Przywołówki, czyli rymowanki, które usłyszycie tylko w Inowrocławiu
W wielkanocną niedzielę wieczorem panny dowiedzą się, jaki dyngus czeka je następnego dnia rano. Zadbają o to członkowie Klubu Kawalerskiego.
„Potrzeba tam na nią beczkę wody, furę żużli z kruszwickiej kuźni i wiadro mydliska do wymycia brudnego pyska. Niech śpi i się nie boi, bo za nią jej kawaler Marcin stoi. Ten ją wykupi”. Takie i inne rymowanki wykrzyczane zostaną wieczorem (ok. godz. 19) w wielkanocną niedzielę z ambony nad stawem w Szymborzu (dzielnica Inowrocławia).
Stanie się to podczas przywołówek, starego kujawskiego zwyczaju. Jako jedyni kultywują go obecnie członkowie Stowarzyszenia Klubu Kawalerskiego w Szymborzu.
Po raz pierwszy przywołówki odbyły się w podinowrocławskiej wsi w XIX wieku. Obliczono, że tegoroczne wydarzenie będzie szczególnym. Zorganizowane zostanie po raz 185.
Obecne przywołówki są pewnego rodzaju rozrywkowym widowiskiem. Kiedyś, podczas zaboru pruskiego, stanowiły sposób na zachowanie polskich tradycji ludowych i walkę z germanizacją.
Etnografowie dowodzą też, że spełniały funkcję kontroli społecznej. Piętnowały bowiem wady panien oraz chwaliły dziewczyny cnotliwe i pracowite.
Największą karą, jaka mogła spotkać dziewczynę nie była jednak krytyka. Gorsze od niej było, gdy panna nie została wcale wymieniona podczas przywołówek. Oznaczało to, że nie jest akceptowana przez swoją wieś.
W trakcie współczesnych przywołówek członkowie klubu prezentują miejscowe panny na wydaniu, poświęcając każdej rymowankę. Na przykład: „U pana (tu pada nazwisko ojca dziewczyny) jest tam jedna ładna panienka, na imię ma Martuchna. Potrzeba na nią buteleczkę wody komiteckiej dla jej ochłody, trzy ręczniki haftowane. Niech śpi i się nie boi, bo za nią Marcin K. stoi”.
Każde przywołanie jest informacją, jakiego dyngusa spodziewać powinna się dziewczyna w lany poniedziałek. Mowa jest o beczce wody, oceanie, szymborskim stawie lub buteleczce czy naparstku. O tym, czy będą to litry, czy tylko kilka kropelek decyduje wysokość wykupu, którego wcześniej powinni dokonać chłopacy lub narzeczeni panien. Muszą zrobić to w ciągu dwóch tygodni poprzedzających Wielkanoc w sztubie, czyli siedzibie stowarzyszenia.
Skąpi panowie narażają swoje sympatie na kąpiel, a siebie na krytykę, która wygłoszona zostanie w trakcie przywołówek. A miłe to na pewno nie jest: „Kłaki na łbie noszę jak ciota, bo wygląd mom jak stare rozklekotane wrota. Po szlachecku gadam i sobie sam odpowiadam. Gołąbki hoduje, a wieczorami przy gwieździstym niebie je podmacuje”.
Teksty rymowanek i krytyk powstają w Wielką Sobotę po godz. 22. Zapisywane są w specjalnej księdze. Wcześniej stowarzyszeni kawalerowie budują nad stawem w Szymborzu drewnianą ambonę, z której będą przywoływać. Zdarzało się, że próbowano podpiłować podtrzymujące ją drewniane bele.
Dzieło kolejnych pokoleń szymborzan zostało docenione przez ministerstwo kultury. W 2004 roku nadało ono Stowarzyszeniu Klubu Kawalerskiego nagrodę honorową i medal im. Oskara Kolberga za zasługi dla kultury ludowej. Natomiast jesienią ub. r. przywołówki zostały wpisane na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.
- W końcu przywołówki odbywają się tylko u nas i nigdzie indziej na świecie - komentuje Tomasz Rolirad, prezes kawalerskiego stowarzyszenia.