Przyznać się w stresie, nie znaczy być winnym. Adwokat z zasadami walczy o młodego kierowcę

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz
Marcin Banasik

Przyznać się w stresie, nie znaczy być winnym. Adwokat z zasadami walczy o młodego kierowcę

Marcin Banasik

To niesamowite, dzwonią i piszą do mnie ludzie oferując pomoc. Jest nawet były oficer BOR - mówi mec. Władysław Pociej. Krakowski adwokat za darmo broni kierowcy, któremu prokuratura zarzuca spowodowanie wypadku z udziałem premier Beaty Szydło.

Śledztwo w sprawie wypadku z udziałem 21-letniego kierowcy i premier Beaty Szydło błyskawicznie urosło do sprawy politycznej. Członkowie partii opozycyjnej twierdzą, że prorządowa prokuratura chce szybko oskarżyć kierowcę o spowodowanie zajścia i zrobić z niego „kozła ofiarnego“ w tej sprawie. Według nich, śledczy chcą zamieść pod dywan nieprawidłowości, jakich mieli dopuścić się funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu, którzy przewozili premier rządu.
Z kolei politycy PiS zarzucają opozycji, że przekracza granicę wtrącania się w wyjaśnienie sprawy. Do sytuacji odniósł się nawet prezes Jarosław Kaczyński, który oświadczył, że opozycja nie liczy się z żadnymi zasadami.

Gorący temat skomentował również lider PO Grzegorz Schetyna. Zaliczył on jednak wpadkę. Reporter RMF FM w wywiadzie z szefem PO zacytował mu osobę, którą oskarżono o spowodowanie kraksy. Schetyna, będąc przekonany, że to słowa Sebastiana K. zaczął krytykować premier Szydło. Okazało się jednak, że nieświadomie skrytykował byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Do wypadku, którym od tygodnia żyje Polska, doszło w piątek 10 lutego ok. godz. 18.30 w Oświęcimiu. Rządowa kolumna trzech samochodów, z jadącym w jej środku pojazdem premier Beaty Szydło, wyprzedzała fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo. Zderzył się z autem szefowej rządu, które później uderzyło w drzewo.

Tuż po wypadku prokuratura ogłosiła, że Sebastian K. przyznał się do spowodowania kolizji. Wtedy w sprawę włączyło się dwóch posłów opozycji, Borys Budka z PO i Marek Sowa z Nowoczesnej, którzy spotkali się z młodym kierowcą. Politycy twierdzili, że 21-latek nie przyznał się do winy i zagwarantowali mu pomoc prawną.

Na te wypowiedzi posłów opozycji oburzył się marszałek Sejmu Ryszard Terlecki, który poinformował, że PiS zastanawia się nad złożeniem wniosku do prokuratury ws. wypowiedzi dwóch posłów opozycji. Terlecki zarzuca im „świadome kłamstwo” i wpływanie na osoby uczestniczące w wypadku. PiS skierował już sprawę do komisji etyki.

Nie prowadzę własnej wojny

W całym tym politycznym maglu kierowcy seicento postanowił pomóc krakowski adwokat Władysław Pociej. O mecenasie jego koledzy mówią: „człowiek z zasadami”, „jeden z najbardziej koleżeńskich, uczciwych i rzetelnych prawników w Krakowie”.
Sam mec. Pociej zapewnia, że żaden z polityków nie namawiał go do wzięcia tej sprawy. Twierdzi, że z inicjatywą, jako pierwszy, wyszedł jego klient.

- Wolność tego zawodu polega na tym, że nie jestem zaangażowany politycznie po żadnej ze stron. Nie prowadzę tutaj własnej wojny. Reprezentuję młodego, wystraszonego człowieka, który znalazł się w całym tym zamieszaniu i nie rozumie tego teatru - tłumaczy mec. Władysław Pociej.

Dodaje, że taka idea towarzyszy mu od początku pracy. - Zostałem adwokatem, aby pomagać ludziom, którym nikt inny nie chce pomóc. Na sali sądowej siedzi oskarżony i cała sala sądowa, prokurator, oskarżyciele posiłkowi, sąd - wszyscy patrzą na takiego człowieka, jakby go chcieli zjeść. Obrońca jest jedyny, który zwraca się do niego jak człowiek - wyjaśnia mec. Pociej.
Prawnik reprezentuje klienta za darmo. - Zdecydowałem, że nie będę brał od niego pieniędzy, ponieważ to młody człowiek, który jeszcze się uczy - mówi. - Do tego dochodzą niecodzienne okoliczności udziału w wypadku premier rządu. Byłoby z mojej strony dużą niezręcznością domagać się pieniędzy od tego człowieka.

Zapewnia, że postąpiłby tak samo, gdyby o pomoc poprosił go kierowca, który zderzyłby się z limuzyną polityka PO.
Adwokat jest kuzynem senatora Aleksandra Pocieja, który startował do senatu z listy PO. Prawnik nie ukrywa, że jego krewny kontaktował się z nim odnośnie prowadzonej sprawy.

- Zadzwonił do mnie, z pytaniem czy to prawda, że bronię kierowcy. Kiedy potwierdziłem, że tak, usłyszałem w słuchawce „O Jezu” - wspomina rozmowę z kuzynem krakowski prawnik.

Mec. Pociej zapewnia jednak, że pokrewieństwo z senatorem sympatyzującym z PO nie miało żadnego wpływu na jego decyzję o pomocy 21-latkowi. Rozmawiał bowiem z nim już po przyjęciu obrony w tej sprawie.

- Myśląc tak, w każdej sprawie można by powiedzieć, że Pociej z Krakowa przyjął sprawę na polecenia Pocieja z Warszawy. Nigdy nie mieszam polityki z moją pracą - zapewnia adwokat.

Krakowski prawnik swojej pracy nigdy nie miesza również z życiem prywatnym. To jednak nie jest łatwe, kiedy ma się kancelarię na drugim piętrze, a mieszkanie na parterze tej samej kamienicy.

- Dla mnie to idealne rozwiązanie. Jeśli zapomnę wziąć jakieś dokumenty z kancelarii, zawsze mogę po nie wejść po schodach. Nie muszę nawet zdejmować kapci - uśmiecha się mec. Pociej.

Prawnicy, którzy znają obrońcę 21-letniego kierowcy, podkreślają, że adwokat jest bardzo empatyczny w stosunku do swoich klientów.

- Jego spokojny i wyważony tembr głosu sprawia, że w sądzie nawet najbardziej przerażeni oskarżeni i poszkodowani uspokajają się. Ma niezwykły dar wyczucia sytuacji. Jeżeli widzi, że klient jest mocno zdenerwowany, to tuż przed wejściem na salę sądową opowiada dowcip. A trzeba przyznać, że w opowiadaniu żartów jest ekspertem - opowiada mec. Paweł Śliz, kolega mec. Pocieja.

Podczas pierwszego przesłuchania kierowca seicento przyznał się do spowodowanie wypadku. Nie było jednak przy nim wtedy adwokata. Mec. Pociej wyjaśnia, że przyznawanie się w ogromnym stresie musi budzić wątpliwości, co do świadomej decyzji.
- Człowiek tuż po wypadku jest w ogromnym szoku. Zwłaszcza w tak niecodziennych okolicznościach jak wypadek z rządowymi limuzynami. Ludzie często mówią, że się przyznają. Później wychodzi, że mówiąc „przyznaję się” mieli na myśli tylko chęć potwierdzenia tego, że byli uczestnikami wypadku. Dla niektórych słowa wypowiedziane w stresie są jednak bardziej wiarygodne, niż te mówione na spokojnie. Jestem, między innymi po to, aby to wyjaśnić tę kwestię - mówi obrońca kierowcy.

Kierowca zmienia zdanie

Podczas poniedziałkowego przesłuchania w Prokuraturze Okręgowej w Krakowie w obecności obrońcy Sebastian K. zmienił zdanie i nie przyznał się do winy. Mimo tego ciąży już na nim zarzut spowodowania wypadku.

W śledztwie, które prowadzone jest pod nadzorem Prokuratury Regionalnej, najważniejsze są trzy kwestie: czy kierowca seicento włączył kierunkowskaz podczas skrętu w lewo, z jaką prędkością jechały auta kolumny rządowej i czy emitowały sygnały świetlne oraz dźwiękowe. Z dotychczasowych ustaleń prokuratury wynika, że rządowe samochody najprawdopodobniej jechały zgodnie z zalecaną prędkością, na sygnale świetlnym i dźwiękowym, a 21-letni kierowca nie włączył kierunkowskazu przy skręcie w lewo.

Zarzut opiera się jednak głównie na zeznaniach bezpośrednich świadków kolizji, czyli pracowników Biura Ochrony Rządu.
Teraz rekonstrukcją wypadku zajęli się biegli z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. - Dziwi mnie, że okoliczności wypadku wyjaśniają eksperci z placówki podlegającej Ministerstwu Sprawiedliwości. Wydaje się, że bardziej trafnym wyborem byłaby jednostka działająca, np. przy uczelni lub innej renomowanej placówce badawczej - dodaje mec. Pociej.

Byli też inni bezpośredni świadkowie wypadku, ale wciąż nie ustalono danych tych osób. Według prokuratury, było też dwóch świadków, którzy kategorycznie twierdzą, że nie słyszeli sygnałów dźwiękowych. - Jeden z nich znajdował się w mieszkaniu 200 metrów od wypadku, leżał na podłodze i oglądał mecz, stąd jego zeznania są mniej wiarygodne - mówił podczas wtorkowej konferencji prasowej Włodzimierz Krzywicki, rzecznik PR w Krakowie.

Mec. Pociej nie chce na razie mówić o tym, co o okolicznościach wypadku mówi jego klient. Zapewnia jednak, że zeznania Sebastiana K. nie są tożsame z zeznaniami borowców.

Adwokat jest zaskoczony tym, że w sprawę tą tak mocno zaangażowali się politycy obu opcji. - Po raz pierwszy spotykam się z taką sytuacją w mojej karierze. Chcę jednak podkreślić, że do tej pory ze strony polityków nie dopatrzyłem się żadnej próby wpływania na przebieg sprawy - mówi mec. Pociej.

Obrońca kierowcy podkreśla też, że jest zdumiony listem premier Szydło do kierowcy. - Zaskoczyło mnie to, że list pani premier został opublikowany przez minister Witek. Nie ogłasza się światu, hola, ja pani premier napisałam list. To jest prywatna korespondencja - dodaje mecenas.

Z kolei poseł Marek Sowa pokazywał dwa dni temu SMS-a, którego dostał od ojca kierowcy. Krytykuje on w nim działania przestawicieli PiS wobec polityków opozycji angażujących się w sprawę wypadku.

Adwokat 21-latka zapewnia, że ojciec kierowcy ma prawo upubliczniać SMS-y, ponieważ nie jest stroną w sprawie, ani bezpośrednim świadkiem.

- W przeciwieństwie do pani premier - zauważa mecenas.
Władysław Pociej pochodzi z rodziny prawniczej. Jego matka była adwokatem, ojciec szefem katedry statystyki matematycznej na ówczesnej Akademii Rolniczej w Krakowie.

W dzieciństwie był harcerzem. - Szczep zielona trójka przy II Liceum im. Jana III Sobieskiego w Krakowie. Najwspanialsze harcerstwo w tamtym czasie - wspomina młodość 60-letni adwokat.

Prawnik z wiekiem wcale nie tracił ochoty na ekstremalne wyzwania. Jest oficerem rezerwy wojsk powietrzno-desantowych. O skakaniu ze spadochronu mówi krótko: - Rewelacja, adrenalina taka, że szkoda gadać.

Prawnik kilka razy brał udział w ekstremalnej drodze krzyżowej, która polega na przejściu 50 km pieszo.

Stryjem prawnika jest słynny adwokat o tym samym imieniu Władysław Pociej, który bronił seryjnego zabójcę Karola Kota, okrzykniętego wampirem z Krakowa. - Lubiłem pytać stryja o tę sprawę. Raz powiedział mi, że ludzie są za głupi na posiadanie prawa do wymierzania kary śmierci innemu człowiekowi. Gdyby Kot był sądzony dzisiaj, to nie wiadomo, czy w ogóle miałby proces. Mógłby przecież trafić do zakładu psychiatrycznego.

Co ciekawe, po zaangażowaniu się w sprawę wypadku i nagłośnieniu jej przez media krakowski adwokat codziennie odbiera telefony i maile od prywatnych osób.

- Dają mi wskazówki, mówią o swoich przemyśleniach. Oferują pomoc. Zadzwonił do mnie nawet człowiek, który przedstawił się jako były oficer BOR. Zaproponował, że opowie mi wszystko o procedurach wewnątrz urzędu. Ktoś inny powiedział, że był szkolony w prowadzeniu pojazdów uprzywilejowanych. Chce mi powiedzieć o kilku sprawach, które powinienem wiedzieć - mówi mec. Pociej.

List premier Szydło do kierowcy

„Postanowiłam zwrócić się do Pana bezpośrednio w tym liście ze względu na emocje powstałe wokół zdarzenia, które 10 lutego było naszym udziałem“ - podkreśliła na wstępie swego listu szefowa rządu. Zwróciła uwagę, że „wypadek drogowy to zdarzenie, które zawsze jest splotem nieszczęśliwych okoliczności i nie da się go przewidzieć“. „Jednak ten wypadek, w którym my braliśmy udział, stał się sprawą polityczną, stąd towarzyszący mu szum medialny“ - dodała. Szydło przypomniała w liście, że ma synów w podobnym, do Sebastiana K. wieku. „I wyobrażam sobie co Pan i Pana bliscy teraz czujecie. Samo to zdarzenie jest przeżyciem trudnych i stresującym. W naszej sytuacji dodatkowo te emocje są potęgowane przez zainteresowanie sprawą opinii publicznej“ - zauważyła premier. „Rozumiem, że podświadomie może się Pan obawiać, że w związku z pełnioną przez mnie funkcją, w postępowaniu nie będziemy traktowani równo“ - podkreśliła Beata Szydło.

Marcin Banasik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.