotelu, w którym wybierają ten sam apartament.
To, że jeździ z tym samym partnerem, to super, ale jeśli chodzi o to samo miejsce, to bym polemizowała. Pytanie, z czego to wynika. Może to być kwestia przyzwyczajenia. Lubimy nasze nawyki i rytuały, przyzwyczajamy się i to jest związane z naszą potrzebą poczucia bezpieczeństwa. Natomiast urlop ma też pełnić funkcję odświeżającą, mobilizującą, motywującą. Ma nam dać energię, zainspirować do działania. A to, co jest bardzo dobrze znane, nie jest pobudzające. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że jeżeli w kółko powtarzamy to samo, czyli na przykład jeździmy w to samo miejsce, to po kilku razach będzie to dla nas na tyle znane, przewidywalne, że przestanie nas pobudzać, motywować. Ale to też indywidualna kwestia. Może być tak, że taka osoba potrzebuje tego rodzaju spokoju, a rutyna to poczucie spokoju jej daje. Zastanowiłabym się tylko, czy nie jest tak, że w tej rutynie pojawia się marazm, ospałość; ważną odpowiedzią na to powinny być nowe bodźce. Wszystko, czego doświadczamy, a co jest dla nas nowe, jest mobilizacją układu poznawczego. Wpływa na naszą kreatywność, asertywność, na zdolność logicznego myślenia. To ćwiczenia dla naszego mózgu, które sprawiają, że mózg jest aktywny w rozumieniu sprawczym. Nie jestem zwolenniczką rutyny, uważam, że ona wprowadza w nasze życie stagnację i letarg. Ale mogą być takie momenty w naszym życiu, które obfitowały w na tyle dużą ilość stresu, bodźców, że potrzebujemy troszeczkę rutyny, powtarzalności po to, żeby zrównoważyć ów poziom energii. Natomiast, jeżeli to po prostu jest nasze przyzwyczajenie i praktykujemy to od paru czy nie daj Boże parunastu lat, to moim zdaniem ten urlop przestaje pełnić tę ważną funkcję, która polega na odświeżeniu, zastrzyku pozytywnej energii. To dadzą nam nowe bodźce. One też mogą być dostarczone przez okoliczności spokojniejsze, nieprzestymulowane, związane z wyciszeniem, jeżeli ktoś tego potrzebuje, ale jednak nowe.
Odwrotny sposób spędzania urlopu to chwytanie wycieczki last minute, wyjazd do kraju, w którym nas jeszcze nie było; trzeba się spakować w ciągu paru godzin. Lądujemy gdzieś, gdzie w istocie spotykamy się z wielką niewiadomą. Jakie niebezpieczeństwa tu mogą się pojawić?
Przede wszystkim to może być urlop pełen przygód. Pytanie, czy lubimy troszkę wyższy poziom stresu. Są osoby, które lubią wyzwania, nowości, lubią, jak muszą sobie poradzić z jakimś problemem. Lubią przełamywać swoje bariery. I znów – to też jest kwestia indywidualna. Trzeba się przygotować, że na takim urlopie może nas czekać jakaś niespodzianka, uniedogodnienie. To nie jest urlop przewidywalny, zaplanowany z odpowiednim wyprzedzeniem. Tu znowu wracamy do punktu wyjścia, czyli pytania, kim jestem i czego potrzebuję. Moje potrzeby dotyczące urlopu bardzo dużo mówią o tym, kim jestem, jaką mam osobowość, temperament, co lubię. A drugą sprawą jest to, że mówią, w jakim momencie życia jestem. Parę lat temu, kiedy świat przed pandemią był bardziej przewidywalny, trwaliśmy w tej iluzji przewidywalności, to z przyjemnością wybrałabym się na szalony urlop. Ale po pandemii, trwającej wojnie i obecnym kryzysie ekonomicznym osobiście cenię sobie możliwość zaplanowania, przewidzenia i świętego spokoju. Może więc być tak, że w różnych momentach naszego życia, w zależności od sytuacji, których doświadczaliśmy, mamy też trochę inne potrzeby. Charakterologicznie preferujemy pewne sytuacje, a innych nie lubimy. Tego rodzaju wybór urlopu jest dla osób, które lubią przygodę, których nie denerwuje nieprzewidywalność, nie irytują się niedoskonałością, chwilowym nieporządkiem, a wręcz jest to dla nich pobudzające.
Wśród moich znajomych coraz częściej zdarza się, że podróżują sami, jak też sami – to znaczy bez męża czy żony – chcą spędzać urlopy. Co Pani o tym sądzi?
Nie ma nic złego w oddzielnych urlopach, pod warunkiem, że potrafimy fajnie spędzać czas. Wielu terapeutów par mówi nawet, że z urlopem jest podobnie jak z codziennym życiem – powinniśmy mieć jeden urlop wspólny, a jeden oddzielny. Czyli mieć płaszczyznę wspólną, robić coś fajnego razem, ale też płaszczyznę na własną indywidualność. No, bo to, co lubi mój partner, niekoniecznie musi mi przypadać do gustu. Niech on więc ma swój urlop, niech chodzi po górach, jak lubi, bo ja nie znoszę gór. On z kolei nie musi lubić leżeć przez pół dnia i się opalać. Pojedźmy więc na dwa oddzielne urlopy, ale wybierzmy też taki, który będzie kompromisem i możliwością pobycia razem w fajny dla nas obojga sposób. To znowu kwestia dobrej komunikacji i strategii na wspólne życie.
Jak wrócić do pracy po urlopie w sposób możliwie najłagodniejszy? Od pewnego czasu ćwiczę taki sposób, że po powrocie z urlopu mam jeszcze jeden wolny dzień na to, by pobyć w domu, na nowo umościć w codziennym życiu, odsapnąć zarówno po urlopie, jak i przed pracą.
To bardzo dobry pomysł, też go praktykuję, by mieć jeden dzień na tak zwany rozruch. Tu znów sięgnę po metaforę z samochodem – musimy się rozpędzić. Nasze codzienne życie ma swoją dynamikę, prędkość. Czasami szybszą, czasem wolniejszą. Musimy w te tryby na powrót wejść. Nie będziemy się czuć komfortowo, jeśli od razu w ten tryb codziennego funkcjonowania wskoczymy. Potrzebny jest czas na rozpędzenie się. Bardzo dobrym pomysłem jest ten jeszcze jeden dzień, żeby mieć czas na rozpakowanie, wstawienie prania, przygotowanie rzeczy do pracy, sprawdzenie maili, zadzwonienie do koleżanki, żeby się dowiedzieć, co się działo w robocie podczas naszej nieobecności. Praktykuję to od wielu lat i dobrze się to sprawdza. Pierwszego dnia w pracy możemy się poczuć jak dziecko z fobią szkolną – możemy czuć po prostu lęk, który wynika z tego, że nie wiemy, co się działo, może coś się zmieniło, a dodatkowo ciężko jest nam tak od razu wejść w tryb codzienności. To przeskoczenie ze spokoju, który udało nam się osiągnąć przez ostatnie dni urlopu i wskoczenie w codzienny rytm jest szokiem dla naszego organizmu i to na każdym poziomie. Stąd ten jeden dzień na rozruch jest doskonałym pomysłem.
Nieraz słyszę od znajomej, która piastuje kierownicze stanowisko, że pierwszy dzień po urlopie jest dla niej straszny; ma wrażenie, jakby wszyscy tylko czyhali na jej powrót, by obsypać ją sprawami, które musi natychmiast rozwiązywać. Telefony dzwonią już od rana i nie ma chwili oddechu. Może warto spojrzeć na to od tej strony i być bardziej uważnym i tolerancyjnym dla tych, którzy są pierwszy dzień po urlopie?
W świecie idealnym tak powinno być, że jak wiemy, że ktoś wraca z urlopu, to od razu nie atakujemy go tysiącem spraw. Ten przykład pokazuje, że urlop jest papierkiem lakmusowym naszego funkcjonowania. Pokazuje, jak funkcjonuje związek, jeżeli jedziemy z partnerem, mężem. Jak funkcjonuje rodzina, jeśli jedziemy z rodziną. Jak funkcjonujemy w pracy – czyli co się dzieje przed wyjazdem na urlop, a co po powrocie z niego. Na ile ludzie, z którymi pracujemy, rozumieją i szanują nasze potrzeby. Na ile pracujemy w zespole, który łączy pewne wartości, jak na przykład uważność na drugiego człowieka. Jeżeli wiem, że ktoś z mojego zespołu za chwilę jedzie na urlop, to nie zrzucam mu na głowę projektu, z którym będzie się musiał spieszyć i ledwo się wyrobi. Jeśli wiem, że ktoś z mojego zespołu wrócił z urlopu, to nie wpadam do niego z najtrudniejszymi tematami od razu. Mówię raczej: „Za dwa-trzy dni przyjdę do ciebie z poważnym tematem, ale na razie spokojnie wejdź w codzienność”. Powrót z urlopu pokazuje, jak zespół się ze sobą komunikuje i rozpoznaje wzajemne potrzeby, na ile dobrze delegujemy obowiązki i jesteśmy asertywni. Ten szok, którego doświadczamy po powrocie z urlopu, jest dla nas ważną informacją, dotyczącą naszego zarządzania pracą, komunikacji w pracy, współpracy i pokazuje, gdzie w komunikacji albo zarządzaniu obowiązkami może być popełniany błąd. Wszystko co się dzieje wokół urlopu i z urlopem i jest dla nas trudne, denerwuje nas, stresuje, potraktujmy jako ważną informację, z której powinniśmy wyciągnąć wnioski, że coś nie jest dobrze zaplanowane, coś nie działa.
W jaki sposób dwa lata pandemii wpłynęły na nasz sposób odpoczynku?
Przede wszystkim mamy duży stres, jeśli chodzi o sprawy finansowe. Po drugie boimy się tak zwanych niespodzianek, że ktoś coś odwoła, coś się znowu wydarzy, co pokrzyżuje nasze plany. Na urlopie potrzebujemy odpoczynku, który by sprawił, że poczujemy się spokojnie i bezpieczniej. Mam wrażenie, że wolimy spokojniejsze urlopy, bo od kilku lat permanentnie funkcjonujemy w stanie kryzysu. Pandemia była kryzysem, wojna jest kryzysem, jest kryzys ekonomiczny. Dużo bardziej potrzebujemy i potrafimy nazwać tę potrzebę – odpoczynku, relaksu, a jednocześnie mamy dużo więcej lęków i obaw. Mamy świadomość tego, że świat stał się dużo mniej przewidywalny, niż myśleliśmy o nim przed pandemią.